niedziela, 26 stycznia 2014

Koniec części pierwszej

                                                   W tle.

Ciepły wiatr rozwiał mi włosy, a promienie słoneczne delikatnie muskały policzki. Liście szeleściły cicho, a w powietrzu unosił się zapach kwiatów, które rosły na cmentarzu. 
Jednego dnia wszystko straciło sens. Harry umarł, zabierając ze sobą wszystko - moją duszę, moje serce, moje życie. Zostawił tylko gniew, smutek, pustkę i naszą miłość, która płakała w kącie. Na ceremonii pogrzebowej nie było dużo ludzi, jedynie ja oraz przyjaciele Harry'ego. Pastor mówił jakieś słowa, ale nie słyszałam ich. Stałam jak sparaliżowana, nie wydając z siebie  żadnego dźwięku. Nie płakałam, co było nowością, bowiem przez ostatnie dni nie robiłam nic innego. Nie czułam nic, oprócz tej pustki, która pochłaniała mnie od środka i smutku. Smutek to takie samo uczucie jakby się tonęło, albo grzebano Cię żywcem w ziemi. Każdy oddech dusi. Nie ma niczego, czego można by się przytrzymać, niczego w co można by się wbić pazurami. Nie ma wyjścia, trzeba odpuścić. Ja odpuściłam i tak nie miałam siły na dalszą walkę. Byłam jak robak, którego ktoś rozdeptał. Byłam niczym oprócz ciała, bo moja dusza umarła. 
Lexi płakała  w ramionach Matta, który tępo patrzył się w trumnę. Lily co chwila wycierała łzy i powtarzała sobie cicho, że to tylko zły sen i zaraz się obudzi. Dante obejmował ją w pasie, co chwila całując we włosy. Teraz mieli tylko siebie i nikogo więcej, no może zastępczą rodzinę Lily, która wcale się nią nie przejmowała. Jason stał obok mnie wraz z Max'em. Chyba bali się, że zrobię jakąś scenę, albo zemdleję, ale nie miałam takiego zamiaru. Chciałam stąd jak najszybciej pójść i zaszyć się w swoim pokoju. Po raz pierwszy w życiu pragnęłam samotności. 
Zamknęłam oczy, przypominając sobie ten tragiczny dzień, który zabrał mi moją miłość. 
"Moje dłonie trzęsły się, kiedy szłam w stronę domu gangu. Nagle przede mną pojawił się Matt, który był cały we krwi, co strasznie mnie przeraziło. Chciałam go wyminąć, lecz nie pozwolił mi na to, co spowodowało, że na niego wpadłam. Chwycił mnie za nadgarstki, kiedy zaczęłam się wyrywać. O co mu do cholery chodziło? 
- Puść mnie! - krzyknęłam. 
- Wracaj do domu - warknął, a ja pisnęłam, gdy wbił paznokcie w moją skórę.
- Gdzie jest Harry?! - wciąż się wierciłam. - Harry!
Nagle drzwi otworzyły się, ukazując Dante, który zacisnął szczęki, widząc co wyprawiamy.
- Puść ją, Matt - powiedział, zaciskając dłonie w pięści.
Matt puścił mnie i delikatnie popchnął, a ja fuknęłam, patrząc na niego zła. A więc tak się traktuje kobiety? Współczuję Lexi, że ma takiego chłopaka. 
- Gdzie jest Harry? - spytałam, podchodząc do brata mojego chłopaka, a może byłego chłopaka?
Dante nic nie powiedział tylko westchnął ciężko i wpuścił mnie do środka. Niepewnie weszłam do salonu, a moje nogi zrobiły się jak z waty, gdy zobaczyłam zapłakaną Lexi. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie było Harry'ego. Lily siedziała w kącie, ściskając poduszkę, a z jej oczu wylewał się ocean łez. 
- Gdzie jest Harry? - mój głos zazdrżał.
Lexi zaczęła gorączkowo kręcić głową, a siostra Stylesa wybuchała jeszcze głośniejszym płaczem. Jason spuścił głowę i zaczął bawić się swoimi palcami. Nie, to nie mogło się dziać naprawdę.
- Gdzie on jest?! - krzyknęłam, a łzy pojawiły się w moich oczach. 
- Przykro mi, Dru - Dante delikatnie chwycił mnie za ramię.
- To niemożliwe - wyszeptałam. - Powiedz, że to nieprawda! 
Brat Harry'ego skrzywił się, gdy krzyknęłam na niego. Zacisnął usta i pokiwał przecząco głową. Zakryłam usta dłonią, aby zatrzymać szloch, który się z nich wydostał. Upadłam na kolana, płacząc jak mała dziewczynka. Praktycznie słyszałam jak moje serce zostało złamane. Krzyczałam jakbym była psychicznie chora, a wszyscy zebrani w pokoju patrzyli na mnie ze współczuciem. To nie mogła być prawda. Dlaczego mi to zrobił? 
Boże, dlaczego mi go zabrałeś? Miał być ze mną do końca życia. Miał być zawsze przy mnie. Umierałam z bólu jaki mi zadano. Dlaczego nie zabrałeś mnie zamiast jego? Moje życie było niczym bez Harry'ego. Umarłam w tym samym momencie co on. Nigdy nie czułam takiego bólu, nawet po stracie rodziców. Wszyscy mnie zostawiali i chyba w końcu zrozumiałam dlaczego - nikt nie mógł ze mną wytrzymać. Bóg zabierał ich ode mnie, bo byłam przeklęta. Urodziłam się po to, aby cierpieć. 
Moja głowa pulsowała z bólu, a w klatce piersiowej czułam żywy ogień. Wolałabym umrzeć niż czuć ten ból. Chciałam umrzeć i to wszystko zakończyć, ale nie mogłam. Musiałam samą siebie ukarać, a najgorszą karą jest życie na tym świecie."
- Opiekuj się nim, Panie - pastor zakończył swoje przemówienie, wzdychając cicho.
Na pewno wiedział, że właśnie umarł najniebezpieczniejszy morderca w naszym mieście. Jak się czuł z tym, że właśnie prosił Boga o łaskę dla niego?
Czterech silnych mężczyzn, zaczęło opuszczać trumnę do ogromnej dziury. Przełknęłam głośno ślinę, gdy dotknęła brudnej ziemi. Proszę, nie zakopujcie go. 
Wszyscy po kolei wrzucali ziemię oraz kwiaty na trumnę. Ostatnia byłam ja. Piach palił moją dłoń a biała róża, którą trzymałam sprawiała, że miałam ochotę zacząć krzyczeć. Biała róża symbolizowała jego piękną duszę anioła. Wiedziałam, że był aniołem nawet mimo tego co robił. Był dobry, nie zasłużył na śmierć.
Rzuciłam to co trzymałam w dłoniach nawet nie patrząc w dół. Tępo wpatrywałam się w gęste drzewa, które rosły przy cementarzu. Dwie alejki dalej były groby moich rodziców, którzy także odeszli przeze mnie. 
- Dru, idziemy? - Max spytał, gdy wszyscy zaczęli opuszczać przygnębiające miejsce. 
- Zaraz do ciebie dojdę.
Mój brat westchnął cicho, ale spełnił moją prośbę. Wiedział, że było mi bardzo trudno, bowiem to właśnie on siedział cały czas przy mnie, gdy płakałam. Nie zostawiał mnie nawet na chwile, bojąc się, że mogłam coś sobie zrobić.
Poczekałam aż katakumba zostanie zamknięta, a grabarze również opuszczą te miejsce. Kiedy nikogo nie było już w pobliżuj przejechałam palcem po złotym napisie "Harry Edward Styles". Łzy pojawiły się w moich oczach, a po chwili spłynęły po czerwonych policzkach. 
- Tak bardzo cię przepraszam, Harry - wyszeptałam. - To przeze mnie nie ma cię obok mnie. Chciałam żebyś tulił mnie przez całe życie, bo tylko w twoich ramionach czułam się bezpieczna. Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie wiesz? - zaśmiałam się przez łzy. - Byłam zachwycona twoim samochodem, ale kiedy zobaczyłam ciebie byłam już zauroczona. Dnerwowałeś mnie, to fakt, ale nie mogłam się oprzeć twojej urodzie. Potem wszystko zaczęło się komplikować, ale nie chciałam żebyś odchodził. Chciałam cię zmienić na lepsze, chciałam być z tobą do końca życia, ale teraz cię już nie ma. Kiedy w końcu znalazłam osobę, którą pokochałam całym sercem Bóg mi ją zabrał. Dlaczego? Proszę, powiedz mi, dlaczego dałeś się zabić.?Dlaczego mnie zostawiłeś? Potrzebuję twojego głosu, oczu, dotyku, ust, śmiechu, potrzebuję całego ciebie. Może właśnie w tym tkwi problem? Być może potrzebuję cię bardziej niż ty potrzebowałeś mnie? 
Wzięłam głęboki wdech, wycierając twarz, próbując się choć trochę uspokoić. Musiałam mu powiedzieć wszystko, przeprosić za to co zrobiłam. Nie mogłam z tym żyć, to zbyt boli.
- Przepraszam, że uwierzyłam, że mógłbyś mnie zdradzić. Przepraszam, że pozwoliłam wrogowi się do mnie zbliżyć, że byłam taka naiwna. Przepraszam, że zniszczyłam twoje życie i ciebie. Nie chciałam tego, chciałam tylko być z tobą. To głupie, ale chciałam mieć z tobą dzieci. Byłbyś świetnym ojcem, wiesz? - zacisnęłam dłonie, wbijając paznokcie w skórę. - Nieustannie o tobie myślę. Myślę o przyszłości, która na nas czekała. I nie jestem gotowa żebyś odszedł, bo cię za bardzo kurwa kocham. 
Zaszlochałam, obejmując się ramionami, jakby to miało wypełnić pustkę, która mnie ogarnęła. Tak bardzo mi go brakowało. 
- Mówiłeś, że mnie nigdy nie zostawisz. Wróć, proszę.
Mój szept poleciał wraz z wiatrem gdzieś daleko. Czułam, że na mnie patrzył tymi swoimi zielonymi oczami, które przypominały wiosenną trawę. Bóg na pewno się nad nim zlitował i wziął go do nieba. Był wraz z innymi aniołami, które strzegły ludzi. Harry był moim aniołem stróżem, byłam tego pewna.
                          *
Siedząc skulona na łóżku patrzyłam przerażona na własny pokój. On tutaj był, siedział na tym łóżku, bawił się moimi rzeczami. Wszystko przypominało mi o nim. Nie chciałam tych wspomnień, nie chciałam pamiętać niczego. 
Wyjęłam spod poduszki butelkę burbonu, po czym odkręciłam kurek. Ignorując pieczenie w gardle piłam alkohol. Nie przestawałam, zmuszając się do coraz większych łyków. Nie pogniewałabym się gdyby to mnie zabiło. Kiedy opróżniłam butelkę do połowy zrobiłam odważniejszy ruch. Rzuciłam koc na podłogę, a po chwili do niego dołączyły ramki na zdjęcia, figurki oraz moje prace. Zagryzłam mocno wargę, kiedy zobaczyłam portret Harry'ego. Podarłam go na kawałki, a następnie rzuciłam do reszty. Resztę alkoholu wylałam na przedmioty, po czym wyjęłam z kieszeni zapalniczkę i podpaliłam to. Ogień buchnął, a wszystko zaczęło się spalać, zamieniając w dym. Jak zaczarowana patrzyłam na pożar, który wznieciłam. Smród zaczął wypełniać cały pokoju. Zmienię się i będę taka jaka powinnam być. Paskudne życie było moim przeznaczeniem i musiałam się z nim zmierzyć. Będę gorsza niż każdy zabójca. Będę potworem bez serca, bo taka powinnam być. Dawna Dru zniknęła, a wraz z nią współczucie, miłosierdzie i nadzieja. 
                       "Zmiany przychodzą jak lek­ki wiatr, który po­rusza zasłony o po­ran­ku i jak de­likat­ne                                      per­fu­my pachnące dzi­kimi kwiata­mi, uk­ry­tymi w trawie."

