poniedziałek, 14 lipca 2014

Nowe opowiadanie, które na Was czeka :)


Słuchajcie jak wiecie piszę teraz nowego bloga z Pauliną pt. "City of the Fallen". Strasznie jestem zaniepokojona faktem, że mało osób go odwiedza. Czyżby Wam się nie podobało?
Proszę o odwiedzie, przeczytanie oraz skomentowanie, bo to wiele dla mnie znaczy. Przyznam, że chyba na razie nic nie przebije tego opowiadania, gdyż był moją chwilą "ŚWIETNOŚCI". Czasami wydaje mi się, że nie stworzę już nic, co Was tak zainteresuje, a szkoda. 
Proszę, abyście odwiedzali moje nowe blogi, naprawdę. 
Teraz także pracuję nad czymś czego nie było. Chcę przebić Killera i wrócić z czymś milion razy lepszym. 
Czekam na Was! 
Kocham i wciąż pamiętam <3
                                  CITY OF THE FALLEN 

piątek, 23 maja 2014

Epilog

Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym, bowiem dni przemijają szybko, a życie jest krótkie. Powinniśmy uchwycić najlepsze momenty swojego życia i dążyć do spełniania swoich najskrytszych marzeń. Urodziliśmy się po to, aby zaznać szczęścia i osiągać swoje cele. Człowiek został, bowiem stworzony do rzeczy wielkich, czyż nie? 
Minął dopiero rok od śmierci Max'a, ale wystarczył tylko rok, abym zaznała w końcu prawdziwego szczęścia. Długo rozpaczałam nad stratą młodszego brata, ale zebrałam się w sobie i postanowiłam walczyć. Przez ten czas ogromnym wsparciem był dla mnie Matt. Pomagał mi, wspierał mnie i hamował swoje chamskie odzywki. Jednak nie zostaliśmy przyjaciółmi, bowiem wciąż wiele nas dzieliło. Lecz, gdy już urodziłam dziecko nasze relacje wróciły do normy - wciąż sobie dokuczaliśmy. 
Harry był wspaniałym człowiekiem; opiekował się mną, troszczył się, kochał i wspierał. Był sensem mojego życia, a nasze dziecko owocem naszej miłości. W końcu oboje znaleźliśmy szczęście, na które czekaliśmy bardzo długo. Nie zmieniliśmy się aż tak bardzo, ponieważ cały czas oglądaliśmy się za siebie. Harry dotrzymał obietnicy i zajął się nami. 
Każdy z naszej grupy zaczął nowe życie. Matt i Lexi zamieszkali w centrum miasta i oczekują swojego pierwszego dziecka, o które starali się bardzo długo. Lexi była dopiero w drugim miesiącu ciąży, ale już biegła po sklepach, kupując zabawki. Była szczęśliwa tak samo jak Matt, który znalazł pracę w Londynie. 
Jason wciąż był singlem i zamieszkał wraz z Dante, który postanowił zmienić się w ojca, który cały czas pilnował Lily. Ah, a Lily i Louis zbliżyli się do siebie. Podobno co sobotę chodzili do klubu, aby poszukać sobie drugiej połówki. Oczywiście nigdy im się nie udawało i lądowali razem w łóżku, co strasznie irytowało braci uroczej dziewczyny. Gang przestał istnieć, a my w końcu zajęliśmy się normalnym życiem. 

Delikatnie głaskałam główkę mojej małej córeczki, która leżała w kojcu. Była najpiękniejszym dzieckiem na świecie, ale chyba każda matka tak mówi. Była dość pulchna, ale to było na swój dziwny sposób urocze i słodkie. Miała duże, niebieskie oczy, co było dość dziwne, ponieważ ja mam brązowe, a Harry zielone. Śmieliśmy się, że jest podobna do Jasona, a to mu bardzo się podobało, ponieważ był wręcz zakochany w małej Darcy. 
Kochałam ją całym sercem, była moim oczkiem w głowie, spełnieniem marzeń. Oddałabym za nią życie i jeszcze więcej. 
Nie mogłam opisać swojej radości, gdy patrzyła na mnie swoimi pięknym oczkami, otulona kocykiem, który kupiła jej Lexi. 
- Nie chce spać? 
Uśmiechnęłam się, gdy Harry objął mnie od tyłu, kładąc brodę na moim ramieniu. Zawsze marzyłam o tej chwili i w końcu moje marzenia się spełniły. 
- Nie - zachichotałam cicho. - Cały czas by tylko jadła. 
- Przynajmniej będzie fajną babką - na pewno się uśmiechał. - Nie mogę uwierzyć, że jestem ojcem. 
Uśmiechnęłam się szeroko, odwracając się do niego twarzą. Objęłam jego szyję, a on przyciągnął mnie bliżej swojego ciała. 
- Uwierzysz, gdy będziesz zmienił jej pieluszkę. 
- Jesteś okrutna - zmarszczył nos, co było bardzo zabawne. - Kocham Cię.
- A ja Ciebie - szepnęłam, przyciskając usta do jego. 
Całowaliśmy się powoli, rozkoszując każdą chwilą, którą otrzymaliśmy. Miałam obok siebie cały świat - rodzinę, której mniej pozbawiono. Wierzyłam, że może być tylko lepiej, a Bóg w końcu wynagrodzi nam wszystkie krzywdy. Bowiem po każdej burzy wychodzi słońce, które daje nadzieję na lepsze jutro. 
Moje życie było już piękniejsze, ponieważ znalazłam powód, dla którego chciałam żyć. Moim powodem był Harry i Darcy - moja rodzina.
Odsunęliśmy się od siebie, słysząc płacz. Spojrzałam w jego zielone oczy, które były pełne miłości tak samo jak moje. Ostatni raz musnęłam jego wargi, po czym odwróciłam się z zamiarem wzięcia małej na ręce, lecz przeszkodził mi Styles, który położył dłoń na moim ramieniu.
- Ja ją wezmę, a ty zajmiesz się pieluszką. 
Zaśmiałam się, ponieważ wiedziałam, że nie podjąłby się tak ogromnego wyzwania jak przewinięcie Darcy. Oparłam się o ścianę, przyglądając się pięknemu obrazowi - Harry tulił naszą córkę do swojej piersi, całując ją delikatnie w główkę. To była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu, gdy widziałam moje dwa anioły razem. Zabrano mi Max'a i Angel, a dano Harry'ego i Darcy. 
- Już niedługo będziesz moją panią Styles - rzekł Harry. - A ty młoda damo masz zakaz spotykania się z chłopakami do trzydziestki. 
Ledwo powstrzymałam śmiech, widząc jak mój narzeczony mówi do Darcy. Malutka patrzyła na niego uważnie, po czym uśmiechnęła się słodziutko. Niedługo będę panią Styles, która ma wszystko o czym marzyła. 
                                            *
Po szesnastu latach małżeństwa z Harrym, a dwudziestu razem przeżyłam już wszystko. Widziałam każde jego oblicze i już nic nie mogło mnie zdziwić. Wcale się nie zmienił, bowiem wciąż był zbyt pewny siebie, troskliwy, kochający i trochę kłamliwy. Lecz gdy kogoś kochasz, to akceptujesz jego wady. Styles był aniołem w przeciwieństwie do jego kochanej córeczki. 
Niestety Harry powrócił do życia mafii. Cały zespół znowu się scalił, ale tym razem, to nie oni wykonywali brudną robotę. Szkolili młodych ludzi, a sami byli mentorami i szefami całej grupy. Lexi rzadko się tam pojawiła ze względu na trójkę dzieci jej i Matta, które definitywnie wdały się w ojca. 
Jason postanowił być kawalerem do końca życia i zamiast znaleźć sobie kobietę zaczął męczyć moją córkę. 
Dante poznał Giulię, która była piękną Włoszką o duszy anioła. Byłam szczęśliwa, że w końcu znalazł miłość swojego życia i zapomniał o mnie. Chyba zrozumiał, że nigdy nie będę jego.
Jednak najśmieszniejsze było to, że Lily i Louis znaleźli szczęście przy swoim boku. Zakochali się w sobie, a owocem ich miłości był przystojny syn Mike, który wdał się w matkę. Można pomyśleć, że wszystko było idealne, ale to nieprawda. Ogromnym ciosem dla nas była śmiertelna choroba Lexi. Moja przyjaciółka chorowała na raka i nic nie dało się zrobić. Po prostu pomału umierała, a my czuliśmy się bezsilni, ponieważ nie mogliśmy jej pomóc.
Stałam przy zlewie, myjąc naczynia po obiedzie, który zjadłam tylko z Harrym. Oczywiście nasza córka się nie pojawiła, co było normą od ostatnich miesięcy. Pozwalała sobie na zbyt dużo i jak zawsze nie ponosiła żadnych konsekwencji. 
- Przestań się denerwować - rzekł Harry. - Zaraz wróci.
- To nie o to chodzi - wywróciłam oczami. - Jest za bardzo rozpuszczona. Powinniśmy trzymać ją krócej. 
- Tak, na pewno - prychnął. - Przypominam, Kochanie, że ty też nie byłaś taka święta.
Odwróciłam się w jego stronę, uśmiechając się, gdy przed oczami błysnęły mi wszystkie wspomnienia. Często mi wypominał przeszłość, ponieważ chciał bronić Darcy. Kochał ją najbardziej na świecie i gdyby mógł, to dałby jej wszystko czego by sobie zażyczyła. 
Była córeczką tatusia, a mamusia była złą wiedźmą, która tylko ją karciła. Taki los matki tyranki. 
- Jak chcesz się na kimś wyżyć, to na mnie w łóżku - puścił mi oko, sprawiając, ze zaśmiałam się głośno.
- Jesteś niewyżyty! 
- Ale za to mnie kochasz - rzekł, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Tak, kocham cię - nasze usta dzieliło kilka centymetrów, które po chwili pokonaliśmy.
Nasze usta złączyły się w miłosnym pocałunku, który jak zawsze wysyłał nas do innego świata. Podobno miłość często wygasa w związkach po latach, a ludzie są ze sobą tylko, dlatego, że są przyzwyczajeni do swojej obecności lub mają dzieci. Za to ja i Harry wciąż byliśmy jedną całością. Kochałam go jak szalona, a on mnie. Nasza miłość zamiast maleć cały czas rosła.
- Nasza zguba się znalazła - zaśmiał się, pokazując na okno.
Gdy tylko dał mi trochę przestrzeni od razu zaczęłam przyglądać się w sytuacji, która miała miejsce za oknem.
Darcy zeszła z motoru, zdjęła kask i podała go chłopakowi. Zacisnęłam usta w wąską linię, gdy zdjął swój kask, ukazując piękną twarz. Zayn Malik był chuliganem i niebezpiecznym chłopakiem, który startował w wyścigach ulicznych. Wiedziałam o nim wszystko, bowiem zleciłam odpowiednim ludziom, aby go sprawdzili. Może i byłam szalona, to robiąc, ale po prostu martwiłam się o moją córkę.  Nie chciałam, aby zniszczyła sobie życie, obracając się w złym towarzystwie, tylko spełniała marzenia i była dobra. Jednak była kimś innym. Darcy była wulgarna, niegrzeczna, odważna, zdeterminowana, zabawna, twarda, ale miała dobre serce. 
Zayn nie był dla niej dobry. Oczywiście był nieziemsko przystojny, bowiem był wysoki, szczupły, miał ciemne, urzekające oczy i zarost, który sprawiał, że wyglądał na starszego niż był. Można rzecz, że przypominał Harry'ego.
Krew się we mnie zagotowała, gdy zaczęli się całować jakby jutro miało nie nastąpić. Mój mąż także nie był zbytnio z tego zadowolony, ponieważ mlasnął zniesmaczony. 
Widząc, że Darcy idzie już do domu, a Zayn odjeżdża, od razu się odwróciłam, aby nie pomyślała, że ich podglądałam.
- Już jestem! - usłyszałam jej głos, a po chwili pojawiła się w kuchni. 
Ucałowała policzek Harry'ego, który chwilę później opuścił kuchnię, widząc moje surowe spojrzenie. 
Przyglądałam się jej jak pochodzi w moją stronę tanecznym krokiem, wyjmuje z miski frytkę, po czym wkłada ją do buzi. Z zarozumiałym uśmieszkiem na ustach patrzyła na mnie, jednocześnie jedząc. 
Kręcone, brąz włosy sięgały jej do ramion, a na przepięknej twarzy miała delikatny makijaż. Jej niebieskie oczy błyszczały dzikim blaskiem, który kiedyś był też u Harry'ego. Darcy była taka sama jak ojciec i bałam się, że popełni jego błędy i zajmie się nielegalnym interesem.
- Dlaczego nie przyszłaś na czas? - spytałam, nie kryjąc oburzenia.
- Zapomniałam - wzruszyła nonszalancko ramionami.
- On nie jest dla ciebie dobry - rzekłam, mając na myśli Zayna Malika, który zawrócił jej w głowie.
- Tata też nie był dla ciebie dobry, mamo, ale byłaś z nim i wciąż jesteś. 
- Z nami jest inaczej, Darcy - wywróciłam oczami.
- Nie - pokręciła przecząco głową. - Bo miłość, mamo jest niebezpieczna i raniąca, ale jest też piękna, niepowtarzalna i to właśnie dzięki niej żyjesz. Pozwól mi kochać kogoś tak jak ty kochasz tatę i pozwól, aby ktoś pokochał mnie jak tata ciebie.
Mimowolnie na moich ustach pojawił się nieśmiały uśmiech. Miała rację, ale nie chciałam żeby popełniała błędy. Jednak chyba najpierw trzeba się sparzyć, aby potem mówić o życiu, prawda?
- Po prostu się o ciebie martwię - delikatnie pogłaskałam jej policzek. - Moja mała, Darcy.
- Kocham cię, mamo.
Walcz o rodzinę, bowiem to ona będzie obok Ciebie kiedy będziesz upadać. Walcz o swoją matkę, bo to ona była przy Tobie, kiedy stawiałaś pierwsze kroki.
Walcz o swojego ojca, gdyż to właśnie on jest Twoim bohaterem, który chroni Cię przed potworami, które czyhają na Ciebie.
Walcz o swoje rodzeństwo, ponieważ to ono przestrzegało Cię przed złem tego świata i dawało rady. Walcz o nich wszystkich, bo dzięki nim jesteś tym kim jesteś.
Miej przyjaciela na dobre i na złe. Kochaj go i poświęcaj się dla waszej przyjaźni. Bowiem przyjaźń jest piękna, a ta prawdziwa nigdy nie umiera. I nawet gdy będziesz stara i będziesz miała wnuki wciąż będziesz pamiętać o swoim przyjacielu, który wspierał Cię i był przy Tobie, kiedy nie było innych.
Nie bój się kochać, wierz w miłość, bo ona istnieje, musisz tylko w nią wierzyć. Nie bój się złamanego serca, kochaj jakby jutro miało nie być jutra. Kiedyś znajdziesz swojego rycerza, który odda Ci całego siebie i podzieli się z Tobą swoim światem. Miłość jest najważniejsza w życiu, to dzięki niej funkcjonujemy. Miłość była w nas, kiedy się urodziliśmy i będzie, gdy będziemy umierać. 


