Siedziałem z chłopakami w salonie popijając przy tym piwo. Chciałem po prostu odreagować po mojej kłótni z Dru. Ta dziewczyna była cholernie irytująca, ale pociągała mnie. Lubiłem to, że była taka niewinna. Wydawało się jej, że życie jest kolorowe, a jednorożce hasają na łące. Tak naprawdę życie jest brutalne i potrafi dobrze dać po dupie. Czułem się dobrze będąc w towarzystwie przyjaciół. Oni, jako jedyni rozumieli mnie i to, co robiłem. Z resztą byli tacy sami jak ja.
- Harry!
Spojrzałem pytająco na Lexi, która wpadła jak burza do domu. Czułem, że coś jest nie tak.
- Coś nie tak? – spytałem. – Spieprzyłaś robotę?
- Można tak powiedzieć – nerwowo poprawiła swoja roztrzepane włosy. – Dru zjawiła się nie wiadomo skąd, kiedy była w trakcie bawienia się. Zabiłam go na jej oczach, a ona potem uciekła.
- Co? – krzyknąłem.
Wszyscy wstrzymali oddech słysząc mój krzyk. Byłem zły, bardzo zły. Instynktownie zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem ochotę coś zniszczyć. Nie panowałem nad moim gniewem. Z całej siły uderzyłem pięścią w szklany stolik, który roztrzaskał się na drobne kawałki. Dokoła leżało mnóstwo odłamków szkła, a moja dłoń była zakrwawiona, ale nie przejąłem się tym. Musiałem się zobaczyć z Dru i to teraz. Nie obchodził mnie nawet ten dzieciak, którego miała zabić Lexi. Pierwszy raz spieprzyła robotę i nie mogłem w to uwierzyć.
- A co z tym dzieciakiem? – spytał poddenerwowany Matt.
- Nie żyje – blondynka wzruszyła ramionami. – Jego ciało jest w furgonetce. Mimo, że pojawiła się Dru, to działałam zgodnie z planem.
- Świetnie – odezwał się Jason. – Czyli teraz przechodzimy do fazy drugiej – zaśmiał się i wstał z kanapy.
Jason zawsze „sprzątał” po naszych akcjach. Był dziwny, ale bardzo przydatny i lojalny. Miałem stuprocentową pewność, że nigdy mnie nie oszuka i nie zdradzi. Moja cała grupa była dla mnie jak rodzina. Byliśmy jedną wielką rodziną i zabiłbym każdego, kto podniósłby na nich rękę.
- Daj opatrzę Ci to – Lexi delikatnie chwyciła moją skaleczoną dłoń.
- Nie trzeba – wyrwałem się z jej uścisku. Dziewczyna zmarszczyła brwi, a w jej oczach pojawił się smutek. Może i Lexi była zabójczynią, ale była wrażliwa. Bała się, że ją opuszczę. Dużo mi zawdzięczała tak samo jak ja jej.
- Przepraszam, Harreh – jęknęła. – Wiesz, że tego nie chciałam, prawda?
Oblizałem suche usta i spojrzałem na Matta, który cały czas nam się przyglądał. Zaciskał szczęki z całej siły, a puszka, którą trzymał w dłoni była praktycznie zgnieciona. Był chorobliwie zazdrosny o Lexi. Czy tylko ja widziałem, to jak on ją kocha?
- Wszystko w porządku – pocałowałem ją delikatnie w czoło, co sprawiło, że od razu się rozluźniła. – Kocham Cię.
- Ja Ciebie też, Harreh – uśmiechnęła się do mnie.
- Idź lepiej zobacz, co z Dru – mruknął Matt. Na jego twarzy widniał grymas niezadowolenia.
- Yeah, to będzie dobry pomysł – dziewczyna usiadła obok niego.
- Sam mówiłeś, że ona nie lubi przemocy. Kto wie, co może strzelić jej do głowy.
