sobota, 28 grudnia 2013

15

Ostatnie dwa dni wydawały się być dla wszystkich karą. Nikt nie myślał o niczym innym niż zemście, a poczucie winy zżerało nas od środka. Nie mogłem patrzeć na Max'a, który wyglądał jak wrak człowieka, zapłakaną Lexi, zdenerwowanego Matta, pogrążonego w myślach Jasona i nie mogłem przyzwyczaić się do tego, że mój własny brat, który był cholerną gadułą przestał praktycznie się odzywać. Sam również się zmieniłem. Miałem wahania nastroju, które były uciążliwe dla wszystkich, którzy byli w moim otoczeniu. Miałem dość szpitalnego zapachu, który drażnił mój zmysł węchu i chciałem odpocząć i zapomnieć o wszystkich choć na chwilę. Z jednej strony żałowałem, że poznałem Dru, ale z drugiej właśnie ona pokazała mi życie z innej perspektywy. Czułem coś do niej i to było zbyt silne, zważając na to, że wciąż o niej myślałem. Uwielbiałem jej uśmiech chociaż tak rzadko się uśmiechała. Kochałem jej oczy, w których zatracałem się za każdym razem. Podobała mi się jej osobowość i że była taka niewinna. Ale najbardziej uwielbiałem jej usta, które mógłbym całować godzinami. Chciałem, aby była moja i przy niej myślałem o przyszłości właśnie z nią.

I teraz gdy leżała nieprzytomna na szpitalnym łóżku, i wyglądała jak wrak człowieka czułem, że wszystko spieprzyłem. 

- Kiedy ona w końcu się obudzi? - spytałem lekarza, który sprawdzał parametry życiowe.
- Panna Murray straciła dużo krwi i jej organizm jest wyczerpany - powiedział, wpisując coś do kartoteki. - Proszę uzbroić się w cierpliwość.
- Jak mam uzbroić się w cierpliwość, hm? - byłem cholernie wściekły.
- Wiem, że jest ciężko, ale ma pan więcej czasu, aby przekazać swojej dziewczynie, że państwa dziecko nie żyje.
Oblizałem suche usta, wiedząc do czego zmierza ta rozmowa. Dziecko Dru nie było moje, ale poczułem się przygnębiony, gdy lekarz powiedział mi i Max'owi, że Dru poroniła. Nie mogłem sobie wyobrazić jej reakcji, gdy się o tym dowie. To będzie dla niej zbyt wiele.
- Chciałbym zostać z nią sam - rzekłem, a mężczyzna wyszedł, zostawiając nas samych.
Usiadłem na krześle obok łóżka z uwagą przyglądając się mojej kobiecie. Powieki miała przymknięte, cień od rzęs padał na blade policzki. Klatka piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała. Wyglądała tak spokojnie chociaż byłem pewny, że w środku walczyła ze sobą. Nie życzyłem jej takiego życia. To przeze mnie spotkały ją te straszne rzeczy, ale nie mogłem zrobić nic, aby to zmienić. Nie mogłem cofnąć czasu i zapobiec temu wszystkiemu, ale mogłem być przy niej i wspierać ją w każdym momencie. Nie mogłem pogodzić się z uczuciem jakie do niej żywiłem. Wolałem znowu być obojętnym i ślepym na ludzką krzywdę, ale ona sprawiła, że stałem się miękki i wrażliwy w stosunku do niej. To było złe i dobrze o tym wiedziałem.