Od Autorki:

Nie wiem co powiedzieć, wow. Nigdy nie myślałam, że osiągnę tak wiele. Nie spodziewałam się, że "Killer" będzie tak lubiany i zdobędę tak dużo obserwatorów. Oczywiście nie piszą o nim cały czas na tt i w ogóle, ale jestem zaszczycona. To jest dla mnie kawałek nieba, dziękuję :)
Chciałabym podziękować każdej osobie, która tutaj mnie wspierała. Jesteście cudowne, dziewczyny, każda z Was! Dzięki Wam to opowiadanie zyskało większy sens. Czy to dziwne, że naprawdę Was pokochałam?
Jednak chciałabym podziękować paru, szczególnym osobom, które bardzo mnie motywowały.

Aleksa Styles  - Kochana, dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Nie wyobrażam sobie Killera bez Ciebie. Zawsze mnie motywowałaś, a Twoje komentarze sprawiały, że często się uśmiechałam. Znamy się prywatnie, piszemy ze sobą często, także znasz mój cholerny charakter i jestem Ci wdzięczna, że jeszcze nie usunęłaś mnie z kontaktów, ha! Pomagałaś mi cały czas, a Twoja "obecność" jest dla mnie bardzo ważna. Olciu, jesteś cudowną osobą o złotym sercu i dziękuję, że ze mną jesteś. Kocham Cię! 
Weronika. - Dziękuję za Twoje komentarze, dzięki którym zawsze czułam się lepiej. Bardzo Ci dziękuję za wsparcie i motywację. Jesteś kochana i także nie wyobrażam sobie Killera bez Ciebie. Plus jestem Twoją fanką, podlizuję się ;) Ha! Dziękuję, Kochana naprawdę, bo jesteś moim wzorem i mam nadzieję, że kiedyś będę tak utalentowana jak Ty :)
Elie Styles - Dziękuję Ci, że jesteś ze mną i mnie wspierasz. Wierzę, że nasza przyjaźń będzie tak samo trwała jak Lexi i Dru. Jesteś cudowną, młodszą siostrą i dziękuję za Twoje wsparcie :)
Claire Evenberg - Dominika, czyli osoba odpowiedzialna za spamy na asku, które bardzo kocham i osoba, dzięki której postanowiłam kontynuować Killera. Dziękuję, że pomogłaś mi się "podnieść" i sprawiłaś, że pisałam dalej. Jesteś cudowną osobą i mam nadzieję, że nasz kontakt nie zniknie :)
Kocia3ek - Tobie także dziękuję za ogromne wsparcie i motywację. Jesteś nieziemską osobą :) Mam nadzieję, że nasze opowiadanie będzie tak samo popularne jak "Killer". :)

Dziękuję każdej osobie anonimowej, dziękuję wszystkim, ponieważ dzięki Wam to wszystko wciąż trwało. Jesteście moją nadzieją i gwiazdą. Dziękuję ♥
"Killer" miał czegoś uczyć, ale czy nauczył? Chciałam Wam przekazać jak bardzo ważna w życiu jest rodzina, przyjaciele i miłość. Pokazać Wam jak człowiek może się zmienić przez pewne wydarzenia, pokazać Wam, że życie nie jest takie jak go malują. Życie jest pełne cierpienia, ale i radości. Pamiętajcie, że po każdej burzy wychodzi słońce :)
Proszę, aby każdy skomentował ten post, bowiem bardzo mi na tym zależy. Chcę wiedzieć ile Was było. Dacie do dla mnie zrobić? Napiszcie swoje ulubione fragmenty, cytaty z tego opowiadania :)
Killera kończę z 168,679 wejść, 206 obserwatoriami i 1758 komentarzami!
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję ♥ Kocham Was!

sobota, 17 maja 2014

Wyniki konkursu :)

Po wielu przemyśleniach i trudnych decyzjach wybrałam zwyciężczynie konkursu. Tak, zwyciężczynie.
Gdy wybierałam osoby, które zdecydowanie były najlepsze oceniałam ich zdolności, pomysłowość, zaangażowanie i charakter.
Te osoby zasłużyły na wyróżnienie i mam nadzieję, że napiszę z nimi cudowne opowiadania, które polubicie.
Oto zwyciężczynie:
Gratuluję dziewczynom i dziękuję każdej osobie, która się zgłosiła. To zaszczyt Was poznać :)
Kontakt ze mną złapiecie dopiero w poniedziałek, gdyż jutro jadę do Świnoujścia. Ktoś jest z tamtych okolic? :)
W poniedziałek będę miała podły humor i będę cały czas beczeć, także nie będzie ze mnie pożytku.
Jeszcze raz dziękuję i gratulacje! :)
Pozdrawiam! ♥