                                                      

Witam wszystkich, którzy postanowili przeczytać ten jakże okropny rozdział. Notka jest krótka to fakt, ale napisałam wszystko, co chciałam napisać. To koniec części pierwszej, a przed nami część druga. Chcecie ją w ogóle? Mam ją pisać na tym blogu, czy może założyć nowy? Jak uważacie? A i jeszcze nazwa! Tyle roboty, Boże pomóż mi!
Dziękuję za wszystkie komentarze i pytania na asku. Jeżeli czegoś nie wiecie, albo nie rozumiecie, to pytajcie mnie tam. Proszę, aby każdy z Was skomentował ten post i napisał mi co najbardziej podobało mu się w tej części. To dla mnie bardzo ważne, naprawdę. Błagam Was o komentarze choć nie powinnam, ale po prostu kocham czytać, to co piszecie.
Kocham Was! <3
Pozdrawiam xx

piątek, 24 stycznia 2014

19

Nocą wszystko wydawało się być straszniejsze, a tajemnice jeszcze bardziej mroczone. Nic dziwnego, że właśnie nocą mordowano ludzi, gwałcono kobiety i bito niewinnych ludzi. Mrok idealnie pasował do złej duszy i martwego serca. 
Ogromny plac, który znajdował się przy starej stacji benzynowej, która splajtowała około dziesięć lat temu, miał być miejscem rozegrania największej bitwy ostatnich lat. To właśnie w tym miejscu wszystko się zaczęło i miało się skończyć.
Sześć lat temu w tym miejscu spotkały się dwa różne charaktery. Harry i Oliver od razu znaleźli wspólny język, bowiem borykali się w życiu z podobnymi problemami. Oboje pochodzili z rozbitych rodzin, które nie miały zbyt wiele pieniędzy. Nie mieli łatwego życia ani sił na życie, które zawsze sprawiało mi kłopoty.Czternastolatkowie widząc, że ich rodziny ledwo wiązały koniec z końcem postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Pracowali dla jednego z dilerów, który zlecał im kradzieże. Natomiast gdy tylko ukończyli szesnaście lat zajęli się poważniejszym interesem, a mianowicie sprzedażą narkotyków. Jedna sytuacja poróżniła ich i rozbiła toksyczną przyjaźń. Oliver widząc, że Harry był lepszy od niego we wszystkim postanowił zniszczyć życie przyjaciela do końca, zaczynając od nękania jego matki, a kończąc na wydaniu go policji. Dante, który od zawsze nie lubił Olivera postanowił się zemścić za krzywdy brata. Wraz z Harrym sprawili, że życie Charmsa stoczyło się na dno. Od tamtej pory nienawidzili się i przysięgli sobie, że kiedyś rozegrają to do końca. Najwyraźniej ta obietnica miała się ziścić dzisiejszej nocy. 
Harry szedł na czele swojego gangu, który zaciskał dłonie z gniewu. Dante dyskretnie rozglądał się dookoła, zastanawiając się czy wszystko pójdzie zgodnie z planem. Ale co mogłoby pójść nie tak? Ten plan został ułożony dawno temu i wszystko było zapięte na ostatni guzik, ale i tak czuł niepokój.
Jason z szyderczym uśmieszkiem na ustach, głaskał swój rewolwer, który cenił ponad wszystko. Chciał znowu poczuć krew na swoich rękach i widzieć ludzi, którzy giną od kul jego pistoletu.
Za to Lexi nie myślała o niczym. Zablokowała swoje uczucia i nie mogła sobie pozwolić na to, aby coś ją rozproszyło. Miała zadanie do wykonania i chciała wykonać je jak najlepiej, aby ona i jej rodzina wróciła cała i zdrowa do domu. Nie dopuszczała do siebie nawet myśli, że coś mogłoby się stać.Wszystko miało być dobrze.
Przy Harrym, którym kierował gniew kroczył Matt. Czarnowłosy był zadowolony, że w końcu wszystko się zakończy. Sprawa z Charmsem była już dla niego męcząca i chciał w końcu ją zamknąć. Mieli inne zadania, które musieli wykonać, ale nienawiść Charmsa i Harry'ego zawsze stała na pierwszym miejscu. Po drugie gang Olivera często niszczył ich towary i zakłócał interesy. 
Harry warknął ze złości, gdy zobaczył Olivera, który stał ze swoim gangiem. Charms był pewny, że to on wygra. Zrobił wiele złego i był z tego cholernie dumny, a najbardziej podobał mu się fakt, że biedna Dru przez niego cierpiała. Lubił ją wkręcać i patrzeć jak umiera z bólu. Śmieszyło go to, że tak szybko mu zaufała. Musiał jedynie poudawać poukładanego chłopca, który myśli pozytywnie, a ona od razu wierzyła mu w każde słowo. Wiedział, że śmierć Harry'ego będzie dla niej zabójczym ciosem i to mu się podobało.
- Styles jest bystry - odezwał się cicho Michael, który stał blisko swojego szefa.
- Znam go lepiej niż wy wszyscy - Charms mówił powoli, akcentując każde słowo. - I wiem jakie są jego słabe strony.
Gangi stały w dużej odległości od siebie. Panowała grobowa cisza, którą zakłócał tylko świst wiatru i szelest liści. Wszyscy wiedzieli, że za chwilę rozpęta się prawdziwe piekło i przeżyją nieliczni. Nikt nie chciał zginąć, ale wcześniej pogodzili się już z faktem, że tak może się stać. Jedynie Harry i Oliver byli pewni, że przeżyją, ale czy mieli rację?
Nagle wszyscy zaczęli strzelać, próbując być celnym. Drużyna Harry'ego z zawziętością strzelała do przodu i unikała śmiertelnych pocisków. Mroczny kosiarz przyglądał się im uważnie, ostrząc swoją kosę. 
Lexi krzyknęła, gdy ktoś mocno uderzył ją w ramię, a broń wypadła z jej dłoni. Spojrzała z mordem w oczach na ciemnowłosą dziewczynę, która zaciskała pięści gotowa do walki. Lexi od razu rozpoznała Alice, która kiedyś należała do ich grupy, ale niedługo potem Charms sprowadził ją na swoją stronę. Dla blondynki widok Alice wciąż był bolesny, zważając na to, że kiedyś się przyjaźniły. 
Alice zamachnęła się, a jej pięść zderzyła się z policzkiem Lexi, która pisnęła z bólu, zataczając się do tyłu. Lex ignorując ból kopnęła swoją rywalkę w piszczel, co spowodowało, że dziewczyna upadła na mokry asfalt. Przyjaciółka Harry'ego usiadła na zwijającej się z bólu dziewczynie, chwytając mocno za jej włosy. Nie zastanawiając się uderzyła jej głową parę razy o ziemię, uśmiechając się, gdy zauważyła krew spływającą po jej jasnej skórze. 
- Lexi - Alice wyszeptała, czując potężny ból głowy, który zabijał ją jak pociski kul. - Moja córka.
Lexi przełknęła głośno ślinę, gdy dziewczyna wspomniała o swojej rocznej córeczce. Nigdy nie miała okazji jej poznać mimo że miała być jej matką chrzestną. Często zastanawiała się czy jest podobna do ojca, czy do Alice. 
- Zaopiekuję się nią - powiedziała, patrząc w ciemne oczy byłej przyjaciółki, po czym ostatni raz chwyciła ją za włosy, uderzając jej głową o asfalt. 
Alice przestała się ruszać, co było znakiem dla Lexi, że wygrała  pojedynek z przeszłością. Samotna łza spłynęła po jej policzku, ale szybko ją wytarła, wmawiając sobie, że Alice musiała umrzeć, tak wybrała. Zeszła z bezwładnego ciała, podniosła swoją broń, a następnie rzuciła się na pomoc Mattowi. 
     Jason schylił się w ostatniej chwili, gdy pocisk przeleciał tuż nad jego głową. Westchnął z ulgą, celując w młodego chłopaka, który chwilę później upadł, wykrwawiając się na śmierć. Obok niego Dante zawzięcie bił się z umięśnionym facetem i wszystko wskazywało na to, że to nie Dante wygra ten pojedynek. Jason widząc, że jego przyjaciel jest na straconej pozycji strzelił do mięśniaka. Dante stanął zszokowany, widząc jak mężczyzna chwyta się za gardło, które przebiła kula. Krew trafiła w jego twarz, sprawiając, że miał ochotę zwymiotować. Zacisnął mocno szczęki, gdy człowiek padł na kolana, patrząc w jego oczy z litością. Było mu ciężko, chyba odezwało się w nim człowieczeństwo. Przełknął głośno ślinę, obracając się, aby spojrzeć na Jasona, który puścił mu oko, po czym wdał się w bójkę z grupką młodych chłopaków. Dante szybko otrząsnął się z szoku i ruszył na pomoc przyjacielowi, który był dla niego jak brat, a rodzina trzyma się razem. 
Przeraźliwy krzyk sprawił, że na ciele Matta pojawiła się gęsia skórka. Warknął wściekle, widząc, Lexi, która leżała na ziemi. Czarnoskóry chłopak kopał jej drobne ciało, śmiejąc się jak psychopata. Matt podbiegł do nich, chwytając chłopaka za szyję. Lexi zwijała się z bólu, łzy spływały po policzkach, a jej chłopak wbił nóż w gardło sprawcy jej bólu.
- Kochanie, wszystko w porządku? - Matt przykucną przy swojej ukochanej, delikatnie gładząc jej roztrzepane włosy.
- Matt - zapłakała, a mężczyzna zesztywniał, widząc jej postrzelone ramię. 
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję - rozerwał swoją koszulkę, po czym zawiązał nią ramię dziewczyny. - Musisz iść do furgonetki, rozumiesz? 
- Nie mogę - zaczęła gorączkowo kręcić głową, ignorując zawroty. 
- Pomogę ci.
Matt delikatnie podniósł Lexi i zaczął prowadzić ją w stronę samochodu wcale nie przejmując się jej protestami. Nie chciał, aby coś jej się stało. Była całym jego życiem i musiał ją chronić, to nie ona miała zginąć.
Posadził ją na tylnych siedzeniach, odgarniając z jej czoła kosmyki blond włosów. Mimo, że była cała we krwi i brudzie, to i tak była urocza. Skrzywił się, widząc liczne rany na twarzy. Bał się, że może być ich więcej. 
- To nie boli - powiedziała, uśmiechając się czule. - Idź im pomóc. Nie pozwól, aby coś im się stało. 
- Kocham cię.
Ich usta na chwilę złączyły się w czułym pocałunku, po czym Matt pobiegł w stronę przyjaciół. O wiele bardziej mógł skupić się na pracy, kiedy Lexi była bezpieczna. 
Kiedy Harry powalił na kolana kolejną osobę rozejrzał się dookoła, a jego oczy rozszerzyły się ze strachu. Wszędzie było pełno krwi, ciał i broni. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego. Przez chwilę czuł się jak mały chłopiec, który zgubił się w supermarkecie. Ogarnęła go panika, kiedy nigdzie nie mógł dostrzec Lexi. Jeszcze niedawno ją widział w takim razie gdzie była teraz? Nagle ktoś go popchnął i skończyłoby się to upadkiem, gdyby nie to, że w ostatnim momencie odzyskał równowagę. 
- Znowu się spotykamy, Harry - Charms uśmiechnął się złośliwie, a Stylesem aż zatrzęsło ze złości. - Twoja dziewczyna jest niezła. Kiedy już cię zabiję będzie moją niewolnicą. 
Harry chwycił go za ramiona, uniósł nogę i kopnął go w brzuch. Był wściekły, a wzmianka o Dru sprawiła, że wpadł w furię. Nikt nie mógł  jej skrzywdzić i dopóki żył miał zamiar tego pilnować. Styles nie skończył na jednym uderzeniu. Parę razy jego pięść spotkała się ze szczęką Charmsa, po czym odepchnął go od siebie tak, że upadł na asfalt. Oliver wypluł krew i oblizał usta. Był szczęśliwy, że doprowadził Harry'ego do takiego stanu, mógł z nim zrobić wszystko.
- Jest dobra w łóżku? - uśmiechnął się złośliwie, a Harry kopnął go, słysząc te okropne słowa. - Co mi zrobisz? - zaśmiał się.
Harry zamknął oczy, próbując się uspokoić, ale to nic nie dawało. Wiedział, że Charms robi to specjalnie. Pragnął żeby to się w końcu skończyło, aby mógł ruszyć dalej ze swoim życiem. 
- Zabij mnie, Harry.
I w tym samym momencie, kiedy Styles wyjął broń Charms zrobił to samo. Nacisnęli spust w tym samym czasie, a pociski trafiły w oba ciała. Harry upadł na ziemię, a rewolwer wypadł z jego dłoni. Nie mógł oddychać, czując piekielny ból w klatce piersiowej. Obraz zaczął mu się zamazywać, a kończyny odmówiły posłuszeństwa. Czuł, że nadchodzi koniec. 
- Wiesz co masz zrobić - wyszeptał do Matta, który właśnie do niego podbiegł i zamknął oczy. 
Leżał martwy, a jego oczy zamknęły się na zawsze. To był jego ostateczny koniec. Nie wygrał ani on ani Charms. Oboje zginęli w tej krwawej walce o władzę. Opłacało się?