Nagle usłyszałem ciche westchnienie, a po chwili pomału otworzyła powieki. Rozejrzała się po całym pomieszczeniu, marszcząc czoło. Wyglądała na zagubioną i przestraszoną.
- Hej – szepnąłem, a ona spojrzała na mnie z wyraźną ulgą.
- Dlaczego jestem w szpitalu? – spytała cicho.
- Nie pamiętasz co się stało?
- Tylko tego mężczyznę i on wtedy – przełknęła głośno ślinę. – I ja… A on mnie…
Nie potrafiła się wysłowić, a w jej oczach pojawiły się łzy, które świadczyły o tym, że wciąż się bała. Delikatnie ścisnąłem jej dłoń, zataczając kciukiem kółka na jej skórze.
-Shh – nie mogłem patrzeć na jej łzy. – Już wszystko w porządku.
- Co z nim? – spytała, mając na myśli swoje dziecko.
Spuściłem wzrok na swoje buty, bojąc się spojrzeć jej w oczy. Nie wiedziałem jaka będzie jej reakcja. Bałem się, że się załamie i zaśnie, ale tym razem na dłużej.
- Harry, powiedz mi – ścisnęła moją dłoń. – Słyszysz?! Powiedz! – uniosła głos.
- Przykro mi – niepewnie spojrzałem w jej oczy, które nie wyrażały nic.
Przeraziłem się, gdy puściła moją dłoń. Zamknęła oczy, ściskając w dłoniach prześcieradło. Wyglądała jakby miała zaraz krzyknąć, co nie było dobre w jej stanie. Mogłem jej nie mówić. Mogłem to na razie przemilczeć i poczekać aż wypocznie, ale jak zawsze nie pomyślałem, i poszedłem na żywioł.
- Wyjdź – wyszeptała, a mnie zatkało.
- Co?
- Wyjdź! – krzyknęła. – Zostaw mnie samą. Nie chcę nikogo widzieć.
Wciąż w szoku wyszedłem z sali. Z bólem spojrzałem na Lexi, która od razu do mnie podeszła. Delikatnie zaczęła gładzić moje ramię, uspokajając mnie. Max patrzył na nas z uniesionymi wysoko brwiami i zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Byłem niemal pewny, że pomyślał, iż coś nas łączy, ale na szczęście tak nie było. To znaczy Lexi była cudowna i piękna, ale kochałem ją jedynie jak siostrę, a po drugie miałem Dru, która właśnie wywaliła mnie za drzwi. Co za ironia.
- Obudziła się – powiedziałem chłodno. – Ale kazała mi wyjść i powiedziała, że nie chce nikogo widzieć.
- Niby dlaczego? – brunet prychnął, na co się spiąłem.
- Powiedziałem jej o dziecku.
- Teraz? W tym momencie? Przecież dopiero się obudziła, idioto!
Tego było za wiele. Wyrwałem się z uścisku przyjaciółki, po czym podszedłem do chłopaka i pchnąłem go na ścianę. Syknął, gdy jego plecy spotkały się z twardą ścianą. Chwyciłem go za szyję, zamachnąłem się i uderzyłem prosto w twarz. Jęknął, gdy moja pięść po raz kolejny spotkała się z jego nosem. Byłem wściekły i rozdrażniony. Dru wyrzuciła mnie z pokoju, a ten mały śmieć nazwał mnie idiotą. Jak można być aż takim głupcem? Nikt nie miał prawa tak się do mnie odnosić, nikt, a szczególnie ten mały gówniarz, któremu uratowałem żałosny tyłek.
- Harry! – Lexi odepchnęła mnie od Max’a, który jęczał z bólu. – Jesteśmy w szpitalu, ty draniu!