piątek, 16 maja 2014

13 | część II

Każdy kiedyś musi odejść, ale nie każdy jest w stanie pogodzić się ze stratą. Pustkę po stracie bliskich nie jest łatwo wypełnić czymkolwiek. Czujesz się pusta, jakby połowa Ciebie umarła. Ludzi cierpiących po stracie kogoś bliskiego w żaden sposób nie można pocieszyć. Oni po prostu muszą się wypłakać, wyzwać niebiosa i znowu płakać z bólu i tęsknoty. To straszne, gdy tracimy kogoś na kim zależało nam najbardziej. Nie wiemy co ze sobą począć, jak dalej żyć, a nawet myśleć. W jednej sekundzie wszystko traci znaczenie, a ty nie jesteś już sobą. Gdzie w tym logika? Albo sprawiedliwość? Dlaczego Bóg odbiera nam to co najcenniejsze? 
Zastanawiamy się czy popełniliśmy jakiś błąd, czy to nasza wina. I po długich refleksjach dochodzimy do wniosku, że nie byliśmy wystarczająco dobrzy, że popełniliśmy błąd. Nie powiedzieliśmy wielu słów, nie przeprosiliśmy, zabrakło nam czasu. Czas. Czas płynie nieubłaganie szybko, zabierając nam wszystko - młodość, zdrowie, najbliższe osoby, rozum, szczęście. A potem to wszystko jest grzebane głęboko pod ziemią, gdzie znajduje się sterta ludzkich marzeń i celów. Wszystko zostaje zakopane i nie zostaje już nic, nawet nadzieja. 
Wiesz czym jest prawdziwa strata tylko wtedy, kiedy stracisz kogoś, kogo kochałeś bardziej od samego siebie. 
Max był moim młodszym bratem, którego kochałam najbardziej na świecie. Nawet Harry nie mógł zająć jego miejsca. Śmierć Max'a była ciosem prosto w serce. Nie mogłam się pozbierać po tak dużej stracie. Wręcz czułam jak moje serce łamie się na małe kawałki, których nie da się pozbierać. Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć, a niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. On zasługiwał na wspaniałe życie i cudowną przyszłość, ja nie. W takim razie dlaczego, Boże zabrałeś go, a nie mnie? 
Czy jest coś gorszego od śmierci bliskiego? Dla mnie nie. Tak bardzo mi go brakuje chociaż nie ma go dopiero od dwóch dni. Choć dwa dni temu zamknął oczy na wieki i wziął ostatni oddech.
Siedziałam zamknięta  w ciemnym pokoju, a jedynym źródłem światła była mała lampka. Czułam się o wiele lepiej będąc sama zamknięta w czterech ścianach. Wciąż musiałam leżeć w łóżku i przyjmować leki przeciwbólowe, ponieważ ból był nie do zniesienia.
- Przyniosłem herbatę - rzekł Harry, stawiając na stoliku zielony kubek. 
Nie odpowiedziałam, a on nie oczekiwał na moją odpowiedź. Wiedział, że nie chcę z nikim rozmawiać, bowiem nie robiłam tego od dwóch dni. Wolałam być sama i cierpieć w samotności. Nikt nie rozumiał mojego bólu, nikt nie mógł!
- Proszę zjedz coś, albo chociaż się napij - błagał, patrząc z troską w moje zapłakane i chłodne oczy. - Przynajmniej zrób to dla naszego dziecka.
Skuliłam się i bardziej zakryłam kocem pod którym ukryta była ramka ze zdjęciem, które przedstawiało mnie i Max'a w młodości. Nie chciałam jeść ani pić. Nie chciałam towarzystwa, chciałam tylko mojego braciszka wśród żywych. Czy o tak wiele proszę? 
Nie miałam zamiaru się odezwać, a tym bardziej zrobić to o co prosił. Nie potrzebowałam niczego, tylko mojego kochanego braciszka. Dlaczego on? Dlaczego? Nie zasługiwał na tak okropną śmierć. Cholera, ktoś go zamordował i miałam to puścić płazem? 
- Proszę - szepnął. - Nie możesz tego robić.
Mogę, mogę robić co chcę, do cholery! Zostaw mnie w spokoju! Chciałam krzyczeć ze złości, smutku i żalu. Nie mogłam pojąć tego wszystkiego, to było za dużo. 
Harry westchnął smutno, a następnie wyszedł z pokoju, nie mogąc ze mną wytrzymać. Podskoczyłam wystraszona, gdy trzasnął drzwiami. Był na mnie zły, wiedziałam o tym, ale w tym momencie nie obchodziło mnie to. 

Wyjęłam ramkę ze zdjęciem i przejechałam po niej palcem. Szybka była zbita, ponieważ z furii rzuciłam nią o podłogę. Potem tego żałowałam. 
W głowie miałam tylko chwile spędzone z moim braciszkiem. Byliśmy wtedy szczęśliwi.
"- Czemu śmierdzisz jak płyn do mycia szyb?
Zmrużyłam oczy słysząc rozbawiony głos mojego młodszego brata. Max patrzył na mnie opierając się o blat kuchenny. W jego oczach błysnęło rozbawienie. Wiedział, że nie lubiłam, kiedy się ze mnie naśmiewał. To było żenujące.
- Już się nie złość – zaśmiał się. – Jak było?
- Było dość ciekawie – w moich myślach od razu pojawiła się osoba Harry’ego. Nie mogłam przestać myśleć o nim. O jego pięknych zielonych oczach, pulchnych ustach, ciemnych kręconych włosach i ciele boga.
- Jak ma na imię? – Max zorientował się, że mam na myśli jakiegoś chłopaka. Znał mnie jak nikt inny. Był moim jednym przyjacielem.
- Harry – uśmiech sam pojawił się na moich ustach."*
Były też chwile, gdy doprowadzał mnie do szału, nie słuchał się mnie i lekceważył moje słowa. Ale wciąż, to były piękne chwile, bo żył.
"- Max! 
Od godziny próbowałam obudzić mojego brata, który wrócił o czwartej nad ranem z imprezy. Byłam na niego wściekła za to, że nie posłuchał mnie i nie przyszedł do domu o wyznaczonym czasie. Zawiodłam się na nim i to bardzo.
- Max, chodź tu do cholery! - rozzłoszczona uderzyłam dłonią w blat kuchenny. Ten smarkacz testował moje nerwy. 
- Cholera, Max!  
Mój krzyk rozniósł się echem po domu. Umarłego bym obudziła, ale mój brat był na tyle głupi, aby mnie lekceważyć. Od zawsze byłam opanowana i miła, ale kiedy ktoś mnie ignorował zamieniałam się w tyrana."*
Lubiłam z nim żartować i śmiać się z dziwnych rzeczy. Byliśmy zgrani, wszystko robiliśmy razem po śmierci rodziców. Mieliśmy tylko siebie, nikogo więcej.
"- Hej, siostro.
Uśmiechnęłam się szeroko widząc Max'a, który postawił na stole dwa kubki z moją ulubioną kawą. Od czasu naszej ostatniej kłótni Max zaczął bardziej się starać. Nie chodził na żadne imprezy i wracał do domu o stosownej porze. Doceniałam to.
- Zrobiłeś śniadanie? – usiadłam przy stole.
- Yeah. Zaczynam to lubić, wiesz? – zaśmiał się.
- Cóż, jestem z Ciebie dumna – puściłam mu oko.
- Powinienem robić to częściej – powiedział zanim usiadł naprzeciwko mnie – Moje kanapki są o wiele lepsze niż twoje.
- Słucham? – spojrzałam na niego jakby miał pięć głów – Czy ty obraziłeś moje kanapki?
- Wydaję mi się, że tak – wzruszył nonszalancko ramionami. – Ale nie martw się, nie każdy potrafi gotować – poklepał mnie pocieszająco po dłoni."
Zawsze był przy mnie, wspierał mnie i starał się być oparciem. Troszczył się o mnie i martwił, gdy działo się coś złego. Czasami to on był starszym bratem, który bał się, że jego malutka siostrzyczka poobija kolana.
"- Dru?
Moja dolna warga zaczęła drżeć, a w oczach pojawiły się nieproszone łzy. Mocno wtuliłam się w ciało Max’a. Czułam się przy nim bezpieczna. Brakowało mi go. Nie mogłam znieść myśli, że mogli zabrać go zamiast mnie. Czułam jego łzy na mojej szyi. Ja również płakałam. Na ustach czułam słony smak.
- Tak się o Ciebie bałem – odsunął się ode mnie i zaczął przyglądać się mojej poobijanej twarzy. – Tak mi przykro.
- Nie powinno – wyszeptałam, ścierając łzy z jego twarzy. Rzadko płakał. Nie lubił pokazywać emocji. 
- Przepraszam – pocałował mnie delikatnie w czoło."
Wydawało mi się, że dorasta za szybko i niedługo mnie opuści. Nie chciałam zostać sama, Max był moim światem, troszczyłam się o niego. Czasami zachowywałam się jak matka, to fakt, ale tylko dlatego, że kochałam go za bardzo, aby pozwolić mu popełniać błędy.
"- Przeszkadzam?
Unosiłam głowę, słysząc głos mojego brata. Max usiadł obok mnie, podając mi piwo. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. Czy on proponował mi alkohol? Smyk miał dopiero siedemnaście lat!
- Co to ma być? – burknęłam.
- A na co to wygląda? – spojrzał na mnie rozbawiony. – Po prostu weź. Napij się ze swoim bratem.
- Młodszym bratem – syknęłam, odbierając od niego butelkę."
Max był pełen życia, zawsze chciał robić wszystko, co było szalone. Był śmiałkiem, który chciał spróbować wszystkiego, aby na starość powiedzieć powiedzieć, że miał cudowną młodość. Szkoda, że nigdy tego nie powie. Nigdy nie będzie miał dzieci ani żony. Byłby dobrym ojcem.
"- Co tam dziewczyny?
Obok nas pojawił się wesoły Max, a Angel od razu zarumieniła się i zachichotała cicho. Max nawet na małych dziewczynkach robi wrażenie.
- Angel, jak ty pięknie wyglądasz - zagwizdał z uznaniem. - Przytulisz mnie?"*

Zaczęłam szlochać, chowając twarz w poduszkę. Tak bardzo mi Cię brakuje, braciszku. Wróć, proszę.
                                                                 *

Minęło kilka godzin, albo kilka minut. Każda sekunda była dla mnie wiecznością pełną katuszy i łez. Głowa pękała mi z bólu, a rany piekły. Wszystko było nie tak, wszystko się zepsuło nawet ja. 
Trzęsłam się z zimna i ignorowałam głód oraz pragnienie. Najpierw niech wróci Max. Tak samo magicznie jak Harry, proszę. Max też może tak wrócić, prawda? Boże, oddaj mi go! Cholera, potrzebuję go bardziej niż powietrza, niż Harry'ego, niż wszystkich! Oddaj go!
- Porozmawiajmy.
Nawet nie zauważyłam Dante, który przez dłuższy czas stał obok mnie. Z uwagą patrzyłam jak siada na fotelu, pochyla się do przodu, a potem głośno przełyka ślinę. Tyle nas łączyło. Byliśmy razem, spaliśmy w jednym łóżku, całowaliśmy się, ale tylko on mnie kochał. Dante był dla mnie jak brat chociaż nigdy nie zastąpi mi Max'a, nikt tego nie zrobi.
- Nie możesz być taką egoistką, Dru - zaczął. - Rozumiem, że jest ci ciężko. Mi też było gdy umarła Anne, moja mama, a nawet Max. Wiem jak to jest stracić kogoś kogo się kocha, ale ty myślisz tylko o sobie. Chociaż przez chwilę pomyślałaś o dziecku? Zrobiłaś to?
- Nie - szepnęłam, spuszczając głowę. - Nie pomyślałam.
- Właśnie - pokręcił zrezygnowany głową. - Sama wiesz jak to jest nie mieć rodziców, albo mieć chore życie. Jeśli nie będziesz jeść, pić i się oszczędzać, to zabijesz bezbronne dziecko. Twoje dziecko, do cholery! Pomyśl o Angel, może taka mała Angel właśnie się urodzi? Nie mogę patrzeć na własnego brata, bo wygląda jak wrak człowieka. Zabijesz i jego dziecko, rozumiesz? Ty i te niemowlę jesteście jego szansą. Jedyną i ostatnią. Nie chcę patrzeć jak oboje umieracie, rozumiesz? 
- Wiem, ale jest mi tak ciężko. Brakuje mi go tak bardzo. Dlaczego to się stało?
- Nie wiem, Dru - westchnął, przybliżając się do mnie. - Tylko nie zabij kolejnej niewinnej osoby.