Witajcie po tak długie przerwie :) Właśnie zaczynam ferie, także biorę się do pracy. Przepraszam za błędy, albo jeżeli kogoś zawiodłam. Harry nie żyje i to było zaplanowane od początku. Właśnie zaczynam pisać zakończenie pierwszej części, a potem zabieram się za drugą. Spokojnie, w drugiej części Harry wciąż będzie głównym bohaterem. Mam już mniej więcej plan jak to będzie wyglądać. Także Darry wciąż będzie głównym wątkiem!
Dziękuję za wszystkie komentarze i za te pytania na asku! Kocham Was, dziewczyny! <3

środa, 15 stycznia 2014

18

Trzasnęłam drzwiami, oparłam się o nie i zjechałam po nich. Wybuchłam histerycznym płaczem, przylegając do drewnianej powłoki. Jak on mógł mi to zrobić? Oddałam mu wszystko co miałam, kochałam go całym sercem, a on potraktował mnie jak nic nie wartą dziwkę. Dlaczego mnie nie zabił tak jak miał w planach na samym początku? Czy to właśnie jest ta kara Max'a? Jeżeli tak, to strasznie jest okrutna, ale nie dla niego lecz dla mnie.
Bóg mnie ukarał chociaż nie wiem za co. Dlaczego mnie tak karał? Co takiego zrobiłam?
Moje serce krwawiło i wołało o pomoc, której nikt nie chciał mu dać.
Ostrzegano mnie - nie posłuchałam.
Dawano mi znaki - udawałam, że ich nie widzę.
Ból był tak potężny, że ledwo go wytrzymywałam. Czułam słony posmak na ustach, który był dowodem łez cierpienia. Po raz kolejny cierpiałam, ale chyba powinnam się do tego przyzwyczaić, prawda? Ile razy znowu będę na krawędzi wytrzymałości? Kiedy moja psychika wysiądzie, a ja trafię do szpitala psychiatrycznego, albo popełnię samobójstwo? Kiedy to nastąpi, bo mam już dość tego bólu. Chciałam po prostu w końcu przestać cierpieć. Wolałabym nie czuć nic, być obojętną na wszystko niż znosić te tortury. Dlaczego pokochałam Harry'ego Stylesa, a nie kogoś innego? Boże, wytłumacz mi, bo nie rozumiem tego. Nie rozumiałam dlaczego to wszystko spotkało mnie. Wplotłam palce we włosy, ciągnąć je ze wściekłości. Byłam sfrustrowana i zrozpaczona równocześnie. Chciałam z tym skończyć raz na zawsze. Chciałam poczuć coś innego. Gdyby tylko istniał sposób, aby zapomnieć. Gdyby na świecie był napój zapomnienia, to na pewno bym go wypiła.
Skończę z tym, to już postanowione, ale najpierw zapomnę.
                           *
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
Lexi patrzyła na mnie niepewnie, gdy nalewałam do kieliszków wódkę. Pierwszy raz widziałam ją taką niewinną jakby nigdy wcześniej nie piła i nie imprezowała, co było oczywiście nieprawdą, zważając na to, że często bywała w klubach. Uśmiechnęłam się sztucznie, podnosząc kieliszek do góry, po czym wlałam w siebie gorzki trunek. Skrzywiłam się czując jak moje gardło pali żywym ogniem. Pierwszy raz w życiu próbowałam samej wódki bez niczego. Czułam ogromną różnicę między drinkiem, który zamówił mi Harry kiedyś niż tym co piłam dzisiaj.
- Jasne - odstawiłam kieliszek z hukiem na stół. - Dlaczego nie? Chcę się zabawić.
- Dru, to nie jesteś ty - dziewczyna chwyciła mnie za ramię, a ja spojrzałam na nią marszcząc brwi.
- Jak to nie ja?
- Ty się tak nie zachowujesz - wyjaśniła. - Co się stało między tobą, a Harrym?
- Nic - zamrugałam szybko, aby pozbyć się łez. - Po prostu chcę spędzić czas z tobą w klubie, to nic takiego.
Lexi westchnęła zrezygnowana i szybko wypiła zawartość swojego kieliszka. Puściłam jej oko, a następnie zaczęłam wlewać w siebie alkohol, co ani trochę nie podobało się mojej towarzyszce. Głośna muzyka dudniła w moich uszach, a reflektory oświetlały ciało. Kiedy butelka wódki była do połowy opróżniona udałam się na parkiet, ciągnąć ze sobą Lexi. Zaczęłam ruszać się w rytm muzyki, nie zważając na to, że moje ruchy były wyzywające. Zapomniałam o wszystkim, a jedyne co się liczyło, to ta chwila, kiedy tańczyłam pośród tłumu spoconych ludzi. Nagle czyjeś dłonie spoczęły na mojej tali. Lexi spojrzała na mnie znacząco, a ja wzruszyłam ramionami i zaczęłam ocierać się o nieznanego mi blondyna. Zamknęłam oczy, wyrzucając ręce w górę, ponosząc się rytmowi. Gdy mój partner mnie opuścił zaczęłam skakać wraz z nieznanymi mi dziewczynami. Nie wiedziałam, gdzie podziała się Lexi i nie wiem czy to wina alkoholu czy mojej obojętności, ale nie interesowało mnie to gdzie poszła. Liczyła się tylko ta chwila, gdy nie myślałam o niczym.
Zaśmiałam się, gdy dziewczyna obok mnie krzyknęła "pieprzyć życie". Po chwili zrobiłam to samo, co ona, ale o wiele głośniej. I nagle wszyscy zaczęli krzyczeć te słowa wraz ze mną i praktycznie nagą czarnowłosą dziewczyną.
- Cześć, Dru!
Stanęłam w miejscu, gdy przede mną pojawił się Oliver. Nie zastanawiałam się co on robił w tej złej części miasta, tylko przytuliłam go mocno, śmiejąc się radośnie.
- Widzę, że jesteś nieźle wystawiona - zaśmiał się. - Co ty tutaj robisz?
- Nie widać? Bawię się! - uśmiechnęłam się szeroko. - Zatańcz ze mną!
- Może najpierw wyjdziemy na dwór? Powinnaś się trochę przewietrzyć.
- Ale potem ze mną zatańczysz? - ułożyłam usta w podkówkę, a on skinął głową, śmiejąc się ze mnie.
Oliver chwycił mnie za dłoń, po czym zaczął prowadzić między ciałami pijanych ludzi. Mięśnie na jego plecach napięły się, gdy pchnął ciężkie drzwi, które dzieliły nas od zimnego, nocnego powietrza.
Oparłam się o ceglaną ścianę, biorąc głęboki oddech. Pomału alkohol zaczął wyparowywać z mojego ciała, a ból wrócił ze zdwojoną siłą. Nie wiem ile tak staliśmy, nie odzywając się do siebie. Oliver patrzył na mnie uważnie tak jakby oceniał mój stan. Nie mogłam mu powiedzieć, co mnie spotkało. Nie mogłam powiedzieć nikomu. Miałam z tym skończyć i nikt nie miał po mnie płakać. Ba! Na pewno nikt nie będzie płakać, nikomu na mnie nie zależy. Byłam nikim i przekonałam się o tym wiele razy.