- Myślisz, że popełniłaby samobójstwo? – zaśmiałem się sztucznie. Może i nie znałem jej zbyt dobrze, ale wiedziałem, że nigdy by nie opuściła swojego głupiego brata.
- Nie – czarnowłosy pokręcił przecząco głową. – Skąd wiesz, że nie pójdzie na policje?
Zamarłem słysząc jego słowa. Nie przemyślałem tego. Dru nie lubiła przemocy i chciała zmienić ten świat na lepsze, co jest nierealne. Ale czy doniosłaby na mnie policji? Naprawdę byłaby aż tak głupia?
- Właśnie, nie wiesz – pokręcił rozbawiony głową. – Zrób coś z nią. Ona nie jest dobra dla Ciebie. Musisz się upewnić, że nikomu nic nie powie.
- Co proponujesz? – spytałem.
Matt wzruszył nonszalancko ramionami, a Lexi gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc. Mój żołądek skręcił się, a w głowie zaczęło wirować. Czy naprawdę powinienem, to zrobić? Powinienem ją zabić?
*
Jak powinna wyglądać śmierć? Moim zdaniem każdy ma wyznaczony czas, a kiedy on się skończy Bóg go zabiera. W takim razie, dlaczego ten chłopak zginął? Dlaczego Lexi go zabiła? To był człowiek, który miał uczucia, a ona z uśmiechem na ustach zabiła go. Z wyglądu wydaje się być taka niewinna i przyjazna, ale tak naprawdę jest bez serca. Wygląd może mylić.
Po moich policzkach spływały słone łzy, których nie potrafiłam zatrzymać. Byłam na siebie zła, że nie pomogłam temu biedakowi. Może gdybym zrobiła cokolwiek, to on wciąż by żył. Chciałam, aby Lexi smażyła się przez to w piekle. Lubiłam ją, ale to się zmieniło. Kiedy zabiła bezbronnego człowieka znienawidziłam ją.
- Dlaczego płaczesz?
Po moim ciele przeszedł dreszcz, a serce podskoczyło do gardła, gdy usłyszałam TEN głos. Podniosłam głowę napotykając zielone tęczówki, które uważnie mi się przyglądały. Nie wydawał się być zły, ale zatroskany. To było dziwne.
- Jak możecie zabijać ludzi? – zaszlochałam. - Nie macie do tego prawa!
- Nie rozumiesz – westchnął. – Ci wszyscy ludzie są źli, rozumiesz? To dilerzy, ćpuny, alkoholicy i nie mają rodziny. Nikt za nimi nie tęskni.
- I co z tego? – prychnęłam. – Oni wciąż mają uczucia.
- To jest moje życie, Dru! – krzyknął. – Nawet gdybym chciał nie mogę go zmienić! Nic nie poradzę na to, że urodziłem się po to, aby zabijać. Więc daj już spokój!
Byłam przerażona przez jego wybuch. Nie powinnam go denerwować, ale nie mogła przemilczeć tej sprawy. On i jego przyjaciele nie mieli serca. Jak można być tak bezwzględnym człowiekiem?
- Nie wiem, co zamierzasz zrobić, ale masz nikomu o tym nie mówić, rozumiesz?
Skuliłam się, kiedy obdarzył mnie swoim chłodnym spojrzeniem. Bałam się go jak ognia. Co jeśli zrobiłby coś Max’owi? Nie mogłam na to pozwolić, dlatego postanowiłam, że będę grała na jego zasadach.
- Rozumiesz, Dru? – jego głos był surowy.
- Tak – wyszeptałam.
Gwałtownie wciągnęłam powietrze, kiedy Harry mnie przytulił. Byłam oszołomiona i nie wiedziałam, co mam zrobić. Jego ramiona oplatały mnie opiekuńczo jakby bał się, że coś mi się stanie. Westchnął ukrywając twarz w moich potarganych włosach. Niepewnie przylgnęłam bliżej do niego. Wciąż się bałam, ale z jakichś niewiadomych przyczyn potrzebowałam go. Był dla mnie ważny i nie rozumiałam, dlaczego. Przecież był mordercą, oszustem, a jego nastrój zmieniał się, co pięć sekund, to i tak mnie intrygował. Zachowywał się jak baba w ciąży, serio.