- Następnym razem jeżeli tak się do mnie odezwiesz, to dostaniesz kulkę prosto w łeb, rozumiesz? – wysyczałem w jego stronę, na co on pokiwał szybko głową. – Cieszę się, że się rozumiemy.
Nie zważając na nic ruszyłem w stronę wind. Nie miałem zamiaru zostać tam ani chwili dłużej.
                                                                          *
Tydzień temu opuściłam szpital, aby rozpocząć „nowe życie”. Od razu wyjechałam z miasta, izolując się od wszystkich. Chciałam zapomnieć i pogodzić się z losem. Może i nie chciałam tego dziecka, ale utrata jego sprawiła, że poczułam się źle. Wiedziałam, że to był grzech, bowiem powinnam kochać swoje dziecko i się nim opiekować, a ja postąpiłam zupełnie inaczej. Miałam dość tego, że zawsze to ja najbardziej cierpiałam. Dlaczego to właśnie mnie zaatakowali, a nie kogoś innego? Oczywiście nikomu tego nie życzyłam, ale byłam wściekła na Boga za to, że do tego dopuścił.
Mimo, że mieszkałam sama i nikt mnie nie odwiedzał, to wiedziałam, że Harry i jego przyjaciele mnie obserwowali. Skąd to wiedziałam? Pewnego dnia zobaczyłam Dante, który stał opierając się o drzewo i rozmawiał z kimś przez telefon. Potem przyłapałam Jasona, ale nie dawałam po sobie poznać, że wiedziałam o ich obecności. Byłam zła za to, że mnie obserwowali, ale wiedziałam również, że się o mnie martwili, a to znaczyło, że nie byłam im obojętna.
Siedząc na parapecie wpatrywałam się w las, który znajdował się za oknem. Kiedyś jak byłam mała panicznie się go bałam i nigdy nie chciałam tam chodzić, ale moja trauma się zakończyła, gdy tata wziął mnie za rękę i pokazał mi jak piękny on jest.
Niepewnie przyłożyłam telefon do ucha wcześniej wybierając numer Harry’ego. Po chwili, która była dla mnie największą męczarnią, usłyszałam jego zachrypnięty głos:
- Nawet nie wiesz jak długo czekałem aż zadzwonisz.
Serce waliło mi niemiłosiernie szybko, a dłonie pociły się ze stresu. Przełknęłam głośno ślinę zanim zabrałam głos:
- Musiałam trochę odpocząć.
- Wiem – westchnął. – Tęsknimy za tobą… Ja za tobą tęsknię – powiedział po chwili ciszy.
- Ja też tęsknie – ból był słyszalny w moim głosie.
- To wróć – rzekł. – Pomogę ci, nigdy cię nie opuszczę, Dru. Pokażę ci jak bardzo mi na tobie zależy.
Przez chwilę panowała między nami grobowa cisza. Nie mogłam nic powiedzieć, albo raczej nie wiedziałam co. Zależało mu na mnie i tęsknił. Harry Styles za mną tęsknił, cholera.
Ja też za nim tęskniłam i to bardzo. Najbardziej nocą, kiedy leżałam zawinięta kołdrą i marzyłam o dobrym życiu, które będzie pełne szczęścia i miłości. Marzyłam o mnie i o Harrym. Chciałam go w mojej przyszłości, bo czułam, że jest tym jedynym.
- Wrócisz? – wyszeptał.
- Tak – powiedziałam. – Przyjedź po mnie wieczorem i powiedz, aby Lexi wracała do domu.
- Co? – usłyszałam zdziwienie w jego głosie.
- Wiem, że mnie obserwowaliście – westchnęłam ciężko.
- Musiałem być pewny, że jesteś bezpieczna.
- Wiem. Niech Lexi wraca do domu.