- Dru?!
Moje serce zamarło, gdy usłyszałam napięty głos Harry'ego. Patrzył to na mnie, to na Olivera, a jego oczy zmieniły się na kolor czarny. Zacisnął szczękę z całej siły tak samo jak dłonie. Wyglądał jakby chciał coś rozwalić i skuliłam się ze strachu, gdy spojrzał na mnie gniewnie. O co mu chodziło? Przecież to on mnie zdradził!
- Co to ma do kurwy być?! - krzyknął, a ja zatrzęsłam się ze strachu.
- Przestań, Styles. Nie widzisz, że twoja dziewczyna się ciebie boi?
Spojrzałam zdziwiona na Olivera, który zaśmiał się podle. Skąd on znał Harry'ego? Skąd wiedział, że byłam jego dziewczyną?
- Zamknij się! - Harry chwycił go za szyję, a ja pisnęłam, gdy mój przyjaciel zaczął się dusić.
- Zostaw go! - krzyknęłam. - To mój przyjaciel!
- Co?! - puścił Olivera i spojrzał na mnie gniewnie. - Przyjaźnisz się z moimi wrogami? Przyjaźnisz się z osobą, która odpowiada za wszystkie twoje krzywdy?!
- O czym ty mówisz? - wyszeptałam. Jak to wyrządził wszystkie krzywdy? Jak to możliwie, że Oliver był wrogiem Harry'ego?
- Jak on się nazywa? - splunął, a ja zatrzęsłam się ze strachu.
- Oliver, to mój przyjaciel.
- Oliver?! - zaśmiał się sztucznie. - To jest Charms, idiotko!
Kolejny wstrząs przeszedł po moim ciele, a w oczach pojawiły się łzy. Spojrzałam na "mojego przyjaciela", który patrzył na nas z rozbawieniem w oczach. Na jego ustach widniał złośliwy uśmieszek i już wiedziałam, że Harry mówił prawdę. Zadawałam się z wrogiem. To on sprawił, że mój życie stało się piekłem. Oszukał mnie tak samo jak większość ludzi. Dostałam kolejną nauczkę. Nie powinnam ufać nikomu, bo nie wiadomo czy ktoś pokazuje Ci swoje prawdziwe oblicze. A potem tylko cierpisz i nie widzisz nic co mogłoby Cię uratować, tracisz wszystko co miałeś, a przede wszystkim tracisz siebie.
- Skoro już wszyscy się znamy - Charms puścił mi oko. - To może zakończymy to już raz na zawsze? Mam dość twojego tyłka Styles w moim mieście. Dzisiaj umrzesz i to jest pewne. Zbierz swoich ludzi i przyjdź tam gdzie wszystko się zaczęło. Będę na ciebie czekał.
Patrzyłam jak zniknął  w mroku, zostawiając nas samych. Niepewnie spojrzałam na Harry'ego, który ciężko oddychał wciąż zaciskając dłonie w pieści. Był bardzo zły i bałam się, że może coś mi zrobić.
- Nie wiedziałam... - zaczęłam lecz przerwałam, gdy jego oczy zaczęły skanować moją twarz.
- Przestań - warknął

- To ty mnie zdradziłeś, Harry! - krzyknęłam, nie panując nad emocjami. - Jak mogłeś mi to zrobić? - szlochałam.
- Nie zdradziłem cię do cholery! - syknął. - Lily to moja siostra!
- Co? - zdziwienie było słyszalne w moim głosie. - Jak to twoja siostra?
- To nie jest już ważne - powiedział. - Mam zamiar teraz wszystko zakończyć raz na zawsze. Idź do domu i nie otwieraj nikomu drzwi.
- Harry - zaszlochałam.
- To koniec, Dru - jego oczy były zaszklone. - Przepraszam.
Odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie samą, płaczącą jak dziecko. To był koniec, to działo się naprawdę. Wszystko się rozpadło i jeśli myślałam, że nie może być gorzej, to się cholernie myliłam. Bo potem było jeszcze gorzej.

Od Autorki:
Witajcie w ten cudowny dzień! Jak obiecałam rozdział się pojawił. Dzisiaj obchodzę urodziny, także liczę, że mi pospamujecie na asku i napiszecie ładne komentarze :))
Przepraszam jeżeli są jakieś błędy i mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Rozdział nie jest idealny, przepraszam.
W każdym razie bardzo Was kocham <3
Pozdrawiam!

sobota, 11 stycznia 2014

17


                                                     +18
Obudził mnie dźwięk telefonu, który dzwonił chyba po raz piąty. Wciąż nie otwierając oczu sięgnąłem po urządzenie i przycisnąłem do ucha.

- W końcu! Ile raz do cholery można do ciebie dzwonić?!
Otworzyłem gwałtownie oczy, słysząc wściekły, ale zarazem zmartwiony głos Lexi. Coś musiało się stać skoro zadzwoniła do mnie o drugiej w nocy. 
- Co się stało? - spytałem.
- Dru przyszła do ciebie, ale chyba jeszcze jej nie powiedziałeś, że z nami nie mieszkasz.
- Wszystko z nią w porządku? - podniosłem się do pozycji siedzącej, wybudzając się ze snu. 
Musiało coś się stać, bo Dru nie przyszłaby do mnie o tak późnej porze bez powodu. Ten fakt podziałał na mnie jak wiadro zimnej wody i od razu zmęczenie odeszło.
- Nie jestem pewna - westchnęła. - Cały czas płacze i powtarza twoje imię.
- Przywieź ją do mnie, natychmiast! 
Lexi rozłączyła się, a ja zerwałem się z łóżka i szybko nałożyłem na siebie szare dresy.  W pośpiechu zbiegłem schodami na dół, potykając się o własne nogi. Byłem zdenerwowany i wściekły, bo nie wiedziałem co się działo. Nie lubiłem być w niewiedzy, a tym bardziej kiedy chodziło o Dru. Bałem się, że coś mogło się jej stać, a co gorsza, że Charms coś jej zrobił. Dru była taka krucha i niewinna, że nawet drobnostka mogła ją zranić. Cały czas musiałem się przy niej hamować, aby nie zrobić jej krzywdy, a to było bardzo męczące. 
W całym mieszkaniu pozapalałem światła i posprzątałem puszki po piwie, które walały się w salonie. Nie lubiłem sprzątać i byłem bałaganiarzem, a Dru na pewno, to się nie spodoba. Nagle ktoś zaczął walić w drzwi, bo pukaniem tego nazwać nie można było. Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazała się Lexi i zapłakana Dru. Serce praktycznie wyskoczyło mi z piersi, gdy zobaczyłem w jakim jest stanie. Moja dziewczyna wtuliła się w mój nagi tors, a jej łzy zaczęły spływać po mojej ciepłej skórze.
- Dzięki - zwróciłem się do Lexi, a ona jedynie uśmiechnęła się promiennie, po czym odeszła w stronę swojego samochodu. 
Zamknąłem drzwi i wraz z brunetką udałem się do salonu. Usiadłem na miękkiej, skórzanej kanapie, a Dru wdrapała się na moje kolana wciąż mocno mnie obejmując. Wyglądała jak wrak człowieka - jej ciało drżało, twarz była cała czerwona, a oczy zapuchnięte od łez, które wylała. Byłem ciekawy co działo się w jej głowie, ale coś mi mówiło, że to nie było przyjemne. 
- Co się stało? - spytałem, podnosząc jej głowę do góry, tak żeby na mnie spojrzała. 
- Ona umiera, Harry - wyszeptała, dławiąc się łzami.
- Kto? - przełknąłem głośno ślinę, a strach był widoczny w moich oczach.