Przytuliłam się do jego ciepłego ciała, kładąc głowę na jego szyi. Łzy spływały po moich policzkach, a potem po jego skórze. Dante miał rację,  nie mogłam być tak samolubna. Byłam w ciąży, miałam zostać matką i musiałam się zmienić. Co powiedziałby Max? Kochał dzieci, na pewno pokochałby moje dziecko, byłby dobrym wujkiem. 
Jak teraz będzie wyglądała moja przyszłość? Co ze mną i Harrym? Jak, to będzie wyglądało? Zaznamy szczęścia i zapomnimy o wszystkim? Nie wierzę w to, nic nie będzie już takie samo. Chciałabym się napić, zapalić i kogoś zabić, aby wyładować te wszystkie emocje, ale wiem, że nie mogę. 
Jestem w ciąży i muszę walczyć o to, o co walczyłby Max. O miłość, przyszłość i rodzinę.
                      *
Płakałam kolejny dzień, dlatego, że go nie ma. Kochałam go, naprawdę go kochałam. Był moją pierwszą miłością, pierwszym razem i osobą, której nie chciałam stracić. To był niewyobrażalny ból, taki sam jak przy stracie mojej mamy. Chciałam, aby Max żył i był przy mnie. Żeby powiedział, że wszystko będzie dobrze, a my w końcu będziemy mogli być razem. 
"Leżałam na łóżku, przytulając się do jego ciepłego ciała. Pachniał miętą i ciężkimi perfumami, które kupiła mu na święta Dru. Jego ręka spoczywała na moim biodrze, a usta co chwilę całowały czubek głowy. Był dla mnie wszystkim, a jedyne o czym marzyłam, to prawdziwy związek z nim.
- Czemu nie możemy być razem? - spytałam, bojąc się odpowiedzi. Co jeśli mnie nie kocha?
- Bo Dru i Harry nam na to nie pozwolą - rzekł. - Jesteś ode mnie młodsza.
- Tylko o rok, Max - westchnęłam. - To nie wytłumaczenie.
- Obiecuję, że w końcu nam się uda - głaskał mój policzek. - Musimy tylko najpierw ich przygotować.
Nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Dru i Harry nie potrzebowali żadnego przygotowania, a tym bardziej reszta. Max po prostu nie chciał ze mną być, to wszystko. Po co tak bardzo kłamał? Nie chciał mnie skrzywdzić? Proszę, robi to cały czas, mówiąc, że nikt nie zrozumienie naszej miłości. Ile mamy lat? Pięć? Jesteśmy dorośli i sami możemy decydować o swoim życiu. Chyba, że Max naprawdę boi się własnej siostry i mojego brata. Bez przesady.
- Kocham Cię - te słowa opuściły moje usta zanim miałam możliwość je zatrzymać.
Moje policzki czerwienieją i jedyne na co czekałam to "Ale ja ciebie nie", ale słyszę coś innego. Coś co sprawia, że mam nadzieję.
- Ja ciebie też kocham, Lily."
Moje dłonie trzęsły się, gdy wybierałam jego numer. Przyłożyłam telefon do ucha, a po chwili usłyszałam jego głos, który tak bardzo kochałam:

- Cześć, tu Max! Niestety teraz nie mogę odebrać, ale spróbuj potem! 
Szloch opuścił moje usta, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że tylko tak będę mogła go usłyszeć. On nie żyje, nie ma go, odszedł i zostawił mnie samą na pastwę losu. 
Palcami przeczesałam włosy, które spięte były w niechlujnego kucyka. Wyglądałam okropnie, ale to się teraz nie liczyło. Nie miałam dla kogo się stroić. Moja miłość odeszła.
- Max, proszę - szeptałam. - Wróć do mnie. Kocham Cię. 
Odsunęłam komórkę od ucha i rzuciłam ją na poduszki, które były mokre od moich łez. Schowałam twarz w dłonie, ignorując to, że okulary wbijały się w moją skórę. Nikomu się w nich nie pokazywałam, tylko Max mnie w nich widział. Nie wstydziłam się przy nim, byłam sobą.
Zacisnęłam usta w wąską linię, podnosząc głowę do góry. Ktokolwiek go zabił na pewno pożałuje. Wstałam z łóżka i od razu podeszłam do szafy. Zdjęłam z siebie brudny, szary podkoszulek, a nałożyłam czarną koszulkę Max'a, która wciąż pachniała jego perfumami. Szybko poprawiłam włosy i zbiegłam na dół, mijając po drodze zdziwionego Jasona. 
W salonie zastałam Lexi i Matta, którzy także byli zdziwieni moim zachowaniem. Podeszłam do szafki, w której zawsze schowane były pistolety i wyjęłam jeden. Zabiję tych skurwysynów, pomszczę go.
- Co ty robisz? - krzyknął Matt.
- Pożałują, że go zabili - warknęłam, odbezpieczając broń. 
- Harry! - Lexi z desperacją wołała mojego brata, który od razu przybiegł do pomieszczenia.
Stanął jak wryty, widząc pistolet w moich dłoniach. Przełknęłam głośno ślinę, czekając na jego wybuch. Przez ostatnie dni wyglądał jak cień, a to wszystko przez Dru. Kocham ją, ale czasami wkurza mnie do granic możliwości. Jednak potrafię sobie wyobrazić jak jej teraz ciężko.
- Muszę ich zabić, Harry - mówiła zrozpaczona,  a łzy spłynęły po moich policzkach. - Kochałam go. 
- Proszę, odłóż to - zaczął spokojnie, pomału do mnie podchodząc. 
- Tęsknie za nim - cofnęłam się do tyłu. - Nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Naprawdę chciałam ich zabić? Ale kogo? Nie wiedziałam, kto to zrobił. Z resztą nawet gdybym zabiła winowajcę, to nie poczułabym szczęścia. Max'a wciąż tutaj nie będzie, to niczego nie zmieni. 
Jedynym wyjście jest dołączenie do niego, prawda? Do mamy i Max'a. Będzie wspaniale, będę szczęśliwa. Czy właśnie tego nie chcę?
Pisk wydobył się z ust Lexi, gdy nagle przycisnęłam lufę do swojej skroni. Harry patrzył na mnie przerażony, nie widząc co zrobić. Mój palec znajdował się na spuście. Tylko jeden ruch i umrę. 
- Nie rób tego, Lily - powiedział cicho Harry. - Nie zostawiaj mnie. 
- Nie dam rady - zapłakałam. - Tak bardzo... Tak wiele dla mnie znaczył.
- Proszę, Lily - parę łez spłynęło, po jego policzkach, co bardzo mnie zdziwiło. - Nie.
Zamknęłam oczy, szlochając, a po chwili poczułam, że ktoś mocno mnie przytula. Broń wypadła z mojej ręki, gdy wraz z Harrym upadliśmy na kolana. Trzymał mnie w swoich ramionach, a ja płakałam, nie mogąc sobie poradzić z tymi wszystkimi emocjami. Byłam rozbita emocjonalnie i nic nie zapowiadało na to, że będzie lepiej. Mocno wtuliłam się w ciało mojego brata, próbując się opanować. Przy nim byłam bezpieczna, wiedziałam to. Bałam się, że stracę też go i Dante. Gdzie w tym wszystkim sens? Dlaczego ludzie umierają, skoro potem zostaje po nich tylko pustka, smutek i łzy? Bóg jest niesprawiedliwy, a ludzie nie doceniają innych dopóki ich nie zabraknie. 

Od Autorki:
Witajcie! Co u Was słychać? Macie jakieś szalone pomysły na weekend? Mam nadzieję, że wypoczniecie i będziecie się świetnie bawiły :)
Ten rozdział jest dziwny, nie podoba mi się, ale mi się nigdy nic nie podoba, także... ;)
Jest tutaj mnóstwo wspomnień Dru z Max'em, a na koniec występuje wspomnienie Lily. Nigdy tego nie opisałam, ale pamiętajcie, że Lily miała też swoje życie prywatne! Ona i Max byli ze sobą bardzo blisko. Miłość, pierwszy raz, lovely! :D 
Uwaga, jutro ogłoszę wyniki konkursu. Chcę też poinformować, że każdy kto się zgłosił dostaje ode mnie odpowiedź. Zawsze odpowiadam i liczę na dalszą rozmowę, ponieważ wysłana fabuła czy pomysły nie jest wystarczająca. Musicie mi pokazać, że Wam zależy itp. Pod tym względem także będę wybierała zwycięzcę ;) 
Dziękuję za każdy komentarz pod 12 rozdziałem i za osoby, które zgłosiły się do "konkursu". Jesteście niesamowite i bardzo Was kocham. Najlepsze czytelniczki pod słońcem! :)
Kocham Was! <3

niedziela, 11 maja 2014

Współpraca.