- Dobrze. Przyjadę wieczorem.

- Pa – powiedziałam, po czym się rozłączyłam.

Westchnęłam ciężko, wyobrażając sobie nasze spotkanie. Będzie ciężko, to jest pewne i jeśli miałabym być szczera, to bałam się jak cholera. Chciałam, aby wszystko się ułożyło. Pragnęłam go przytulić, pocałować i pokazać mu, że mi także na nim zależy. Dla mnie Harry Styles nie był zabójcą, ale aniołem. Musiałby tylko przestać robić straszne rzeczy, a wtedy nasze życie byłoby idealne, my bylibyśmy idealni.
                                                      *
Siedziałam nad brzegiem jeziora, wpatrując się w przepiękny widok przede mną. U mojego boku znajdował się Oliver, który z zawzięciem coś mi opowiadał. Jego oczy błyszczały za każdym razem, gdy wybuchał śmiechem ze swojego własnego żartu. Był pozytywnym człowiekiem i tylko z nim utrzymywałam kontakt przez ostatni tydzień. Nie chciałam mu powiedzieć co się stało, a on na moje szczęście nie naciskał i pogodził się z moją decyzją. Cieszyłam się, że go poznałam, bo sprawiał, że choć na chwilę zapominałam o wszystkich złych rzeczach. Potrafił samą obecnością wysłać mnie do innego świata, który koił mój ból.
- Jesteś ostatnio strasznie małomówna – Oliver trącił mnie żartobliwie w ramię.
- Przepraszam, ale nie sypiam zbyt dobrze – tak naprawdę nie skłamała, bo ostatnio praktycznie nie zmrużyłam oka.
- Właśnie widzę, masz ogromne wory pod oczami – wskazał na swoje oczy.
- Dzięki! – zaśmiałam się.
- Nie chciałem cię urazić! – zaprotestował szybko. – Przepraszam!
- W porządku – uśmiechnęłam się, widząc jego zmartwioną minę. – Co dzisiaj robiłeś?
- Świętowałem z kumplami – jego oczy zabłyszczały jak światełka choinkowe.
- Co świętowaliście?
- Można powiedzieć, że wygraliśmy zawody – puścił mi oko. – Takie tam męskie gry, rozumiesz?
- Tak i chyba nie chcę wiedzieć więcej – uśmiechnęłam się.  - Przynajmniej dostaliście jakąś fajną nagrodę?
- Satysfakcję - uśmiechnął się bezczelnie. - Kiedy wracasz do ludzi?
- Dzisiaj.
- Razem ze mną? - spytał z nadzieją.
- Nie, przykro mi. Mój chłopak po mnie przyjeżdża.
Uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy tylko słowo "chłopak" wyszło z moich ust. Kto by pomyślał, że spotka mnie takie szczęście i w końcu znajdę swoją drugą połówkę. Pragnęłam chwalić się Harrym, ale wiedziałam, że to mu się nie spodoba. Był niebezpieczny i na pewno poszukiwany przez policję i gdyby ktokolwiek dowiedział się, że Harry Styles jest ze mną powiązany mielibyśmy niemałe kłopoty.
- Wow, ostatnio jak o tym rozmawialiśmy to nikogo nie miałaś - zauważył, marszcząc brwi.
- Cóż, wtedy jeszcze nie byliśmy razem - wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Kochasz go? - spytał, co mnie strasznie zdziwiło. Czemu mnie o to spytał?
- Myślę, że tak - spojrzałam na niego podejrzliwie. - Skąd takie pytanie?
- Z ciekawości - zaśmiał się nerwowo.- Mam nadzieję, że ten dupek będzie się tobą opiekować.
- Dupek? Dlaczego tak go nazwałeś? - nic nie mogłam poradzić na to, że w moim głosie było słychać złość.
- Bo jaki chłopak pozwoliłby wyjechać swojej dziewczynie i to zupełnie samej na takie odludzie? - uniósł brew wysoko. - Ja na pewno bym do tego nie dopuścił. Jesteś zbyt drogocenna, aby zostawiać cię samą.
Zarumieniłam się, słysząc jego słowa. Ja drogocenna? Nie, to sterta bzdur. A Harry był cudownym chłopakiem, który mimo wszystko nie zostawił mnie samą, zważywszy na to, że cały czas mnie obserwowali. A po drugie, to potrzebowałam przestrzeni i chwili samotności, aby poukładać sobie pewne sprawy, i jestem mu wdzięczna, że mi ją jako taką dał.
- Nie zrozum mnie źle, ale jesteś moją przyjaciółką i się o ciebie troszczę - uśmiechnął się. - Mogę nazywać cię swoją przyjaciółką?
- Oczywiście - byłam szczęśliwa, zyskując kolejnego przyjaciela.
- Teraz będziemy podbijać świat - objął mnie ramieniem, pokazując na krajobraz przed nami.
- Co? - zaśmiałam się.
- Cudowni Duliver!* - krzyknął, a jego głos odbił się echem.
- Jesteś szalony! - nie mogłam opanować swojego śmiechu.