- Angel - wybuchła jeszcze gorszym płaczem. - Dlaczego wszyscy, których kocham ode mnie odchodzą? Dlaczego wszystko tracę? Czuję się jak śmieć i nic nie mogę poradzić na to, że chcę umrzeć. Nie mogę znieść tego wszystkiego. Moje życie, to cholerne piekło! Żyję w ciemności i nigdzie nie widzę światła, które by mnie ocaliło. Staczam się i boję się,  że nadchodzi mój koniec. Powiedz mi, dlaczego właśnie mnie to spotkało? Czym sobie na to zasłużyłam?
Jej słowa raniły moje skamieniałe serce, powodując, że pierwszy raz od tak dawna chciałem płakać. To ja zniszczyłem jej życie. Gdybym nie pojawił się w jej życiu, to nic by się nie stało. Wciąż byłaby tą samą Dru, która wierzyła swojemu zakłamanemu bratu, pomagałaby sierotom, a co najważniejsze, to nie cierpiałaby tylko chodziła uśmiechnięta. Tak rzadko widziałem jej uśmiech, to zjawisko tak rzadkie, że cieszyłem się jak małe dziecko, gdy miałem okazję je podziwiać. Niszczyłem ją i najlepiej by było gdybym odszedł. Powinienem to zrobić.
- Nie mów tak, Kochanie - wyszeptałem. - Proszę, nie mów tak. Nie chcę żebyś tak się czuła. Zrobię wszystko, aby ocalić Angel. Przysięgam, że już nie będziesz cierpieć. 
- Harry - spojrzała na mnie jakbym był jej centrum wszechświata, co nie mogło być prawdą. - Kocham Cię.
I nagle wszystko się rozpadło. Nie wierzyłem własnym uszom. Patrzyłem na nią oszołomiony, a ona zasłoniła dłonią usta jakby nie chciała tego powiedzieć. Bała się mojej reakcji. Nie mogłem pojąć jak taka piękna i dobra osoba jak ona może kochać takiego potwora jak ja. Nie zasługiwałem na miłość, a tym bardziej jej. Tak wiele razy ją zraniłem, a ona mnie kochała. Kurwa, Dru mnie kochała. 
- Przepraszam, nie powinnam tego mówić... - zaczęła nawijać, a chcąc ją uciszyć zakryłem jej usta swoimi.
Na początku była zaskoczona moim posunięciem, ale po chwili zaczęła oddawać pocałunek. Delikatnie muskałem jej wargi, które były miękkie i takie cudowne. Miała najlepsze usta na świecie i kochałem się z nią całować. Czułem się wtedy jakbym unosił się nad ziemię i szybował daleko w chmurach. Sprawiała, że traciłem grunt pod nogami i nie mogłem racjonalnie myśleć. Położyłem dłonie na jej udach, a mój język zaczął pieścić jej. Jęknęła cicho, gdy mocno zacisnąłem palce na jej skórze, czując, że rośnie we mnie pożądanie. Chciałem więcej, ale nie wiedziałem czy była na to gotowa. Mogłem czekać nawet wieczność jeżeli tego właśnie by chciała.
- Tak. Bardzo. Cię. Kocham - mówiłem między pocałunkami, a ona drżała w moich ramionach.
- Pomóż mi zapomnieć, Harry.
Zamarłem, gdy jej dłonie zaczęły dotykać mojego nagiego torsu. Z wahaniem pocałowała moją w klatkę piersiową, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. Oddech natychmiast mi przyspieszył, a serce zabiło szybciej. Chciałem ją mieć pod każdym względem. 
- Nie chcesz tego, Dru - wysapałem, gdy zaczęła ocierać się o moje miejsce intymne.
- Nigdy wcześniej tego bardziej nie chciałam - wyszeptała mi do ucha, a jej oddech owinął mój policzek. - Chcę ci pokazać jak mi zależy. 
- Nie musisz tego robić - sam nie ufałem swoim słowom, ale wiedziałem, że to co robimy jest nieodpowiednie.
- Nie zależy ci na mnie? - spojrzała na mnie z oburzeniem, ale byłem pewny, że grała. Chciała mnie sprowokować i szło jej bardzo dobrze.
- Nie podpuszczaj mnie - syknąłem.
- To pokaż mi - jej spojrzenie było wyzywające i pełne pożądania.
- Chcesz dowodu? To będziesz go miała.
                                     *
Pisnęłam zaskoczona, gdy Harry wstał, trzymając mnie w ramionach i zaczął wchodzić po schodach. Nie myślałam o konsekwencjach i o bólu, który rozrywał mnie od środka. Dotyk Harry'ego zagłuszał wszystko. Całowałam jego szczękę, a dłońmi masowałam kark, co bardzo mu się podobało. Kopniakiem otworzył drzwi, po czym delikatnie położył mnie na łóżku tak jakbym była ze szkła. Mlasnęłam zła, gdy moje usta straciły kontakt z jego skórą. Po pomieszczeniu rozniósł się jego wesoły śmiech, co sprawiło, że uśmiechnęłam się szeroko. Wyglądał tak pięknie i beztrosko. 
- Masz na sobie zbyt dużo ubrań - jego ochrypły głos pieścił moje uszy, a także ciało, które zapłonęło z rozkoszy. 
- To je ze mnie zdejmij - powiedziałam cicho, bowiem byłam zbyt podniecona, aby w ogóle mówić.
Uśmiechnął się do mnie bezczelnie i zaczął powoli, a wręcz boleśnie majstrować przy moich spodniach. Odpiął guzik, a następnie zdjął je wraz z moimi skarpetkami. Pocałował delikatnie opuszek palca u nogi, a ja zwinęłam się z rozkoszy. Jak to możliwe, że czułam to w najbardziej intymnym miejscu mojego ciała? 
Potem pozbawił mnie bluzki, a siebie dresowych spodni, które nawiasem mówiąc apetycznie zwisały na jego biodrach, ukazując linię V. Mieliśmy na sobie jedynie bieliznę, która wręcz nas paliła. Chciałam go poczuć i w końcu zapomnieć o gwałcie, który wciąż był dla mnie bolesny, a po drugie kochałam Harry'ego, i chciałam mu pokazać jak bardzo jest dla mnie ważny. 
Chłopak zawisł nade mną, opierając swój ciężar na ręce, którą oparł o wezgłowie łóżka. Nasze usta połączyły się w zachłannym pocałunku, a języki walczyły o dominację, którą oczywiście wygrał mój niebezpieczny chłopak. Moja dłoń pieściła jego klatkę piersiową. Pod opuszkami palców czułam jego mięśnie, które naprężały się przez mój dotyk. Jego palce chwilę masowały moje plecy, aby po chwili rozpiąć stanik i wyrzucić go na drugi koniec pokoju. Jego głowa zniżyła się do moich piersi, a ja zaczęłam oddychać szybciej, gdy zaczął delikatnie ssać mój sutek, pieszcząc go długimi liźnięciami. Potem tą samą czynność ponowił na moim drugim sutku, co spowodowało, że jęczałam z rozkoszy, którą mi dawał. Nigdy nie znałam tego uczucia i okropnie tego żałowałam, bo było to wręcz niebiańskie. 
- Harry - wysapałam ciężko, a on jęknął, słysząc mój zdesperowany głos. 
Zmarszczyłam brwi, gdy sięgnął do szafki nocnej i wyjął z niej srebrne opakowanie. Zębami rozerwał je, a potem nałożył na swoją pokaźną męskość prezerwatywę. Nerwowo przełknęłam ślinę, gdy jego członek dotknął mojego uda.
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję - wyszeptał, a ja całkowicie się rozluźniłam, ponieważ wierzyłam w każde jego słowo.
Delikatnie wszedł we mnie, a ja jęknęłam z bólu, który zaczął mnie palić. Zamknęłam oczy, aby zatrzymać słone łzy i nie pokazać Harry'emu, że mnie to boli. Nie chciałam, aby był smutny i żeby przestawał. Musiałam być silna i w końcu się przełamać. Fizycznie nie byłam dziewicą, ale psychicznie owszem. I właśnie w tym momencie Harry mnie rozdziewiczał. W końcu zaczynałam to akceptować i było coraz lepiej.
- Mocno cię boli? - spytał, a jego głos był pełen napięcia.
- Nie, jest w porządku - kłamałam, ale on nie musiał o tym wiedzieć.
Harry poruszał się w wolnym tempie równocześnie całując moją szyję.  
Na początku mnie bolało i miałam ochotę płakać z bólu, ale potem poczułam przyjemność, która była niewyobrażalnie wielka. Nie mogłam nawet pojąć co się działo z moim ciałem, gdy wypchnęłam biodra w jego kierunku, uzyskując jego głośny jęk rozkoszy. 
- Szybciej, Harry - wysapałam - Proszę.
Chłopak od razu zwiększył tempo, sprawiając, że praktycznie wyskoczyło mi serce z piersi. Uczucie, które rozrywało mnie od środka było nie do opisania. Nasze klatki piersiowe były do siebie przyciśnięte, co wydawało mu się bardzo podobać z resztą mi również. Pot spływał po naszych nagich ciałach, a w pokoju słychać było tylko nasze jęki i ciężkie oddechy. Nie mogłam napatrzeć się na jego piękno, nigdy wcześniej nie widziałam tak przystojnego mężczyzny jak on. Również nigdy wcześniej nie uważałam się za piękną, ale kiedy całował każdy skrawek mojej skóry czułam się jak bogini. W końcu doszłam, wołając jego imię i rozluźniając spięte mięśnie. Ciało Harry'ego wgniotło mnie do materaca, gdy również zakończył swój orgazm. Przez dłuższą chwilę nie mogłam złapać oddechu, próbując otrząsnąć się z przyjemności, której niedawno doznałam. 
                                       *
Śmiech Harry'ego rozniósł się echem po pokoju, gdy zobaczył mnie w swojej koszuli, którą znalazłam na wieszaku w łazience. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym podbiegłam do łóżka, rzucając się na mojego chłopaka. Harry chwycił mnie mocno za biodra i usadził na swoim ciele. Oparłam głowę o jego nagi tors, wsłuchując się w rytm jego serca. Głaskał mnie po włosach, sprawiając, że czułam się wniebowzięta, zawsze lubiłam jak ktoś bawił się moimi włosami.
- Dlaczego nigdy nie mówiłeś mi o tym miejscu? - spytałam cicho.
- Sam nie wiem - westchnął. - Przepraszam.
- Mieszkasz tu sam? - mój głos zadrżał. Nie chciałam, aby mieszkał z jakąś dziewczyną w tym pięknym domu, bo to zraniłoby moje serce.
- Tak, tylko parę osób wie o tym, że mam ten dom. Właściwie, to dorastałem tu. Kiedy moja mama umarła wraz z Dante kupiliśmy nowy dom, ale tego nigdy nie sprzedaliśmy. Te miejsce przypomina mi o dobrych chwilach i mamie.
- Bardzo ją kochałeś - stwierdziłam, mając na myśli jego mamę. Nie mogłam również ukryć ulgi, kiedy powiedział, że mieszka sam.
- Była cudowna - nie widziałam jego twarzy, ale byłam niemal pewna, że się uśmiechał. - Lubiła gotować i zajmować się ogrodem. Kochała wiosnę i lato, mówiła, że wtedy wszystko budziło się do życia razem z nią. Była szaloną optymistką, która uwielbiała przesiadywać na tarasie, patrząc w gwiazdy - zaśmiał się cicho. 
- Szkoda, że nie miałam okazji jej poznać - spojrzałam w jego oczy, a on czule pogłaskał mnie po policzku.
- Na pewno byście się zaprzyjaźniły.
Uśmiechnęłam się, przytulając policzek do jego nagiej skóry. Na pewno było mu ciężko, zważając na to, że leżałam na jego ciele, ale nie mogłam się od niego odkleić. Moja miłość do niego była tak mocna, że to aż bolało. Był wszystkim co miałam i co chciałam mieć. Sprawiał, że nie myślałam trzeźwo, a moje serce rozpływało się z miłości. Wariowałam przez niego. 
- Pomogę Angel.
Zaskoczona podniosłam głowę, słysząc słowa mojego chłopaka. Jego zielone oczy lśniły i patrzyły w moje z ogromną czułością. Delikatnie pocałował mnie w czoło, próbując zlikwidować zmarszczkę, która uformowała się na moim czole. Jak to pomoże Angel? Przecież jej nie da się pomóc, ona umiera. Nie da rady wygrać z przeznaczeniem, bo ono zawsze nas dogania.
- Jak to? 
- Nie martw się tym - uśmiechnął się delikatnie. - Mała wyzdrowieje i sprawię, że zostanie z tobą o wiele dłużej, obiecuję. 
Uśmiechnęłam się szeroko, a potem połączyłam nasze usta w długim pocałunku. Obok siebie miałam cały świat jak i nie więcej. Nie dało się opisać tego co było między nami. Te uczucie, które nas połączyło było dziwne i sprawiało, że byłam szczęśliwa. Harry był moim szczęściem, moją definicją szczęścia.
*
Kiedy wyszłam z domu Harry'ego było już południe. Rozstaliśmy się tylko dlatego, że dostał pilny telefon i musiał spotkać się z Dante. Oczywiście obiecał mi, że spotkamy się jeszcze dzisiaj, co znacznie poprawiło mi humor. Byłam szczęśliwa, ponieważ była szansa, że Angel wyzdrowieje, a po drugie w końcu mój związek z Harrym wstąpił na nowy poziom. 
Przesiedziałam w domu prawie cały dzień, sprzątając oraz malując różne obrazki. Tęskniłam za moim chłopakiem jak nigdy także wieczorem postanowiłam udać się do domu gangu. Bo byli gangiem, prawda? 
Drzwi otworzył mi Jason, który uśmiechnął się szeroko na mój widok. Wpuścił mnie do środka, a ja przywitałam go delikatnym uściskiem. 
- Kto przyszedł? 
Lexi pojawiła się w korytarzu, a w dłoniach trzymała pilot. Widocznie oderwałam ich od leniuchowania przed telewizorem.
- Hej, Dru! - przytuliła mnie mocno, po czym ucałowała w policzek. - Jak fajnie, że wpadłaś. Napijesz się czegoś?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć ona już zaczęła ciągnąć mnie do kuchni. Kazała mi usiąść na stołku barowym, a następnie wstawiła wodę na herbatę. Ubrana była inaczej niż zazwyczaj. Miała na sobie krótkie, różowe spodenki i białą bluzkę. Jej włosy były upięte, a pojedyncze kosmyki opadały na jej czoło. 
- Co u ciebie? - spytała siadając obok mnie i podała mi herbatę. 
- W porządku, a u ciebie? 
- W końcu przestałam być singlem - uśmiechnęła się szeroko.
- Serio? Kto jest tym szczęśliwcem? - zapytałam nie kryjąc radości.
- Matt.
Jej odpowiedź naprawdę mnie zaskoczyła. Czy to możliwe, że obojętny Matt w końcu pokazał jakieś uczucia? Uśmiechnęłam się, aby Lexi nie zrobiło się przykro. Nie lubiłam Matta i vice versa. Był chamski, ale jeżeli moja przyjaciółka była z nim szczęśliwa, to ja także. Może ta miłość jest tą prawdziwą i jedyną? Życzyłam im szczęścia i miałam nadzieję, że będzie im dobrze razem. Tak samo jak mi było dobrze z Harrym.
- To cudownie, Lexi - powiedziałam. - Dobrze wam razem?
- Tak - westchnęła rozmarzona. - Matt jest dla mnie wszystkim i łączy nas tyle rzeczy - puściła mi oko, mając na myśli wspólny "zawód".
- Tak właściwie, to zawsze się zastanawiałam ile lat ma Matt.
- Dwadzieścia siedem - rzekła. - Ja mam dwadzieścia dwa. 
- Czyli Harry jest najmłodszy w całej grupie? Jak to w ogóle wszystko działa, bo nie rozumiem? - byłam ciekawa jak to wszystko wyglądało. Harry nie mówił mi dużo o swojej pracy i z jednej strony cieszyłam się z tego.
- Aha, Harry jest najmłodszy, ale to on rządzi. To znaczy on jest przywódcą, albo inaczej liderem, który podejmuje najważniejsze decyzje i wydaje polecenia. Oczywiście zawsze mu pomagamy jak to w zespole, ale to on jest najważniejszy. Z resztą nie wiem czy ktokolwiek inny dałby radę, to wszystko udźwignąć. Harreh jest bystry, sprytny i zawsze wie co trzeba zrobić. Myśli trzeźwo, co często ratuje nas od śmierci. Z resztą wszyscy coś mu zawdzięczamy. 
Byłam bardzo ciekawa i wsłuchiwałam się w każde słowo, które mówiła. Wszystko robiło się bardziej jasne i zaczynałam choć trochę rozumieć, to czym się zajmowali. To było dziwne, że najmłodszy członek grupy dowodził, ale najwyraźniej wiek nie grał roli. Może, to doświadczenie grało tu kluczową rolę?
- A jak to jest z Jasonem? - spytałam, upijając łyk ciepłej herbaty.
- Jason jest cudowny. Lubi żartować i to jest jedna rzecz, która łączy go z Dante. Straszne dużo je, co jest irytujące, bo nigdy nie zostawia nic innym. Jest trochę skryty, ale wiem, że nam ufa. Wszyscy tutaj trzymamy się razem. Mamy tylko siebie i robimy wszystko, aby nic nas nie rozdzieliło. Już zawsze będziemy razem.
- Zawsze? Przecież kiedyś każdy z was ułoży sobie życie i rozejdzie w swoją stronę - przecież nie mogli mieszkać ze sobą już zawsze, prawda?
- Nie rozumiesz, Dru - pokręciła głową. - Jeśli wejdziesz raz w ten biznes, to już nigdy się z niego nie wydostaniesz. Do końca życia będziesz w niebezpieczeństwie.
Przełknęłam głośno ślinę, co nie uszło uwadze blondynki, która uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Do końca życia? Czyli nie mam szans na szczęśliwie życie z Harrym bez jego bagażu? On zawsze będzie zabijał, a ja będę ofiarą? Czy właśnie tak ma wyglądać nasze życie? Bo jeśli tak, to ja się poddaję. 
- No, ale zostawmy ten temat - wsadziła do ust orzeszki, które stały w miseczce obok. - Co u ciebie i Harry'ego? Co robiliście kiedy poszłam?
- Właściwie, to nic - moje policzki zaróżowiły się, gdy przypomniałam sobie o naszej wspólnej nocy.
- Mów prawdę - spojrzała na mnie podejrzanie.
- No dobra - westchnęłam przybliżając się do niej. - Kochaliśmy się - wyszeptałam.
Lexi pisnęła i jak szalona zaczęła machać rękoma. Zaśmiałam się, widząc jak zaczęła skakać po kuchni jakby wygrała jakąś dużą nagrodę.
- W końcu! - krzyknęła. - Dorastacie.
- Daj spokój - pokręciłam rozbawiona głową. - A może wiesz gdzie on jest? Podobno miał spotkać się z Dante.
- Z Dante? - zmarszczyła brwi. - Dante siedział cały dzień przed telewizorem razem ze mną i Jasonem, a przed chwilą poszedł spać. 
Harry mnie okłamał? Ale dlaczego i gdzie jest w takim razie? Nie mogłam zrozumieć jego zachowania. Nie musiał mnie okłamywać. Boże, gdzie on jest?
- Pójdę do niego - wstałam i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.
- Poczekaj! Zawiozę cię!
                                         *
Patrzyłam jak Lexi odjeżdża z piskiem opon spod domu Harry'ego. Wzięłam głęboki wdech, po czym obróciłam się w stronę drzwi i zapukałam. Dłuższą chwilę nikt nie otwierał, ale wiedziałam, że jest w domu, bowiem jego samochód stał na podjeździe. Kiedy miałam po raz kolejny uderzyć w drzwi one otworzyły się szeroko. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, gdy zobaczyłam młodą dziewczynę, która miała na sobie tylko ręcznik. Weszłam do środka, a ona zamknęła drzwi, otulając się ciaśniej ręcznikiem. Woda kapała z jej długich, brązowych włosów, a piękna twarz była zaczerwieniona. Jej oddech był przyspieszony jakby przed chwilą robiła coś bardzo męczącego. Na moje oko miała z szesnaście lat. Ale co ona tu robiła?
- Kim jesteś? - spytała, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Dru, a ty? - ledwo powstrzymałam się przed dodaniem, że jestem dziewczyną Harry'ego.
- Lily - spojrzała na mnie nieufanie. - Po co przyszłaś?
- Jest Harry? - zignorowałam jej pytanie, a ona uśmiechnęła się złośliwie.
- Niezły jest - powiedziała cicho, ale to nie uszło mojej uwadze. - Właśnie bierze prysznic - sugestywnie poruszyła brwiami.
Moje serce zatrzymało się, a po chwili rozpadło się na kawałki. Zacisnęłam szczęki, patrząc w jej oczy, które były nicością. Ciemne tęczówki patrzyły na mnie z obojętnością, co sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej. Co Harry w niej widział? Do cholery przecież to jeszcze dziecko! Nagle w głowie usłyszałam słowa Hanny, które powiedziała mi na wyścigu:
"Wiesz jak to się skończy? Prześpi się z tobą i zabije."*
Teraz zrozumiałam, że mówiła prawdę. Cały czas miała racje, a ja byłam tylko kolejną naiwną dziewczyną, którą wykorzystał. Tylko po co mówił, że mnie kocha, po co mnie ratował? Po co to wszystko?
- Przekazać mu coś? - Lily spytała i przez chwilę wyglądała jak zagubiona.
- Nie - powiedziałam cicho. - Pójdę już.
Nie czekając na jej odpowiedź wyszłam z domu, trzaskając drzwiami. Od razu zaczęłam biec przed siebie, nie zwracając uwagi na nic. Łzy lały się strumieniami po moich policzkach, zamazując obraz. Szlochałam z bólu jaki mi wyrządził. Nie zasługiwałam na to, wiedziałam o tym. Byłam tylko kolejnym trofeum. Nie kochał mnie, ale za to ja kochałam go jak szalona nawet mimo tego, że mnie zdradził i oszukał. Kochałam Harry'ego Stylesa, który zniszczył mi życie.