Witajcie, Kochane! Mam ogłoszenie, a mianowicie czy ktoś chciałby ze mną współpracować? Chodzi tutaj o napisanie opowiadania. Jeśli jesteście chętne napiszcie pod tą notką "zgłaszam się", albo coś takiego :)

Aby ze mną współpracować musisz:
1. Wymyślić jakąś fabułę, taką mniej więcej. Gatunek i o czym mniej więcej.
2. Wysłać próbny prolog, albo opis fabuły na mój mail - goferkowaa@gmail.com
3. Na zgłoszenia czekam do 17 maja :)
Oczywiście potem możemy zmienić fabułę, bo sama  mam jakiś pomysł. Do zwycięzcy napiszę osobiście i napiszę pewnie tutaj na blogu.
Mam nadzieję, że ktoś będzie chętny. 
PS Nie musicie pisać doskonale, bo ja też tak nie piszę. Wszystko da się udoskonalić. 
Proszę o komentarze pod rozdziałem 12. Jest ich strasznie mało w porównaniu do rozdziału 11. Coś się stało?
Czekam na Was!
Pozdrawiam <3

piątek, 9 maja 2014

12 | część II

Śniłam o lepszym życiu, w którym nie ma cierpienia, łez, zazdrości, przemocy ani chorób. Właśnie tam chciałam być, nic nie czuć i być w końcu szczęśliwa na dłużej niż jeden dzień. Moje życie od zawsze było porażką, nie byłam idealna, choć starałam się taka być. Chciałam, aby wszyscy byli ze mnie dumni i widzieli we mnie kogoś kogo warto naśladować, ale nie byłam wzorem, byłam przekleństwem. Zastanawiałam się dlaczego Bóg tak mnie nienawidzi. Dlaczego zabrał mi ukochanych ludzi? Dlaczego pozbawił dobrego życia i przyszłość? Czemu postawił mnie przed tak ciężkimi wyborami? Byłam aż tak zła? Zasłużyłam na to?
Tych pytań było milion i na żadne nie otrzymałam odpowiedzi. Chciałam żyć, a nie tylko istnieć.
- Hej, Księżniczko - usłyszałam znajomy szept przy uchu. - Otwórz oczy, obudź się.
Chciałam się obudzić? Chciałam wrócić do Harry'ego, Max'a i reszty? Jednak teraz nie chodzi tylko o mnie. Jak się nie obudzę, to moje dziecko także. Już raz pozbawiłam niewinne dziecko życia, nie mogę zrobić tego ponownie. Nie tym razem.
Delikatnie otworzyłam oczy, po czym zamrugałam parę razy, aby odzyskać ostrość. Po chwili mgła znikła, a ja zobaczyłam twarz Harry'ego tuż obok mojej. Miał zaszklone oczy i bałam się, że zaraz się rozpłacze. Wyglądał jak wrak człowieka; miał podkrążone oczy, zapadnięte policzki, suche usta oraz rozczochrane włosy. Nie przypominał perfekcyjnego anioła, a raczej smutnego anioła, który zapomniał jak latać.
- Dzięki Bogu - wyszeptał, a parę samotnych łez spłynęło po jego policzkach. - Tak cholernie się bałem, że Cię stracę. Że stracę was - delikatnie dotknął mojego brzucha. - Przepraszam za wszystko, naprawdę przepraszam. Nie chciałem Cię uderzyć, to nie byłem ja... Wiem... Po prostu mi wybacz, błagam - gubił się we własnych słowach, ale to nic.
Zaczęłam płakać ze wzruszenia, bowiem jego wyznanie było okropnie smutne jak i kochane. Przeprosił mnie, błagał o wybaczenie, martwił się i zapomniał o tym, że go zdradziłam.
- Kocham Cię, proszę nie płacz - desperacko ścierał opuszkiem palca moje łzy. 
- Też Cię kocham - mój głos był zachrypnięty.

- Wszystko będzie w porządku, obiecuję.
- Nie obiecuj, Harry - zamknęłam oczy z bólu psychicznego jak i fizycznego. - Jesteś beznadziejny w ich dotrzymaniu. 
- Tak, wiem - uśmiechnął się delikatnie. - Ale teraz na pewno będę się wami opiekował. Ty i nasze dziecko jesteście dla mnie najważniejsi. Zakończę to wszystko, przysięgam.
- A on? Zabijesz go? 
- Kogo? - zmarszczył brwi.
- Max'a.
- Nie, byłem zły - odgarnął włosy z mojej twarzy. - Może wrócić, nic mu się nie stanie.
- Dziękuję - wyszeptałam, po czym skrzywiłam się z bólu.
Wszystko mnie bolał i piekło. Ledwo mogłam to wytrzymać, to były prawdziwe katusze. Jak to możliwe, że nie umarłam? Przecież Lexi mnie postrzeliła.
- Co mi jest? - spytałam.
- Wstrząs mózgu, dużo głębokich ran, które trzeba było zszyć, postrzelone ramię i wiele potłuczeń. 
- Naprawdę mnie boli.
- Poszukam morfiny - zaczął szukać czegoś w torbie, ale i to trwało zdecydowanie za długo. Znowu odpłynęłam. 
*
Wpatrywałem się w jej zmasakrowane ciało i nie mogłem uwierzyć w to, że przeżyła. Jej szanse były niewielkie, ale nie poddała się i walczyła. Jednak bałem się o nią, bowiem  doktor powiedział nam, że następne godziny zadecydują o jej życiu. Straciła dużo krwi i miała krwotok wewnętrzny. Na szczęście dziecku nic nie zagrażało, chyba, że Dru umrze, to nasze dziecko także. Nie mogłem ich stracić, teraz byli dla mnie wszystkim. 
- Mam nadzieję, że się obudzi - rzekła Lexi, stając obok mnie.
Miała ogromne poczucie winy i nie mogła sobie wybaczyć tego, co zrobiła dla Dru jak i dla mnie. Wiedziałem, że ją kocha jak własną siostrę, ale od początku wiedziałem, że wybierze Matta. Z resztą gdybym był na jej miejscu i miał wybierać między nią, a Dru wybrałbym matkę mojego dziecka. Jednak miałem jej trochę za to za złe, ale rozumiałem dlaczego wybrała tak, a nie inaczej. 
- Wiem, że już przepraszałam, Harry - powiedziała płaczliwym głosem. - Ale chciałabym też przeprosić Dru. Ona się nie obudzi, prawda?
- Mam nadzieję, że tak - byłem załamany i ledwo powstrzymywałem płacz. Tak, ja Harry Styles płakałem. - Obudziła się pięć godzin temu, a potem znowu zemdlała.
- Dlaczego?
- Z bólu - westchnąłem. - Chciałbym jej jakoś z tym pomóc, zabrać to, ale nie mogłem i to mnie zabijało.
- Wyjdzie z tego - pocieszająco pogłaskała mnie po ramieniu. 
- A co z Mattem? 
- Czuje się o wiele lepiej - uśmiechnęła się delikatnie. - Może chodzić i ma na to dość sił. 
- Cieszę się - pokiwałem głową. - Mogłabyś zostawić nas samych?
- Pewnie - odpowiedziała, po czym wyszła z pokoju. 
Ukląkłem przy łóżku, namoczyłem tkaninę w wodzie i przyłożyłem ją na czole Dru, wycierając kropelki potu. Miała wysoką gorączkę i czasami się trzęsła, co mnie bardzo martwiło. Musiałem się skontaktować z Max'em, aby powiedzieć mu o stanie jego siostry. Naprawdę nienawidziłem go, ale zasłużył na to żeby wiedzieć o tym co spotkało Dru. Ująłem w dłonie telefon mojej dziewczyny, wybrałem numer Max'a i czekałem aż odbierze. Dopiero po trzecim sygnale usłyszałem jego zmartwiony głos:
- Dru? Gdzie jesteś?
- To ja Harry - rzekłem. - Dru jest w domu i nie jest z nią najlepiej.
- Jak to? Co ty jej zrobiłeś?! - krzyknął.
- Spotkamy się w miejscu, gdzie kiedyś lubiłeś popalać ze swoimi przyjaciółmi - mój głos był chłodny. - Będę na ciebie czekał.
Wcisnąłem czerwoną słuchawkę, zakończając połączenie. Chciałem się z nim spotkać i poważnie z nim porozmawiać, wyjaśnić mu parę spraw. Nie chciałem go w moim domu, chciałem, aby umarł, bo przez niego zginęła Zoe, ale nie mogłem go zabić. Gdyby nie Dru, to wszystko potoczyłoby się inaczej.

- Pójdę z tobą. 
Odwróciłem się, a moim oczom ukazał się Matt. Faktycznie nie wyglądał źle chociaż miał wiele zadrapań na twarzy i był poobijany. 
- Nie możesz - wstałem, odkładając komórkę na stolik. - Nie masz wystarczająco dużo sił.
- Przecież nie jedziesz go zabić - wywrócił oczami. - Weź mnie ze sobą.
- Dobra - niechętnie się zgodziłem. - Do zobaczenia w samochodzie.
Max skinął głową, a następnie wyszedł, zostawiając mnie samego z nieprzytomną dziewczyną.
Pochyliłem się nad nią i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. 
- Niedługo wrócę, Księżniczko - wyszeptałem. - Proszę, nie umieraj.
*
Nie lubiłem tego miejsca, miało jakąś dziwną aurę. Obok nas znajdowały się ruiny starej kaplicy, która mieściła się na starym cmentarzu. Dookoła nas był przerażający las, którego jako dziecko bardzo się bałem. Wciąż spędzali tutaj czas ćpuny, a może i nawet starzy przyjaciele Max'a. Jednak dzisiaj nie było tutaj ani jednej żywej duszy. 
W końcu w oddali zauważyłem postać Max'a, która bardzo szybko się do nas zbliżała. 
- Gdzie ona jest?
- W domu - odparłem, wciskając moje dłonie w kieszeni spodni.  - Jest w tragicznym stanie.
- Co jej się stało? Zrobiłeś jej coś?
- Nie - warknąłem. - Nigdy bym jej nie skrzywdził. 
- Ta, widziałem to, gdy ją uderzyłeś.
Zagotowało się we mnie, gdy usłyszałem jego słowa. To był impuls, nie chciałem tego zrobić, a on nie musiał mi tego wypominać. On zrobić o wiele gorsze rzeczy niż ja. "Kłamiesz, jesteś potworem" - odezwał się głos w mojej głowie, który tak często ignorowałem, nawet gdy miał racje.
- Harry, przestań - syknął Matt, łapiąc mnie za ramię, gdy chciałem się rzucić z pięściami na chłopaka. - Mieliśmy rozmawiać, a więc to róbmy.
- Chcę wiedzieć co z Dru - zażądał. 
- Dobrze - fuknąłem, wyszarpując się z uścisku przyjaciela. - Powiem ci.
Zacząłem opowiadać mu całą historię, nie pomijając żadnego faktu. Co chwila zaciskał szczęki, albo dłonie w pięści. Nie był zadowolony z tego, że Hanna go okłamała i że Dru ją zabiła. Jednak wpadł w szał, gdy usłyszał o tym co spotkało jego siostrę. Był wściekły i zasmucony. Przypominał trochę mnie, ale za nic nie chciałbym być choć trochę do niego podobny. Gdy powiedziałem mu o dziecku był bardzo zdziwiony. 
- Ona umiera prawda? - jego oczy były zaszklone.
- Chyba tak - te słowa ledwo opuściły moje usta. - Ale wciąż jest nadzieja.
- A ty ją masz? - spytał z wyrzutem. - To wszystko jest takie popieprzone tylko dlatego, że zachciało ci się w niej zakochiwać. Mogłeś zostawić ją w spokoju i dać jej żyć, ale jak zawsze musiałeś coś zrobić nie tak.
- Nie zapominajmy o tym, że to przez ciebie - warknąłem zły. - Gdyby nie ty i te twoje jebane długi na prochy, to nic by się nie stało.
- Możecie oboje przestać? - wtrącił się Matt. - Myślę, że ktoś nas obserwuje. 
- O co ci chodzi? - zmarszczyłem brwi. 
Matt gorączkowo rozglądał się dookoła, a jego niepokój udzielił się także mnie. Dziwne uczucie ogarnęło całe moje ciało, gdy zaczął wiać zimny wiatr. Nie było słychać nic oprócz naszych głośnych oddechów oraz szelestu liści. Miałem złe przeczucie, które po raz kolejny mnie nie zawiodło. 