- Wiem, że to kochasz.
*
Lubiłam spędzać czas z przyjaciółmi. Zazwyczaj nie robiliśmy nic konkretnego, po prostu siedzieliśmy w salonie, oglądając jakiś film i rozmawiając o błahostkach. Lubiłam śmiech Jasona, żarty Dante i beztroskiego Max'a, który miał z dnia na dzień lepszy humor. Za to Matt był obojętny na wszystko i nienawidziłam tego w nim. Nienawidziłam tego uczucia, którym go darzyłam. Kochałam tego bydlaka całym sercem już dobrych parę lat i byłam tym wykończona. Wiedziałam, że on także coś do mnie czuł, ale nigdy nie zaproponował mi  związku, ani nigdy mnie nie pocałował, a tym bardziej przytulił. Nawet w moje urodziny tylko ściskał moją dłoń, co było chore, bo reszta chłopaków dusiła mnie na śmierć. Nawet Harry, który miał problemy z okazywaniem uczuć był bardziej uczuciowy w stosunku do mnie niż Matt.
- Zjadłbym chińszczyznę - Jason zaczął marudzić, co moim zdaniem było zabawne.
- Chińszczyzna odpada, zawsze musimy czekać na nią wieczność - Dante jęknął - Za to pizza brzmi świetnie.
- Pizza z podwójnym serem - rozmarzyłam się.
- I z kurczakiem - Jason oblizał usta. - O Mój Boże, dzwońcie!
Zaczęłam się śmiać jak opętana, a po chwili dołączył do mnie Dante, Jason i Max. Matt przyglądał się nam z obojętnością wymalowaną na twarzy. Obrzucił nas ostatnim lekceważącym spojrzeniem, po czym wrócił do pisania czegoś na laptopie. Byłam niemal pewna, że pracował. Matt żył naszą działalnością i rzadko robił sobie przerwę w pracy. Był pracoholikiem, a to była jego kolejna wada, której w nim nie akceptowałam.
- To ja zadzwonię - Max wstał z sofy, wyjmując z kieszeni telefon. - Podwójny ser i kurczak?
- I oliwki! - krzyknął Dante, na co Kudłaty pokiwał głową i wyszedł z pokoju.
- Młody się sprawdza - Jason powiedział, mając na myśli brata Dru.
- Byliście na jakiejś akcji razem? - spytałam zaciekawiona.
- Aha. To była mała akcja, nic wielkiego. Musieliśmy tylko pobić paru kolesi.
- To super - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ocenicie go wtedy, kiedy w końcu wyruszy na prawdziwą akcję, a nie na takie małe gówno.
Wszyscy spojrzeliśmy na Matta, który wciąż był zapatrzony w ekran laptopa. Jego słowa były chamskie i przykre. Myślałam, że go lubi, ale w tym momencie wyprowadził mnie w pole. Czasami bywał taki dziwny i mówił niezrozumiałe rzeczy, to było frustrujące.
- Tak, jak zawsze masz racje - syknęłam, a on spojrzał na mnie, marszcząc brwi. - Potrafisz oceniać ludzi tylko po tym jak zabijają? Czy cokolwiek innego się dla ciebie liczy?
- Oczywiście - jego głos był chłodny jak lód. - Ale potrafię oddzielić pracę od życia prywatnego.
- Właśnie widać - zaśmiałam się gorzko. - Nie robisz nic innego niż siedzenie przed tym cholernym urządzeniem!
- Ktoś w końcu musi zająć się Charmsem - warknął. - Harry jest zajęty swoją poszkodowaną dziewczyną, a ty jej słodziutkim braciszkiem.
- Zamknij się do cholery! - krzyknęłam, a chłopacy niepostrzeżenie wymknęli się z pokoju, zostawiając nas samych. Tchórze.
- Prawda boli co? - Matt spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach, odstawiając laptopa na bok.
- Prawda?! Chcesz usłyszeć prawdę?! - wstałam, a on zrobił to samo. - Jesteś zazdrosnym gnojkiem, który obraża się o wszystko. Zamiast o mnie walczyć, to ignorujesz to! Myślisz, że będę czekała na ciebie wieczność? Mam dość, Matt, bo jaki sens ma moja chora miłość do ciebie, kiedy ty nawet mnie nie chcesz, bo gdybyś mnie chciał, to wszystko wyglądałoby inaczej. Więc nie mów co jest prawdą!
Oboje wpatrywaliśmy się w siebie ciężko dysząc. W końcu powiedziałam mu co myślę o nas i było mi z tym dobrze. Ciężar spadł z mojego serca i nareszcie poczułam się wolna. Tak długo czekałam na ten moment, tak często układałam sobie w myślach słowa, które mu powiem, aż w końcu to się stało.
- Więc tak to spostrzegasz? - spytał się cicho.
- Tak - łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie miałam zamiaru płakać, o nie.