*słowa pochodzą z rozdziału dziewiątego. 
Hello! Jak tam? Przetrwałyście w szkole? Ja niestety męczę się cholernie i czuję, że umieram. Zdecydowanie potrzebuję ferii, albo ewentualnie wakacji ;)
Ten rozdział podobał mi się na początku, ale potem już zawaliłam kompletnie. To jest straszne i zdaję sobie z tego sprawę, także przepraszam :C 
No, ale co uważacie o tym jakże okropnym rozdziale? Lily została dodana do strony "Marionetki".
Podzielę się z Wami dla mnie wspaniałą wiadomością, a mianowicie już w środę będę miała urodziny, wohoo! 15 stycznia zbliża się wielkimi krokami, także postaram się napisać szybko rozdział i wstawić go właśnie w środę, ale nic nie obiecuję. Może tak z okazji urodzin zrobicie mi spam na asku? (proszę, proszę, proszę!) A i chciałabym, aby każdy kto czyta moje opowiadanie napisał w komentarzu coś od siebie, albo napisał właśnie na asku, że jest i czyta. 
Zauważyłam, że dostaję dużo nominacji, także dziękuje wszystkim, którzy mnie wyróżnili. Dziękuję Kochane <33 
Także to tyle z mojej strony :) 
Pozdrawiam xx

sobota, 4 stycznia 2014

16

Zaczęła się wojna, na którą czekałem bardzo długo. Często śniłem o tym dniu, w którym wygram i pokażę wszystkim, że jestem najlepszy, niepokonany. Charms musiał zostać pokonany i zabity, bo dopóki żył nie mogłem spać spokojnie. Zbyt często przypominałem sobie chwile, które spędzaliśmy razem. Nie można zaprzeczyć, że kiedyś był kimś ważnym w moim życiu. Sam byłem zdziwiony tym, że tak wielka przyjaźń może zamienić się w czystą nienawiść. Nienawidziłem go i marzyłem o tym, aby zabić go własnymi rękami, a potem patrzeć z uwielbieniem na jego krew. Nie byłem psychopatą, lecz człowiekiem z ogromną wyobraźnią, a to różnica.
- Długo jeszcze mam na was czekać? - warknąłem na swoich ludzi, którzy dzisiaj byli strasznie leniwi. - Co z wami się dzieje?! Mamy robotę do zrobienia.
- Spokojnie, braciszku, chyba nie chcesz żeby wyskoczyły ci zmarszczki - Dante uszczypnął mnie w policzek, śmiejąc się głośno.
- Odczep się! - odepchnąłem jego rękę z dala od mojej twarzy. Nie lubiłem się z nim przekomarzać, bo wtedy czułem się jak mały Harry, który nie dorównuje swojemu starszemu bratu.
- Mały pączuś - zaczął naśladować głos babci Eve, co było okropnie zabawne, ale nie mogłem mu tego pokazać.
- Skończyłeś? - moja twarz była obojętna, ale w duchu śmiałem się jak opętany.
- Jak przeżyjemy, to idziemy na piwo - spojrzał na mnie wymownie. - I nie ma zmiłuj.
Westchnąłem i skinąłem głową, co bardzo ucieszyło mojego brata. Kochałem go, ale bałem się okazywać uczucia. Bałem się, że zniknie tak jak mama i ojciec. Dante był bardzo podobny do ojca z charakteru i właśnie dlatego bałem się, że pewnego dnia odejdzie i mnie zostawi, a tego bym nie wytrzymał.