- Zapomnij o tym – powiedział, kiedy tylko odsunęliśmy się od siebie. – Wyobraź sobie, że to tylko zły sen.
Spojrzałam na niego zdumiona słysząc jego słowa. Czy on był poważny? Jak miałam zapomnieć o tym, że zabito człowieka na moich oczach? Ta scena będzie nawiedzać mnie do końca życia. Nie pomogłam mu i nie mogłam sobie tego wybaczyć.
- Dru? – Harry delikatnie potarł moje ramię.
Nie chcą się z nim kłócić skinęłam głową. Styles był zdecydowanie zdziwiony, że nie zaczęłam się z nim kłócić. Z resztą ja również, ale najwyraźniej strach zmienia ludzi.
- Świetnie – uśmiechnął się szeroko ukazując słodkie dołeczki. Słodkie? Cholera, co się ze mną dzieje? – Jestem głodny, zjemy coś?
- Zaraz coś zamówię – chciałam już wybierać numer pizzerii, ale Harry wyrwał mi z dłoni telefon.
- Sami coś ugotujmy – powiedział widząc moje pytające spojrzenie.
- Ty w ogóle umiesz gotować? – spytałam idąc za nim do kuchni.
- To takie dziwne, że morderca potrafi coś oprócz od zabijania, co nie?
Przegryzłam wargę, a moje policzki zaczerwieniły się. Zrobiło mi się go żal. Ale czy powinnam współczuć mordercy?
- Ja tego nie powiedziałam.
- Ale tak pomyślałaś – oblizał suche usta, a ja zapragnęłam go pocałować. Stop! O czym jak w ogóle myślałam?
- Po prostu coś ugotujmy – powiedziałam szybko. – Co chciałbyś zjeść?
- Co powiesz na tosty?
Zaczęłam się niekontrolowanie śmiać z jego słów. Czasami naprawdę zachowywał się jak głupek.
- To nie jest jakieś wytworne danie – prychnęłam.
- Daj spokój – machnął ręką. – Umiem coś tam gotować, ale prawie nigdy tego nie robię. Nie mam czasu na to, zazwyczaj zamawiam jakieś żarcie.
- Niezdrowe jedzenie? I masz taką figurę? – te słowa opuściły moje usta zdecydowanie zbyt szybko abym mogła je zatrzymać.
- Więc uważasz, że jestem seksowny? – zaśmiał się i puścił mi oko. Głupia, głupia, głupia!
- Ty rób te tosty, a ja popatrzę – usiadłam na blacie i zakryłam twarz włosami, aby zasłonić rumieńce.
- W porządku – zaśmiał się. – Do twarzy Ci z rumieńcami.
Jęknęłam zażenowana. Harry był chodzącą zagadką. Jego nastrój zmieniał się, co pięć sekund, a ja przez to wpadałam w szał. Nagle w mojej głowie zapaliła się czerwona żarówka. Kompletnie zapomniałam o tej dziwnej sytuacji, która miała miejsce parę dni temu między moim bratem, a Harrym. Byłam ciekawa i chciałam wiedzieć, o co chodzi. Powinnam wiedzieć! Byłam prawnym opiekunem mojego brata i zajmowałam się nim.
- Harry? – przegryzłam nerwowo wargę. Bałam się, że może znowu się zdenerwować.
- Hm? – westchnął.
- Co masz do mojego brata?
Jego ciało napięło się, kiedy usłyszał moje pytanie. Zadrżałam ze strachu, gdy obrócił się twarzą do mnie. Jego zielone tęczówki zmieniły się na czarne. Nóż, który trzymał w dłoni wypadł i uderzył z hukiem w białe kafelki. Myślałam, że zwariuję.
- Twój brat, to mięczak i głupiec – jego głos był surowy. – Nie przejmuje się niczym, nawet tobą.