- Kocham cię, Lexi całym sercem. Jesteś dla mnie najważniejsza. Żyję tylko dla ciebie, to twój uśmiech i głos trzyma mnie przy życiu. Kocham to w jaki sposób zarzucasz włosami, albo pokazujesz, że życie jest piękne mimo tych wszystkich złych rzeczy, które nas spotkały. Uwielbiam twoje oczy, bo przypominają mi o zapachu skoszonej trawy, który kocham, a ponadto zielony to mój ulubiony kolor. Wiesz dlaczego się nie staram? Bo nie zasługuję na ciebie, jesteś dla mnie zbyt dobra. Przeszłaś tak wiele w życiu, a ja nie chcę cię skrzywdzić. Ale pamiętaj, że cię kocham najbardziej na świecie, Lexi, bo jesteś moim centrum wszechświata - cały czas patrzył mi w oczy, z których wydostawały się łzy wzruszenia i szczęścia. Nie chciałam ich ukrywać. Byłam szczęśliwa, bo ten drań w końcu się przyznał, że mnie kocha.
- Tak bardzo cię kocham, Matt - zapłakałam, głaszcząc jego policzek. - Proszę, nie zostawiaj mnie. Bądź mój, bo to sprawi, że będę najszczęśliwsza na świecie. Jedynie odrzucenie może mnie zranić.
Mężczyzna objął mnie mocno, całując czule wargi. Było mi tak dobrze w jego ramionach, a jego usta były idealnie dopasowane do moich. Długo czekałam na ten pocałunek, który był pełen miłości i desperacji. Boże, tak bardzo go kochałam, że powinno to być zakazane. Chciałam tylko pozostać w tym miejscu na zawsze. Tylko ja, Matt i nasza miłość.
*
Oczekiwanie na Harry'ego, to jak oczekiwanie na prezenty w święta. Cały czas się uśmiechałam i nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Żyłam tylko świadomością, że niedługo zobaczę miłość mojego życia. Tak, Harry był miłością mojego życia i mimo że nie znaliśmy się długo, to kochałam go i pragnęłam, aby i on mnie kochał. Tylko tego pragnęłam.
Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk silnika i opon, które jechały po piachu. Harry wysiadł z samochodu, uśmiechając się do mnie. Serce zabiło mi szybciej, a w brzuchu wystrzeliły fajerwerki.
- Cześć - odezwał się, podchodząc bliżej. - Tęskniłem za tobą.
Nie wytrzymałam. Wpadłam w jego objęcia, całując go mocno. Tak bardzo za nim tęskniłam, tak bardzo go kochałam. Jego język delikatnie pieścił moje podniebienie, powodując, że jęknęłam mu w usta. Pociągnęłam delikatnie za jego włosy, a jego dłonie znalazły się pod moją koszulką i z uczuciem gładziły plecy. Przyjemny dreszcz przeszedł po moim ciele, co nie uszło uwadze Stylesa, który uśmiechnął się podczas naszego namiętnego pocałunku. Pożądanie brało nade mną kontrolę, budząc do życia najmroczniejsze zakamarki mojego ciała. Mlasnęłam niezadowolona, gdy się ode mnie odsunął. Jego czoło opierało się o moje, a zielone oczy patrzyły z miłością w moje, brązowe.
- Oszaleję przez ciebie - mruknął, całując mnie w policzek. - Jesteś tylko moja.
- Na zawsze - wyszeptałam, a on uśmiechnął się czule.
- Już nigdy mnie nie zostawiaj.
- Już nigdy, przysięgam - przejechałam opuszkiem palca po jego brodzie. - Ty mnie też nigdy nie zostawiaj.
- Nigdy, Księżniczko.
Delikatnie musnęłam jego usta, po czym odsunęłam się od niego. Ta obietnica była dla mnie bardzo ważna. Nie chciałam, aby kiedykolwiek mnie zostawił, to by mnie zabiło.
Usiedliśmy na schodkach, wsłuchując się w śpiew ptaków. Oparłam głowę o jego ramię, a on objął mnie ramieniem. Było cudownie, bo nikt nam nie przeszkadzał i byliśmy tylko my.
- Muszę coś ci powiedzieć, Harry - przełknęłam głośno ślinę. Nie chciałam niszczyć tej romantycznej chwili, ale musiałam.
- Co się stało? - spytał zmartwiony.
- Ten mężczyzna, który mnie zranił powiedział mi coś - zamknęłam oczy, czując ten ból. - Powiedział, że Charms jest gotowy i czas zacząć grę.
Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Zacisnął szczęki z całej siły, a oczy zmieniły kolor na czarny. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a całe ciało spięło się z nerwów.
- Czyli byłaś tylko ostrzeżeniem - mówił jakby do siebie. - Charms chce się bawić? Cudownie, czekałem na to zbyt długo.
Spojrzałam na niego pytająco, a on uśmiechnął się bezczelnie. Zniknął słodki Harry, a zastąpił go zabójca.
- To wojna.