Mój wzrok spoczął na Lexi i Macie. Zdziwiłem się widząc jak się całują. Oni się kurwa całowali, ale jak? Przecież nigdy nawet się nie przytulali, a teraz? Czyżby coś mnie ominęło? Tak bardzo byłem zajęty sobą, że nie zauważałem moich przyjaciół?
Kiedy ich usta w końcu się rozłączyły, uśmiechnęli się do siebie nieśmiało. Lexi przełknęła głośno ślinę, widząc moją minę. Patrzyła na mnie jakby chciała cokolwiek odczytać z mojej twarzy, ale wiedziałem, że jest ona bez wyrazu. Obrzuciłem ją ostatnim spojrzeniem, co nie uszło uwadze Matta, który od razu zacisnął dłonie w pięści. Wyluzuj, czarnuchu, to tylko moja przyjaciółka.
- Dlaczego nie mogę jechać z wami? - Max spojrzał na mnie z wyrzutem, na co jedynie wywróciłem oczami.
- Nie jesteś gotowy - uśmiechnąłem się sztucznie. - A po drugie masz zajmować się swoją siostrą. Chyba ostatnio nie spędzacie razem zbyt dużo czasu.
- Tak, to prawda, ale...- zaczął, lecz uciszyłem go gestem dłoni.
- Więc co tu jeszcze robisz? Wracaj do domu - powiedziałem stanowczo.
Chłopak wziął głęboki wdech i zdenerwowany wyszedł z domu głośno trzaskając drzwiami. Śmieszyło mnie jego dziecinne zachowanie. Max był zwykłym gówniarzem, który nie miał pojęcia jak bardzo życie jest okrutne. Był zbyt pewny siebie i próbował rządzić, co było bardzo złym posunięciem z jego strony. To ja byłem liderem i to ja rządziłem.
- Załatwmy to gówno.
Uśmiechnąłem się zadziornie, słysząc słowa Jasona. Byłem gotowy zacząć tą pierdoloną grę. Teraz był czas na mój ruch i sprawię, że będzie on bolesny.
                                       *
Patrzyliśmy na żałosny dom, ukrywając się w ciemnej uliczce po drugiej stronie ulicy. To właśnie tutaj mieszkał Steven Wayland, który zabił dziecko Dru. Chciałem się zemścić, tylko że moja zemsta będzie sto razy gorsza. Byłem mściwy i nie znałem litości. Ojciec byłby ze mnie na pewno dumny, bo on także nie był litościwy. Wszystko miałem zaplanowane i nic ani nikt nie mógł popsuć mojego planu. Miałem także awaryjny plan b, c i d. Nic nie mogło się schrzanić, byłem przygotowany na wszystko.
- Teren jest czysty, Charmsa i jego ludzi tutaj na pewno nie ma - Jason powiedział, wracając ze zwiadów.
- Jest sam w domu? - spytałem, nie odrywając wzroku od budynku.
- Tak.
Uśmiechnąłem się, bowiem takiej odpowiedzi oczekiwałem. Nagle do moich uszu dobiegł stukot obcasów. Spojrzałem na zamyśloną brunetkę, która spokojnie kroczyła pustą ulicą, niosąc reklamówkę pełną artykułów spożywczych. Była piękna i nie mogłem temu zaprzeczyć. Słyszałem, że była dobrą dwudziestoczteroletnią kobietą, która zakochała się w potworze.
- Wiecie co macie robić - mój głos był oschły i wyprany z uczuć.
Lexi skinęła na Dante, który od razu za nią poszedł. Czułem te podekscytowanie, które rozsadzało mnie od środka. Miałem ochotę kogoś zabić i właśnie za chwilę to zrobię. Byłem potworem, ale życie jest zbyt krótkie, aby myśleć o grzechach jakie popełniliśmy. Wiedziałem, że pójdę do piekła i wcale mi to nie przeszkadzało.
Wraz z Mattem i Jasonem wyszliśmy z ukrycia i niepostrzeżenie udaliśmy się na tyły domu. Delikatnie nacisnąłem klamkę tylnych drzwi, które od razu się otworzyły. Cicho weszliśmy do małego domu, który wyglądał nieco lepiej w wewnątrz. Rozdzieliliśmy się na różne strony - Matt wybrał kuchnię, Jason sypialnię i łazienkę, a mi został salon. Uśmiechnąłem się bezczelnie, widząc Stevena, który spał na sofie. Mały telewizor był włączony na jakimś programie informacyjnym, co było dla mnie zaskoczeniem. Myślałem, że pod nieobecność swojej dziewczyny Steven raczej ogląda pornole, nieważne.
- Obudź się, Steven - wyszeptałem mu do ucha, a on zerwał się na równe nogi. Jego źrenice były rozszerzone ze strachu.
- Co ty tu robisz? - warknął.
- Przyszedłem się przywitać - uśmiechnąłem się sztucznie. - Wiesz, ranienie mojej dziewczyny nie było dobrym pomysłem.
Nagle do pokoju weszli chłopacy, a na ich ustach pojawiły się psychiczne uśmieszki, gdy zobaczyli Stevena. Od razu do niego podeszli i przytrzymali go tak, że nie mógł się ruszyć.
- Postąpiłeś bardzo źle - mówiłem, głaszcząc dłonią brzeg kanapy. - A ja nie jestem litościwy.
- Nie boję się ciebie - zaśmiał się.
Szybko pokonałem dzielącą nas odległość, zamachnąłem się i uderzyłem go pięścią w twarz. Momentalnie z jego nosa pociekła szkarłatna krew. Jason zaśmiał się podle, gdy Steven zaczął się wyrywać, lecz nie miał szans na ucieczkę.
- Teraz odpowiesz na parę moich pytań - mruknąłem. - Co planuje Charms?

- Myślisz, że ci powiem? - zakpił. - Prędzej zginę niż ci powiem.
- Na pewno tak się stanie - oblizałem suche usta. - Zająłeś miejsce Jacka? A może te zlecenie miało dać ci przepustkę do przejęcia jego zadań?
- Jestem lepszy niż Jack.
- Wcale nie, obaj jesteście tacy sami. Zbyt pewni siebie i zbyt głupi, aby nas zniszczyć. Charms ma słabych ludzi, a jedyne czym może się pochwalić to spryt i uciekanie opanowane do perfekcji.
- A ty niby jaki jesteś, Styles? - był ewidentnie rozbawiony. - Nie wygrasz.
- Uwierz, że to ja będę numerem jeden - uśmiechnąłem się, po czym wymierzyłem mu cios w brzuch, a on syknął z bólu.
Chwilę później do pokoju przyszła Lexi, prowadząc za ramię dziewczynę Waylanda. Była roztrzęsiona, a w jej oczach błyszczały łzy rozpaczy. Dante oparł się o framugę drzwi, przyglądając się tyłkowi biednej dziewczyny. Co za drań.
- Zajebista chata - mój brat zagwizdał, udając uznanie. - A twoja laska jest seksowna. Jak masz na imię, Kwiatuszku?
Dziewczyna zatrzęsła się ze strachu, gdy Dante podszedł do niej i chwycił za brodę. Lexi uśmiechnęła się podle z uwagą przyglądając się tej sytuacji.
- Zostaw ją, bydlaku! - krzyknął Steven, a Matt od razu go uciszył, uderzając go po raz kolejny w szczękę.
- Proszę, nie - dziewczyna zaszlochała. - Nie róbcie mu krzywdy, mam na imię Jane.
- Masz okropnego chłopaka, Jane - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie przestraszona. - Wiesz co zrobił? Bez skrupułów wbił nóż mojej dziewczynie w brzuch i pozbawił ją dziecka.
Jane słysząc moje słowa zakryła dłonią usta, a z jej oczu wypłynęły słone łzy. Czyżby nie wiedziała o tym? Wydawała się być taka delikatna, miła i pełna współczucia. Taka sama jak moja Dru.
- Powiedz, że to nieprawda - zwróciła się do swojego chłopaka, ale on jedynie spuścił głowę w dół. - Jak mogłeś?! Powiedziałeś, że już tego nie robisz, że rzuciłeś to!
- Cholerny z ciebie drań, Steven - westchnąłem teatralnie. - A teraz twoja dziewczyna za to zapłaci.
- Co?! - spojrzał na mnie z mordem w oczach. - Nawet nie waż się ją dotykać!
- Zobaczysz jak to jest, kiedy ktoś rani twoją ukochaną - szepnąłem mu na ucho.

Po raz kolejny podjął próbę wydostania się z uścisku Matta i Jasona, ale był zbyt słaby. Jane patrzyła na swojego chłopaka, płacząc jak mała dziewczynka. W jej oczach był potworny ból, zawód i coś czego nie potrafiłem rozszyfrować. Uniosłem pistolet do góry, położyłem palec na spuście i nacisnąłem. Kula wyleciała i trafiła dziewczynę prosto w czoło. Krew była wszędzie - na ścianach, meblach i na nas. Ciało Jane upadło z hukiem na podłogę, a Steven krzyczał jakby coś go rozrywało od środka.
- Jakie to uczucie? - warknąłem. - Jak się teraz czujesz?! - krzyknąłem.
Widziałem jak płakał, powtarzając jej imię jak modlitwę. Z nienawiścią w oczach, uniosłem ponownie pistolet do góry i zamordowałem go z zimną krwią.
- To jest dopiero początek.
                                                                       *
Dzisiejszego dnia mój humor był zadziwiająco bardzo dobry. Obudziłam się z uśmiechem na ustach i nie przejmowałam się dziwnym zachowaniem Harry'ego. To była jego praca, a ja nie chciałam się w nią mieszać. Nie chciałam też wiedzieć ile osób zabił, bo ten fakt na pewno by mną wstrząsnął. Nie potrafiłam zrozumieć jego postępowania, ale jeżeli kogoś kochasz, to akceptujesz wszystkie wady i złe nawyki tej osoby. Tak chyba powinno być.

Poruszając się w rytm piosenki "I Wanna Be Yours" szykowałam się na nowy dzień. W lustrze widziałam szczęśliwą dziewczynę, która zapomniała o wszystkich krzywdach jakie jej wyrządzono. Zapomniałam o moim nienarodzonym dziecku, którego nie chciałam, o złych ludziach i o drugiej części miasta gdzie działy się straszne rzeczy. Byłam taka sama jak przed poznaniem Harry'ego.
Śpiewając wraz z Alexem Turnerem zeszłam na dół. Zdziwiłam się, widząc Max'a, który przyrządzał śniadanie. Do moich nozdrzy dobiegł zapach parzonej kawy i bekonu. Już  nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam taką mieszankę.
- Cześć, śpiochu - Max posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech. - Siadaj do stołu.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, nalewając do zielonego kubka czarną kawę. Po chwili mój brat usiadł obok mnie, podając mi talerz z jajkami i bekonem.
- Pachnie świetnie - pochwaliłam go.
- A jeszcze lepiej smakuje - zapewnił mnie.  - Co będziemy dziś robić?
- Miałam iść odwiedzić dzieci.
- Mogę iść z tobą? - spytał, popijając sok.
- Jasne, będzie fajnie.
- A co u ciebie? - wow, to było miłe. Jednak wciąż go interesowałam.
- W sumie to nic takiego. No tyle, że mam w końcu chłopaka.
- Oby był ciebie godny - zaśmiał się. - Cieszę się twoim szczęściem.
- Naprawdę? - uśmiechnęłam się, a on skinął głową. - Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
Dokończyliśmy śniadanie, rozmawiając o błahostkach, zupełnie tak samo jak kiedyś. Tęskniłam za moim bratem i za jego niewyparzonym językiem. Nawet za tym, że chodził na imprezy i nigdy mnie nie słuchał, bo teraz rzadko kiedy ze mną rozmawiał. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu i kupiliśmy słodycze, aby umilić dzień dzieciom. Oboje lubiliśmy tam chodzić, a przebywanie z dziećmi było dla nas odskocznią od rzeczywistości.
Sierociniec w ogóle się nie zmienił. Wydawało mi się, że minęły wieki od kiedy byłam tu ostatni raz. Od razu przed moimi oczami pojawił się obraz Angel. Cholera, zawiodłam mojego małego aniołka, któremu obiecałam, że będę go strzec.
- Dru, kochanie, jak miło cię widzieć!
Marie wyściskała mnie za wszystkie czasy, po czym zaczęła męczyć mojego biednego brata, który był przerażony jej słowami:
- Ale z ciebie przystojniak, Max! Ile już masz lat? Masz może jakąś dziewczynę?
Zaśmiałam się, widząc jak bardzo jest zagubiony. Ostrożnie odpowiadał na wszystkie pytanie Marie, która była zachwycona naszą obecnością.
- Gdzie są dzieci? - spytałam.
- Większość jest w ogrodzie - poinformowała mnie. - Mogłabyś potem wpaść do mojego biura?
- Oczywiście - zmarszczyłam brwi, bowiem bardzo rzadko mnie o to prosiła, a jeżeli to robiła, to zawsze chodziło o jakąś poważną sprawę.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko jeżeli porwę twojego brata.
Zaśmiałam się, gdy Max spojrzał na mnie błagalnie. O nie braciszku, dzisiaj trochę pocierpisz.
- Proszę go brać.
- Zabiję cię - powiedział bezgłośnie, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. Wystawiłam w jego stronę język, a on wywrócił oczami. Brawo, Dru!