- Nie waż się tak mówić! – krzyknęłam, a krew w moich żyłach zagotowała się. Jak on mógł obrażać mojego brata?
- Nie krzycz na mnie suko! – z całej siły ścisnął mój nadgarstek, a ja zaskomlałam z bólu. – Nigdy. Więcej. Tak. Do. Mnie. Nie. Mów. Rozumiesz? – wycedził przez zęby.
Moje oczy zaszkliły się przez potworny ból oraz strach. Co miałam zrobić? Poniosły mnie emocje i dlatego na niego krzyknęłam, ale z drugiej strony on obraził mojego brata. Za kogo on się uważał? Za mordercę, idiotko – moja podświadomość nabijała się ze mnie.
- Rozumiesz? – krzyknął w moją twarz, a ja zamknęłam oczy.
- Przepraszam! – pisnęłam.
- Cholera – Harry wymamrotał pod nosem, a ja odetchnęłam z ulgą, ponieważ puścił mój nadgarstek.
Sapnęłam widząc, że moja skóra jest czerwona. Na bank będę miała siniaki.
- Padnij na podłogę – szturchnął mnie.
- Co? Dlaczego? – byłam zdezorientowana.
- Padnij albo Cię zabiję – syknął, a moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
Po chwili leżałam na podłodze zaciskając oczy z przerażenia. Nie wiedziałam, co się dzieje. Krzyknęłam, kiedy usłyszałam strzały. Pocisk trafił w szybę, a odłamki szkła uderzyły o moje ciało i Harry’ego. Byłam przerażona i bałam się, że umrę dzisiejszej nocy. Styles podniósł koszulę i wyjął pistolet, który był przymocowany do paska jego spodni. Słyszałam Harry’ego, który krzyczał coś do mnie równocześnie strzelając do kogoś. Chciałam się podnieść i uciekać gdzie pieprz rośnie, ale nie mogłam wstać. Moje kończyny odmówiły posłuszeństwa. Serce biło jak oszalałe i wydawało mi się, że zaraz wyskoczy z mojej piersi. Nagle coś chwyciło mnie za nogę i zaczęło ciągnąć. Z mojego gardła wydobył się krzyk, który stłumiony był przez odgłosy strzelaniny. Łapałam się wszystkiego, co było w zasięgu moich dłoni, ale to nie pomogło.
- Harry! – krzyczałam. – Pomocy! Proszę!
Jęknęłam, kiedy przewrócono mnie na plecy. Nad moją twarzą zawisła twarz jakiegoś chłopaka. Nigdy w życiu go nie widziałam. Na jego ustach widniały triumfalny uśmieszek. Miałam ochotę wydrapać mu oczy. Szarpałam się i robiłam wszystko, aby wydostać się z jego mocnego uścisku. Cholera, był zbyt silny.
- Przestań się ruszać, dziwko! – splunął.
- Proszę nie – płakałam.
- Słodkich snów – uśmiechnął się głupio i przycisnął mi do ust jakąś szmatkę. – Oddychaj.
Wstrzymałam oddech, aby nie wdychać tego okropnego zapachu. Gdzie był Harry, kiedy go potrzebowałam? Gwałtownie wciągnęłam powietrze, gdy chłopak kolanem przycisnął mój brzuch. Chciałam krzyknąć, ale nie miałam na to siły. Moje oczy powoli zamykały się, a ciało robiło się bezwładne. Odpłynęłam.
Jak Wam się podoba nowy rozdział? Piszcie, co
myślicie o notkach i co chciałybyście w nowych rozdziałach. To bardzo mi
pomoże. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam. Proszę o Wasze opinie, ponieważ
są dla mnie bardzo ważne i dają mocnego kopa w tyłek. Dziękuję za każdy
komentarz. Cieszę się, że ze mną jesteście.
Jak myślicie, jaki konflikt jest między Harrym, a Max'em. Co się stanie z Dru?
Czytasz = komentujesz