Nagle rozległ się głośny strzał, a pocisk trafił w ciało Max'a. Moje oczy były rozszerzone do granic możliwości, gdy patrzyłem jak upada na ziemię, a z jego ust wylatuje krew. Jego martwe oczy patrzyły na mnie, co sprawiło, że po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Pierwszy raz w życiu przeraził mnie trup. 
Matt od razu podbiegł do ciała chłopaka i uklęknął obok niego. Przyłożył palce do jego szyi i zaczął gorączkowo kręcić głową.
- Max, nie rób tego - syknął. - Obudź się! 
Patrzyłem jak mój przyjaciel próbuje reanimować już nieżywego brata Dru. Nie wiedziałem jak zareagować, co zrobić i co powiedzieć. Ktokolwiek zabił Max'a zrobił to z ukrycia i od razu uciekł. Ale dlaczego on? Kto to? Kanadyjczycy? 
- Matt, to nic nie da - szepnąłem, kładąc dłoń na jego barku. - On nie żyje. 
- Był dla mnie jak młodszy brat, wiesz? - szepnął. - Dlaczego? 
- Nie wiem - westchnąłem. - Zabierzmy go stąd. 
Matt delikatnie zamknął mu oczy, co było naprawdę miłe z jego strony. Zoe, Max, kto będzie następny? Dru czy ja?
*
Stałem przed drzwiami, które dzieliły mnie od zobaczenia Dru. Lexi powiadomiła mnie, że obudziła się chwilę potem jak wraz z Mattem wyszedłem z domu. Wiedziałem, że będę musiał powiedzieć jej co się stało z Max'em i bałem się jej reakcji. W tym stanie takie informacje nie są dobre, ale nie mogłem jej okłamywać. Musiałem być z nią szczery jak nigdy i wspierać ją w tej trudnej chwili. 
Delikatnie nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi, wchodząc do ciemnego pokoju. Dru podniosła delikatnie głowę, po czym uśmiechnęła się na mój widok. Serce mi pękało z bólu, gdy na nią patrzyłem. Zaraz jej uśmiech zniknie i będzie tylko szarym wspomnieniem. 
- Jak się czujesz? - spytałem, kucając obok kanapy. 
- Lexi dała mi jakieś środki przeciwbólowe i wcale nie jest tak źle - odpowiedziała. - Co się stało? Wyglądasz dziwnie.
- Muszę coś ci powiedzieć - głośno przełknąłem ślinę. - Max nie żyje.
Między nam zapadła głucha cisza, która była jeszcze bardziej bolesna jakbyśmy się kłócili. Spojrzałem w jej załzawione oczy, z których zaczęły wypływać słone łzy bólu. Tak często ostatnio płakała, że to się robiło chore. 
- Zabiłeś go? - wszeptała, dławiąc się powietrzem.
- Nie - zaprzeczyłem od razu. - Razem z Mattem poszliśmy się z nim spotkać i ktoś go zastrzelił. Nie daliśmy rady go uratować, to był śmiertelny strzał. 
Chwyciłem jej dłoń, ściskając ją pocieszająco, gdy zaczęła głośno płakać. Nie mogłem tego słuchać ani znieść. Chciałbym zabrać od niej ten cały ból, który doskwierał jej tak długo. Widząc jej łzy czułem się winny temu wszystkiemu. Wydawało mi się, że będzie tylko gorzej, a nie lepiej. Nic nie szło po naszej myśli, a los stawiał na naszej drodze niemiłe niespodzianki. Chyba szczęśliwe życie nie było nam przeznaczone.
- Co ja teraz zrobię? - łkała. - Był dla mnie najważniejszy, a teraz... A teraz go nie ma.
- Wiem, Kochanie - szepnąłem. - Tak mi przykro, naprawdę.
- Co mi zostało? Nie mam już nic!
- Masz mnie - położyłem dłonie na jej policzkach, a ona spojrzała w moje oczy. - I nasze dziecko. Bądź silna dla nas.
- Nie wiem czy potrafię - kolejna fala łez spłynęła po jej zapadniętych policzkach. - Proszę, zabierz ten ból, nie chcę go czuć. Dlaczego nie mogę być szczęśliwa?
- Będziesz - złożyłem mokry pocałunek na jej czole. - Uwierz mi, że tak się stanie.
Trzymałem ją w ramionach, gdy głośno płakała i wyklinała Boga. Nic nie mogłem zrobić, aby jej ulżyć. Wiedziałem, że pomogłaby jej tylko śmierć, ale nie mogłem do tego dopuścić. Przysięgam, że dopóki żyję nikt jej nie skrzywdzi, a jej życie w końcu stanie się dobre. Obiecuję, że dam jej lepszą przyszłości. We troje. 


Od Autorki:
Witajcie Kochane! Co u Was słychać? Mam nadzieję, że o wiele lepiej niż u mnie. Ten tydzień był piekłem, naprawdę. Cieszę się, że już weekend i będę mogła choć na chwilę zapomnieć o pewnych sprawach.
Gdy pisałam ten rozdział wydawał mi się taki emocjonalny, ale gdy go przed chwilą przeczytałam, doszłam do wniosku, że jest bardzo sztuczny, bardzo. Przepraszam za to! :c
Bardzo dziękuję za tak dużo pięknych komentarzy! Rany, to naprawdę miłe, nie mogę uwierzyć. Kocham czytać Wasze wypowiedzi, naprawdę. Sprawiacie, że uśmiecham się jak nienormalna :) 
Co uważacie o rozdziale? Proszę o Wasze opinie :)
Pozdrawiam ♥
PS Pamiętajcie o "Dirty Secrets"  :)

czwartek, 1 maja 2014

11 | część II


Byłam wstrząśnięta tą informacją tak samo jak inni. Nikt nie mógł uwierzyć, że Zoe zginęła. Mieliśmy nadzieję, że to jednak nie ona, ale gdy Harry zobaczył ciało potwierdził słowa Jasona. Nie płakaliśmy, ponieważ nie byliśmy z nią aż tak blisko, ale było nam smutno.  Czuliśmy dziwną pustkę, która pożerała nasze serca i sprawiała, że rozmyślaliśmy czy to nasza wina. Nie mogłam znieść widoku Harry'ego, który bił się ze swoimi myślami i cały czas popijał whisky. Znał ją najdłużej z nas wszystkich, opiekował się nią, a może nawet i kochał. Lecz już jej nie ma.

- Harry - szepnęłam, dotykając jego ramienia.
- Obiecałem, że będę się nią opiekować - powiedział cicho. - Obiecałem.
- Wiem, przykro mi - nie wiedziałam co powiedzieć, ale wiedziałam jak się czuł. Chociaż ja czułam gorszy ból, gdy "umarł".
- Musimy się dowiedzieć kto to zrobił! - warknął mój chłopak, wstając. Każdy patrzył na niego uważnie, tylko Max siedział zgarbiony i wpatrywał się w swoje palce.
- Kto widział ją po raz ostatni? - zadał pytanie Harry.
- Nie było jej w domu od dwóch dni - odpowiedziała Lily.
- Pytam, kto widział ją po raz ostatni - ponownie powtórzył.
- Ja - odezwał się w końcu mój brat. - To ja zostawiłem ją w tej uliczce.
Wszystko działo się zbyt szybko, abyśmy mogli zareagować. W jednej sekundzie pięść Harry'ego uderzyła twarz Max'a, a w drugiej mój brat leżał na podłodze, a Styles bezlitośnie go bił. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Oboje byli dla mnie najważniejsi i teraz musiałam między nimi wybrać. Po której stronie stanę? Kogo wybiorę? Słyszałam przeraźliwy krzyk Lily, ale zignorowałam go, tylko chwyciłam koszulkę Harry'ego i odciągnęłam go od mojego brata.
- Nic ci nie jest? - spytałam Max'a, nie interesując się Stylesem, który leżał na podłodze, oszołomiony moim działaniem.
Max pokręcił przecząco głową, po czym złapał się za nią i jęknął z bólu. Z jego nosa leciała krew tak samo jak z wargi, a pod okiem na pewno niedługo pojawi się ogromny siniak. Byłam wściekła na Harry'ego, że go tak urządził, ale z drugiej strony mój brat przyczynił się do śmierci Zoe. Jednak to nie zmieniało faktu, że to był mój brat i będę go chronić do utraty tchu, jest dla mnie najważniejszy.
- Jak mogłeś ją zostawić?! - krzyknęła Lily. - Zmieniłeś się! Nie jesteś tym kim byłeś!
- Nie zmieniłem się - warknął Max.
- Lepiej się nie odzywaj, stary - Jason patrzył na niego oskarżycielsko. - Zawaliłeś.
- Nie zrobiłem tego specjalnie! - bronił się.
- To już nieważne, bo Zoe nie żyje - powiedział Harry, wstając. - Nie ma już dla Ciebie tutaj miejsca.
Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami, słysząc jego słowa. Co miał na myśli mówiąc, że nie ma dla niego miejsca? Czy on go wyrzucał na bruk? Naprawdę mógłby to zrobić?
- Nigdy Cię nie lubiłem, Max - warknął Harry. - Najchętniej zabiłbym Cię już trzy lata temu, gdy dostałem zlecenie, ale Dru sprawiła, że pozwoliłem Ci żyć. Jednak teraz to wszystko traci ważność. Wypierdalaj z mojego domu, zostaw moją rodzinę i lepiej uciekaj z miasta bo jak zobaczę Cię następnym razem nie zawaham się przed zabiciem Cię.