Z uśmiechem na ustach skierowałam się do ogrodu. Na niebie nie było ani jednej czarnej chmury, a ciepły wiatr i promienie słoneczne muskały delikatnie moją skórę. Pomachałam do dzieci, które uśmiechały się szeroko mnie widząc. Zaczęły biec w moją stronę, a po chwili byłam osaczona malutkimi szkrabami. Jak zwykle każdy siebie przekrzykiwał i nie mogłam ich zrozumieć, ale to było coś co w nich uwielbiałam. Byli tacy słodcy i pełni optymizmu mimo że nie mieli rodziny.
- Gdzie byłaś kiedy cię nie było? - Mała Nikki spytała, a jej wypowiedź była naprawdę urocza jak i zabawna.
- Miałam trochę swoich spraw - pogłaskałam ją po włoskach. - Ale teraz będę przychodzić częściej.
- Naprawdę? - pisnęła, a ja pokiwałam głową. - Super! Angel będzie cię cieszyła.
- A gdzie ona jest?
- Jest w altance z Panem Misiem i Mią.
- Dru, pobawisz się z nami? - Alison spytała, ciągnąć mnie za dłoń.
- Oczywiście, a w co? - nie mogłam jej odmówić.
- Pograjmy w piłkę! - Josh krzyknął, a wszyscy ochoczo się zgodzili.
Po chwili podzieliliśmy się na drużyny i  zaczęliśmy grać. Biegłam bardzo wolno, zważając na to, że czterolatki są dość powolne. Nie obyło się bez głośnego śmiechu, paru stłuczeń, płaczu i obrażania się. Z tymi dziećmi mogłam robić wszystko byle zobaczyć ich uśmiechy. Gdybym mogła zrobić cokolwiek, aby im pomóc na pewno bym to zrobiła. Chciałam je uszczęśliwić i jakoś pomóc, ale to nie było możliwe. Nigdy nie zastąpię im rodziców, nie dam domu, a jedyne co mogę im dać to miłość. Tylko to jestem w stanie im podarować i czuję się beznadzieje z tego powodu. Dzieci jeszcze bardziej się ucieszyły, kiedy w końcu dołączył do nas Max. Od razu się do nas przyłączył, a raczej zajął moje miejsce. Angel wraz z Mią kroczyły w naszą stronę. Mia uścisnęła mnie mocno, po czym pobiegła do reszty. Spojrzałam na mojego aniołka, a moje serce oblała fala gorąca. Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało, przytulając mnie. Usiadłam na trawie, a ona na moich kolanach wciąż się do mnie przytulając. Tak dobrze było mi przy niej.
- Tęskniłam - powiedziała cicho.
- Ja też - pocałowałam ją delikatnie w główkę. - Co u ciebie słychać?
- Dużo rysowałam - powiedziała. - I spotkałam się z państwem Bean.
Zamarłam, słysząc ostatnią część jej wypowiedzi. Państwo Bean? Angel zostanie adoptowana? Wiedziałam, że to samolubne, ale nie chciałam tego. Byłam pewna, że na pewno już nigdy bym jej nie spotkała, a to byłby dla mnie zbyt duży cios.
- Jak często się z nimi widziałaś? - spytałam, ukrywając swoje emocje.
- Dwa, albo trzy - wzruszyła ramionami. - Ale więcej już nie przyjadą.
- Dlaczego?
- Powiedzieli mi, że przyjechali się tylko ze mną pobawić, a teraz muszą już wracać do domu. Mówili, że mieszkają bardzo daleko.
- To nic, Skarbie - nagle zrobiło mi się smutno. Ci ludzie zrobili jej niepotrzebną nadzieję. - Przykro mi.
- Byli mili - ponownie wzruszyła ramionami. - Ale mam ciebie, Pana misia i Max'a.
Uśmiechnęłam się czule, widząc jej szczęście. Tak bardzo chciałam spełnić jej marzenie. Bylibyśmy wspaniałą rodziną.
- Zapomniałam o Harrym! - klasnęła w dłonie, a ja zmarszczyłam brwi.
- Lubisz Harry'ego? - spytałam z nadzieją.
- Tak, jest fajny - zaczęła bawić się kosmykiem swoich włosków.
- Jest moim chłopakiem, wiesz?
- Naprawdę? - pisnęła. - Ale super! Będziecie mieli ślub i dzieci?
- Mam nadzieję - chciałam, aby tak było, ale nie byłam pewna czy to będzie możliwe.

- Co tam dziewczyny?
Obok nas pojawił się wesoły Max, a Angel od razu zarumieniła się i zachichotała cicho. Max nawet na małych dziewczynkach robi wrażenie.
- Angel, jak ty pięknie wyglądasz - zagwizdał z uznaniem. - Przytulisz mnie?
Dziewczynka szybko pokiwała główką, zeszła z moich kolan i przytuliła mojego brata, który również usiadł na zimnej trawie. Wyglądali razem przeuroczo i posiadanie ich obojga w domu byłoby czymś idealnym. Od razu pomyślałam o moim nienarodzonym dziecku. Może tak naprawdę ono nie było takie złe. Przecież to nie ono było winne, powinnam je kochać i chronić.
- Muszę na chwilę iść do pani Marie. Zajmij się nią - powiedziałam do brata, a on jedynie posłał mi uśmiech.
Wstałam z trawy i udałam się do ogromnego budynku. Niektóre dzieci biegały korytarzami, a te starsze przechadzały się bez celu bądź słuchały cicho muzyki. Wydawało mi się, że starsi wychowankowie sierocińca mnie nie lubili, co było przykre, ale starałam się tym nie przejmować.
Zapukałam do drzwi gabinetu Marie i słysząc ciche "proszę" weszłam do środka. Pomieszczenie utrzymane było w kolorze pomarańczy. Wszystko było schludnie ułożone i pachniało tam różami.
- Usiądź - powiedziała cicho, a ja od razu spełniłam jej prośbę. - Postanowiłam z tobą o tym porozmawiać, bo wiem jak bardzo jesteś przywiązana do Angel.
- Chodzi o te małżeństwo, które miało ją adoptować? - byłam coraz bardziej przerażona.
- Tak - westchnęła. - Zrezygnowali z adopcji, kiedy dowiedzieli się o chorobie małej.
Angel była śmiertelnie chora na raka. Nigdy o tym z nikim nie rozmawiałam, bo to sprawiało mi ból. Nie dopuszczałam nawet do siebie myśli, że moja malutka Angel może niedługo umrzeć. Ona była za mała, aby zejść z tego świata. Bóg nie mógł zabrać mi i jej, nie wytrzymałabym tego.
- Nie mam słów na takich ludzi - pokręciłam głową z grymasem na twarzy.
- Ale to nie wszystko - kobieta spojrzała na mnie ze współczuciem. - Pogorszyło się jej. Zostało jej mało czasu.
W moich oczach pojawiły się łzy, gdy usłyszałam słowa Marie. To nie mogła być prawda. Dlaczego ona? Dlaczego znowu muszę pożegnać ważne dla mnie osoby? Co takiego zrobiłam? Moje życie było niczym, stoczyłam się na samo dno.
- Ile? - spytałam drżącym głosem.
- Miesiąc, może trochę mniej.
- Dziękuję za informację - wstałam i skierowałam się do wyjścia. - Do widzenia.
Nie czekając na jej odpowiedź wyszłam z gabinetu. Mojego nogi były jak z waty, a serce waliło jak oszalałe. Mój mały aniołek umiera, zabierając ze sobą moje złamane serce.
                                                               *
Leżałam na malutki łóżku, przytulając ciało Angel. Chciała żebym ułożyła ją do snu i zaczekała aż zaśnie. Powiedziała mi, że często śnią jej się aniołki i ja. Nie wiedziała, że umiera. Była nieświadoma tego, że życie z niej usychało. Nie rozumiałam Boga i jego chorych pomysłów. Zabierał mi wszystko co najcenniejsze, pozostawiając z niczym. Nie wiedziałam ile jeszcze byłam w stanie wytrzymać. Moja psychika była zbyt słaba na to wszystko. Miałam dość i chciałam żeby to wszystko w końcu się skończyło.

Angel oddychała cicho, kurczowo trzymając swojego misia przy piersi. Delikatnie pocałowałam ją we włoski, wdychając jej cudowny zapach. Pachniała jak malutkie dziecko i serce mi się krajało, gdy myślałam, że już nigdy więcej nie poczuję tej słodkiej woni. Choroba zabijała ją zbyt szybko, doprowadzając do śmierci. Wszystko było tak strasznie popieprzone. To nie ona powinna umrzeć, to powinnam być ja. Więcej przeżyłam niż ona i miałam okazję zobaczyć tak dużo. A ona? Co ona mogła zobaczyć? Wypełniła swoją misję życiową, że Bóg postanowił ją zabrać? Byłam pewna, że nie, bo takie dziecko jak ona nie wiedziało zbyt dużo. Angel cieszyła się każdym dniem i tak pięknie rysowała. Tak ślicznie mówiła o ludziach, świecie, przyszłości i o mnie. Była moim światełkiem, które pokazywało mi odpowiednią drogę. Była moją nadzieją na lepsze jutro, bo ślepo wierzyłam, że może następnego dnia będę mogła ją zaadoptować. A teraz odchodziła na zawsze, zabierając to wszystko. I nie będzie już światełka, nadziei, pięknych rysunków i słów. Będzie tylko pustka, która ogarnie całe moje ciało jak i dusze. Pozbawi wszystkiego, ale na początku zabierze człowieczeństwo.
- Tak bardzo cię kocham, Angel - szepnęłam, wiedząc, że już śpi. - Nie możesz mnie zostawić. Walcz kochanie, walcz dla mnie, dla siebie, dla naszej przyszłości. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, jesteś moim światłem, rozumiesz? Proszę, Angel nie odchodź. Tak bardzo cię potrzebuję, Aniołku. Nie zostawiaj mnie.
Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Ból rozrywał moje serce, tworząc potężną dziurę, której nie można było załatać. Łzy spływały strumieniami po moich zaczerwienionych policzkach, a potem do ust. Delikatnie podniosłam się z łóżka i wyszłam z pokoju. Oparłam się o zamknięte drzwi, osunęłam się po nich i zaczęłam szlochać. Chciałam krzyczeć z bólu, ale wiedziałam, że to obudzi Angel jaki i inne dzieci. Ona odchodziła, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.
Proszę, zabijcie mnie. Nie chcę tu już być.


Cześć i czołem? Jak po Sylwestrze? Ja całą noc spędziłam pijąc piwo i pisząc rozdział. Doskonała zabawa, aha! Rozdział jest trochę skomplikowany i może niezbyt fajny, ale uważam, że powinien tu być. W końcu udało mi się choć trochę lepiej opisać pracę Harry'ego. A właśnie! Co uważacie o jego postępowaniu?
Komplikacje i jeszcze raz komplikacje! Mała Angel umiera, potworny cios dla Dru.  #Dramatime
Założyłam nowego tt, więc można tam do mnie pisać. Oraz ma Aska, gdzie także możecie do mnie pisać. Co Wy na to, abym wstawiała na Twitterze, albo asku kawałki następnych rozdziałów? Chcecie?
Jeśli komuś bardzo zależy, abym odwiedziła jego bloga, to niech w zakładce "Spam" poda link i dopisek #PILNE. Wtedy na pewno wejdę :))
Pozdrawiam! <3

Obserwatorzy