Nie mogłam uwierzyć w to co mówił. Łzy pojawiły się w moich oczach, a po chwili spłynęły po policzkach. Zawiódł mnie po raz kolejny i sprawił, że przez niego płakałam. Wiedziałam, że był wściekły na Max'a, ale nie mógł być dla niego taki surowy. Zagroził, że go zabije, że zabije moją jedną, prawdziwą rodzinę. Nie mogłam mu na to pozwolić. Harry nie był ważniejszy niż Max. I jeśli miałabym opłakiwać śmierć któregoś z nich, to na pewno wybrałabym Harry'ego. 
- Nie waż się, Harry - syknęłam. - Nawet nie próbuj go dotknąć.
- Co? - Styles patrzy na mnie jednocześnie zdumiony i rozbawiony. - Żartujesz sobie, prawda?
- Ani trochę - odważnie patrzyłam w jego chłodne tęczówki. - Jeśli jeszcze raz położysz na nim rękę, to ja nie ręczę za siebie. 
Doznałam szoku tak samo jak wszyscy inni zebrani w pokoju, gdy dłoń mężczyzny mocno uderzyła w moją twarz, sprawiając, że prawie upadłam. Mój żołądek skręcał się, klatka piersiowa pękała z bólu tak samo jak policzek, a słone łzy jeszcze bardziej spływały po mojej twarzy. Przytrzymałam się krzesła, aby nie upaść przez natłok emocji. Czy on mnie naprawdę uderzył?
- Dru, przepraszam, ja... - słyszałam jego głos, który coraz bardziej cichł. 
Po kolej spojrzałam na wszystkich; każdy z nich był tak samo zdziwiony, zraniony, zły i smutny. Wiedziałam, że to nie jest już mój dom. Harry zabrał mi wszystko, a ja nie miałam siły, aby walczyć. Wierzchem dłoni otarłam łzy i odgarnęłam rozczochrane włosy do tyłu, sprawiają, że każdy mógł lepiej zobaczyć mój czerwony policzek. 
- Idziemy, Max - zwróciłam się do brata. - To już nie jest nasze miejsce.
Max pokiwał głową, po czym oboje zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia. Zaatakowała mnie kolejna fala łez, gdy Harry zaczął głośno przeklinać, po czym krzyczeć i rzucać jakimiś rzeczami. Nie mogłam tego znieść, czułam się jak w pułapce, z której nie ma wyjścia. On mnie uderzył, poniżył, wyrzucił mojego brata i zagroził, że go zabije. Gdzie jest mój Harry, który chciał mnie w swojej przyszłości? Gdzie jest Harry Styles, z którym prawdopodobnie jestem w ciąży?
Gdy tylko wyszliśmy z domu od razu wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Czułam na sobie spojrzenie mojego brata, a to wcale nie pomagało. W jednej chwili straciłam prawie wszystko. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to koniec mój i Harry'ego. Ale co z naszym dzieckiem, które prawdopodobnie jest w moim łonie? Co mam zrobić? Nie dam sobie sama rady, nie będę dobrą matką. Powinnam umrzeć już dawno i zabrać ze są całe cierpienie. 
- Dru, proszę - odezwał się Max. - Zatrzymaj się. 
Nagle zahamowałam na środku drogi, co sprawiło, że nami szarpnęło. Nie wytrzymałam i zakryłam twarz dłońmi, wyjąc z bólu. Trzęsłam się, gdy Max mocno mnie przytulał i głaskał po włosach. 
Odzyskałam brata, a straciłam całą resztę.
                                                                             *
Zostawiłam Max'a u jego starego kolegi, który przyjął go z otwartymi ramionami. Nie obawiałam się, że coś mu się stanie, bo wiedziałam, że Harry na pewno nie będzie go szukał w okolicy, gdzie kiedyś mieszkałam.
Trochę się uspokoiłam, ale wciąż byłam nerwowa tym bardziej, że niedawno zrobiłam test ciążowy, który stwierdził, że znowu jestem w ciąży. Powinnam się cieszyć, bo przecież chciałam założyć rodzinę, ale to straciło sens, gdy wszystko legło w gruzach. Znowu nie chciałam dziecka, wiedziałam jak to się skończy.
- Cześć.
Obok mnie pojawił się Matt i co dziwne był skrępowany. Wezwałam go po to, aby skończyć to co zaczęliśmy. Postanowiłam, że po tej akcji wyjadę z Holmes Chapel na zawsze. 

- Naprawdę chcesz dalej to ciągnąć? - spytał.
- Tak - odpowiedziałam natychmiastowo. - Skończmy to, a potem się pożegnamy.
- Chcesz zostawić Harry'ego? 
- Muszę - ledwo walczyłam ze łzami. - Najwyraźniej nie jesteśmy sobie przeznaczeni.
- A dziecko? Jesteś w ciąży?
- Skąd o tym wiesz? - byłam zaskoczona. Skąd mógł o tym wiedzieć? Podsłuchiwał nas, czy Harry mu powiedział?
- Styles jest moim przyjacielem - rzekł. - To normalne, że mi o tym powiedział. Więc jesteś w ciąży?
- Nawet jeśli to co? - syknęłam. - To koniec, rozumiesz?! Więc zróbmy to co musimy i skończmy to!
- Właśnie, skończycie to. 
Obróciłam się przerażona, słysząc czyjś drwiący głos. Przed nami stali Kanadyjczycy, a za nimi cała gromada ich ludzi. Wszyscy patrzyli na nas wilkiem, co sprawiło, że zaczęłam się trząść ze strachu. Cholera, oni nas zabiją bez mrugnięcia okiem. Osaczyli nas i coś mi mówiło, że od początku wiedzieli o naszym planie. Musieli mieć szpiega, to oczywiste, tylko kto mógłby nim być? Zmrużyłam zła oczy, gdy obok nich pojawiła się Hanna. Wiedziałam, że z nimi pracowała, ale nie mogła być szpiegiem, bo nikt z grupy z nią nie rozmawiał.
- Od dawna chciałem Cię poznać. Dru Murray jest znana i wszyscy się jej boją. Jednak nikt nie zauważył tego jak słaba jesteś. Zastąpiłaś Stylesa, który tak naprawdę nigdy nie umarł. Wasza miłość jest dość tragiczna, nie uważasz? - spytał jeden z nich, a Hanna prychnęła na słowo "miłość". Suka. 
- I oczywiście Matt Denton* - zaśmiał się kolejny, a Matt zacisnął dłonie w pięści, patrzą na niego z nienawiścią w oczach. - Nabytek Stylesa, czyli ledwo uratowany trzydziestolatek, który teraz zgrywa pana życia i śmierci. Ty i Dru cudownie się dobraliście, bo gdy Styles dowie się o waszym spisku straci dwie ważne osoby, co dla nas będzie tylko korzyścią. 
- Czego chcecie? - warknęłam, zdobywając się na odwagę. 
- Nie tym tonem, Kochaniutka - cmoknął najstarszy, który miał na imię Jim. 
- Nie tym tonem? - prychnęłam. - Cholera, to wy przyszliście do naszego miasta, zniszczyliście nasze towary i zabiliście naszą przyjaciółkę!
- Ah, ta śliczna ćpunka, która dzieliła się z twoim braciszkiem? - spytał Adam, czyli następny przywódca. To dziwne, że rządzili w trójkę; Jim, Adam i Bill. 
- Słucham? - zmarszczyłam brwi. Max znowu ćpał? I robił to razem z Zoe?
- Max jest taki głupiutki - odezwała się Hanna. - Jest zapatrzony we mnie jak w obrazek. Mówił mi wszystko o was i o tym co robicie. Zrobiłby wszystko żeby tylko znowu dobrać się do moich majtek.
Max i te gówno? Jak on mógł chociaż na nią spojrzeć, przecież ona była brzydka, a przede wszystkim była prostytutką, która dawała każdemu. Nienawidziłam ją z całego serca, chciałam ją zabić i patrzeć jak się dławi własną krwią i to właśnie miałam zamiar zrobić. 
Szybko wyjęłam pistolet, który miałam przymocowany do paska, odbezpieczyłam go, po czym strzeliłam zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Wciąż trzymałam lufę uniesioną wysoko, gdy Hanna patrzyła na mnie w szoku, po czym upadła na ziemię, wykrwawiając się. Postrzeliłam ją w klatkę piersiową i byłam niemal pewna, że drasnęłam serce. Byłam szczęśliwa, widząc jak umiera, ale najwyraźniej nie ucieszyło to naszych wrogów. Już chciałam ponownie strzelić, gdy Jim wyrwał mi pistolet i wyrzucił go. Matt także nie mógł nic zrobić, ponieważ trzech mężczyzn podbiegło do niego i obezwładniło. Nagle poczułam przeraźliwy ból głowy, bowiem ktoś mnie w nią uderzył. Z hukiem upadłam na ziemię, próbując się jakoś pozbierać.

. Ból rozsadzał mi czaszkę i rozmazywał mi się obraz. Wszystko widziałam przez mgłę i praktycznie nic nie słyszałam. Zamrugałam parę razy, ale to nic nie dało, a wręcz pogorszyło wszystko. Jedne co czułam to ból i pustkę. To co czułam kiedyś cały czas.
*
Chciałam zaprotestować, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Przewieźli nas w jakieś dziwne miejsce na odludziu, o którym nie miałam pojęcia. Najpierw torturowali Matta na moich oczach, ale nic nie powiedział, nie zdradził żadnej tajemnicy. Kiedy posadzili go ledwo przytomnego na krześle obok mnie i przywiązali, wiedziałam, że nadszedł czas na mnie. Jim opierał się o ścianę, a na jego ustach widniał szeroki uśmiech zwycięstwa. Jakiś mężczyzna podszedł do mnie, odwiązał, po czym postawił na nogi. Jim odepchnął się od ściany, po czym zrobił parę kroków w przód i już był przy mnie. 
- Powiedz mi, co planują twoi ludzie - zażądał, ale nie miałam zamiaru nic powiedzieć.
- Nie - uśmiechnęłam się sztucznie. 
Jim skinął na mięśniaka, który stał obok mnie, a po chwili byłam przez niego trzymana. Jim zamachnął się, a następnie uderzył pięścią w moją twarz. Krzyczałam w niebo głosy, gdy bezlitośnie znęcał się nad moją twarzą, która wciąż bolała po ataku Harry'ego. Tak cholernie się bałam, że nie zdążę się pożegnać z Max'em, Lexi, Jasonem, Lou, Dante i Harrym, tylko po prostu umrę. 
- Masz mi coś do powiedzenia, Dru? - głośno sapał i wiedziałam, że oczekiwał iż zacznę mu wszystko mówić, ale tak samo jak Matt milczałam.  - Zły ruch.
Zatrzęsłam się ze strachu, gdy wyjął z kieszeni spodni nóż. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, gdy ciął moją skórę. Dlaczego tak bardzo znęcał się na mojej twarzy? To był potworny ból, który ledwo mogłam znieść. Każda komórka w moim ciele paliła jak żywy ogień, a gdy słone łzy spływały po głębokich ranach prawie wiszczałam. Czekałam aż to się skończy i poczuję błogą nicość; zero bólu, zero zmartwień i cierpienia. 
- I co? Przypomniałaś coś sobie? - wysyczał.
- Idź do diabła - warknęłam, patrząc mu prosto w ciemne oczy. 
Moja odpowiedź zdenerwowała go jeszcze bardziej. Bałam się tego co zaraz może się zdarzyć. Ukradkiem spojrzałam na Matta, który patrzył na mnie niepewnie i z żalem. Chyba przejmował się moim losem. A może chodziło mu o dziecko, które teraz mogło zginąć, albo już zginęło?

Jim odsunął się, a mężczyzna, który mnie trzymał popchnął mnie z całej siły, co sprawiło, że straciłam równowagę i runęłam na beton, uderzając głową w ścianę. Próbowałam się podnieść, ale nie miałam siły na jakikolwiek ruch. Słyszałam ich głośny śmiech, który echem odbijał się w mojej głowie. Syknęłam z bólu, gdy ponownie mnie podniesiono i przyciśnięto do ściany. Jim patrzył w moje oczy, szukając odpowiedzi na swoje pytania, ale nie miałam zamiaru mu ich udzielić. Nie zdradziłabym ludzi, którzy byli dla mnie naprawdę ważni mimo że nasze drogi właśnie się rozeszły. Ale bałam się, że nie wytrzymam bólu. 
- To co? Będziesz współpracować? - spytał.
- Po moim trupie - te słowa ledwo opuściły moje usta. 
- To da się zrobić - uśmiechnął się. - Ale jeszcze nie teraz.
Ponownie skinął na mężczyznę, który chwycił mnie za tył szyi i zaczął pchać w stronę lustra. Przełknęłam głośno ślinę, widząc swoje odbicie. Moja twarz była napuchnięta i cała we krwi. Nie przypominałam siebie, wyglądałam jak zmasakrowana dziewczyna. Płakałam jak mała dziewczynka, której zabrano ulubionego misia, a potem lizaka. Dostałam to co chciałam; właśnie płaciłam za moją nielojalność w stosunku do Harry'ego. 
Zachłysnęłam się powietrzem, gdy mężczyzna z całej siły uderzył moją głową o lustro, które od razu się rozbiło. Kawałki szkła wbiły się w moją skórę, potęgując ból. Nie miałam już siły. Gdy mnie puścił od razu upadłam na ziemię, która była ubrudzona w krwi Matt i mojej. Gdy zemdlałam ból minął, była błoga nicość.
                                                                         *
Czułam chłód i zimny wiatr, który oziębiał moje ciało. Przywitała mnie ciemność, gdy otworzyłam oczy. Znajdowaliśmy się na pustkowiu, gdzie nie było żadnej duszy. Obok mnie leżał Matt, a jego nogi i ręce tak samo jak moje były związane. Wyglądał fatalnie, ale był przytomny. 
- Jak się czujesz? - wyszeptał.
- Potwornie - mówiłam równie cicho jak on. - Czuję, że umieram.
Matt otwierał już usta, aby coś powiedzieć, lecz przerwał nam samochód, który pędził w naszą stronę. Od razu rozpoznałam furgonetkę, która należała do Harry'ego. Obok nas pojawili się Kanadyjczycy oraz ich ludzie, którzy byli gotowi do walki. Moje serce biło zdecydowanie za szybko, gdy z samochodu wysiedli wszyscy - Harry, Louis, Lexi, Jason, Dante, a nawet Lily.  Wszyscy zaczęli biec w naszą stronę, wyjmując pistolety, które błyszczały się w świetle księżyca. Gdy moje oczy spotkały się z zatroskanymi oczami Harry'ego coś we mnie pękło. Było mu ciężko patrzeć na mnie w takim stanie - niezdolną do życia. Jego szczęki były zaciśnięte, ale twarz wyrażała smutek, przejęcie oraz gniew. Był zły, ale czy na mnie? 
- Odłóżcie broń, albo strzelę jej w łeb - wysyczał Adam, przyciskając lufę do mojej skroni. - Nie żartuję - dodał, widząc, że grupa Harry'ego nawet nie zareagowała. Na dowód swoich słów odbezpieczył broń i położył palec na spuście. Cholera, zabije mnie. Trzęsłam się ze strachu, co zauważył Dante, który jako pierwszy położył na ziemię broń. Za jego przykładem poszła cała reszta, lecz Adam ponownie przemówił, gdy jako ostatnia Lexi miała odłożyć pistolet:
- Ty nie, Blondi - uśmiechnął się. - Podejdź bliżej. 
Lexi na początku wcale się nie poruszyła, ale gdy zobaczyła, że jakiś mężczyzna wycelował broń w Matta od razu podeszła bliżej. Wszyscy byli w napięciu, bo tym razem to nie my rozdawaliśmy karty, tylko Kanadyjczycy. 
- Myślałem, że Dru i Matt nie wytrzymają i powiedzą nam wszystko co planowaliście - zaczął Jim. - Jednak tak się nie stało. Milczeli i ledwo, ale wytrzymali ból jaki im zadaliśmy. Nie wiem czy wiecie, ale ta tutaj dwójka - wskazał na mnie i Matta. - Spiskowała przeciwko wam. Od początku nas śledzili, zdobyli broń i knuli. Myśleli, że jesteśmy głupi, ale tak nie jest. Przejrzeliśmy ich od razu i muszę przyznać, że bawienie się z wami było bardzo zabawne.
- Czego chcecie? - warknął Harry. - Puścicie ich. 
- Chcemy władzy - rzekł Bill. - Dajcie nam to.
- Nie ma mowy - Dante wręcz wrzał ze złości. - Nie oddamy wam czegoś na co pracowaliśmy tyle lat. To jest nasze miasto, nasze interesy i nasi ludzie. Wracajcie tam skąd przybyliście, nikt was tutaj nie chce.
- Wiedzieliśmy, że to powiecie - Adam uśmiechnął się drwiąco. - Dlatego zagramy w grę, którą będzie prowadzić śliczna Lexi. 
- Co mam zrobić? - Lexi patrzyła na nich wyzywająco, ale widziałam jak co chwilę zerkała na Matta.
- Dokonać wyboru. Wybierz kto ma przeżyć; Matt czy Dru. Zabij osobę, która przegra twoją wyliczankę. Jeśli nie wybierzesz żadnej zabiję ich oboje.
Wiedziałam, że to mój koniec. Lexi wybierze Matta, ponieważ jest jej narzeczonym, kocha go i zna o wiele dłużej. Parę samotnych łez spłynęło po moich policzkach i spojrzałam na miłość mojego życia, która była tak samo rozbita jak ja. Wybaczyłam mu, że mnie uderzył. Wybaczyłam mu wszystko, a więc niech i on mi wybaczy zanim odejdę. Każdego zaszczyciłam spojrzeniem, które mówiło "żegnaj i wybacz mi wszystko", a ostatnią osobą na którą spojrzałam była moja przyjaciółka. 

Lexi uniosła pistolet i wymierzyła w moją stronę, a łzy spływały po jej policzkach. Odbezpieczyła broń i już miała nacisnąć spust, gdy zatrzymał ją krzyk Matta:
- Nie! Ona jest w ciąży! Nie zabijaj jej, Lexi!
- Jesteś? - wyszeptał Harry, lecz nie zdążyłam mu odpowiedzieć gdyż przerwał na Adam.
- Ostatnia sekunda, Kochaniutka. Wybieraj, albo oboje zginą!
- Przepraszam, Dru - powiedziała, po czym rozległ się huk.
Zabrakło mi powietrza, gdy poczułam ból, którego nie można wytrzymać. Ktoś krzyczał, ktoś płakał, ktoś strzelał, ale wszystko było ciche. Otoczyła mnie mgła, która zaczęła mnie pochłaniać i zabierać do innej krainy. Gdzieś gdzie jest ciepło, miło, błogo i czysto. Zasnęłam.

Od Autorki: 
Witajcie w ten już całkiem późny wieczór. Wróciłam, ale nie wiem na jak długo. Ten rozdział nie jest godny oklasków, lecz nie jest też jakąś papką z chodnika, także mam nadzieję, że nie rozczarowałam Was aż tak bardzo.
Przemyślałam sobie wszystko dość intensywnie i wyniosłam parę wniosków. Nie wiem dlaczego piszę tak cholernie niedobre rozdziały. Czepiałam się Was o komentarze, ale nie widziałam swojej winy. Zaniedbałam Was, teraz to widzę. Przestałam Was pytać jak się czujecie, nie dziękowałam Wam, a tak nie można. Dlatego chcę Wam wszystkim podziękować za to co dla mnie robicie. Może Wam się zdawać, że to nic wielkiego, ale dla mnie to jest coś niesamowitego, nieprawdopodobnego. Nigdy nie będę mogła uwierzyć w to co tutaj się stało. Plus dzisiaj wygrałam konkurs na najlepsze fanfiction wraz z jakąś dziewczyną jestem na 1 miejscu, to jest naprawdę miłe. Jednak wiem, że gdyby nie Wy nic bym nie osiągnęła.
Chciałabym aby każdy (w miarę możliwości i chęci) napisał coś od siebie. Skomentował ten rozdział.
Dziękuję za każde słowa pod ostatnią notką. Ale jestem też zła z jednego powodu. Proszę zapamiętajcie, a może nawet i gdzieś sobie zapiszcie, że NIE ODDAM TEGO BLOGA NIKOMU.
Więcej na ten temat ode mnie TU.
Serdecznie Was zapraszam na moje nowe opowiadanie pt. "DIRTY SECRETS"

Obserwatorzy