*połączenie imion Dru i Oliver.
Cześć i czołem! Co u Was słychać? Jak po świętach? Ja czuję, że przytyłam co najmniej pięć kilo! :C
Rozdział dodaję wcześniej, bo dzisiaj wybieram się na wesele swojej ukochanej, starszej siostry, także będzie się działo ;)
Wiem, że zjebałam i rozdział jest okropny, i bardzo Was za to przepraszam. Obiecuję poprawę!
Dziękuję za tak dużo pięknych komentarzy i nowych obserwatorów. Wow, cały czas jestem zaskoczona, bo nie jestem jakąś tam utalentowaną osobą, która dobrze pisze, także dziękuję <3
Jak widzie Lexi i Matt w końcu są razem. Mam nadzieję, że to trochę wyjaśniło całą sytuację z nimi, bo chyba niektórzy nie wiedzieli na jakim są oni etapie. Teraz na pewno są już razem, a więc dzwony biją!
Ilu Was tu jest? :))

Przepraszam za ewentualne błędy! 
Pozdrawiam <3

niedziela, 22 grudnia 2013

14

            Nie wiedziałem jak bardzo cierpiała moja siostra dopóki nie zobaczyłem jej bezwładnego ciała. Kiedy Harry zadzwonił do mnie, mówiąc, że Dru zemdlała, poczułem się jak nic niewarty śmieć. Jeszcze bardziej się załamałem, gdy usłyszałem, że jest w ciąży. Będę wujkiem, czy to nie jest dobra wiadomość? Może i tak, ale nie dla mnie. Zgwałcili ją, pobili, pozbawili wszystkiego i zostawili w ciąży. Wycierpiała tak wiele, a teraz ja dołączyłem do gangu i będę taki sam jak oni. 
Dru zawsze była przy mnie, a ja? Zawiodłem ją i zostawiłem w najgorszym momencie jej życia. Już nawet nie byłem zły na nią za to, że nic mi nie powiedziała, po prostu chciałem, aby w końcu poczuła się szczęśliwa. 
- Nie przejmuj się tak, Kudłaty. 
Uśmiechnąłem się delikatnie, słysząc głos Lexi. Położyła dłoń na moim ramieniu, a palcami zataczała kółka na mojej koszulce. Była piękna, miła, pomocna, oddana i inna niż wszystkie dziewczyny jakie znałem. Gdyby nie to, że Matt coś do niej czuł, to już dawno starałbym się o jej względy. 
- Jak mam się nie przejmować? - westchnąłem. - Jestem na siebie wściekły za to, że nie zauważyłem jak bardzo była tym zmęczona.
- Więc napraw to i pokaż jej, że może mieć w tobie oparcie. 
- Gdyby coś jej się stało... - zachłysnąłem się powietrzem.
- Ale wszystko jest w porządku. Nie mazgaj się, młody. Dasz sobie radę - powiedziała cicho. 
- Wszystko z nią w porządku? - spytał Matt podchodząc do nas. 
- Nie wiemy. Lekarz jeszcze nie wyszedł - oznajmiłem.
Matt skinął jedynie głową, po czym usiadł na sofie. Wydawało mi się, że nie lubił Dru, ale przejął się tym, że coś się jej stało. Był fajnym gościem, lecz bardzo skrytym. Ucieszyłem się, gdy przyjął mnie z otwartymi rękami tak jak reszta. Byłem teraz ich rodziną, tak jak to ujął Jason. 
Nagle z pokoju, w którym przebywała Dru, wyszedł lekarz i Harry. Spojrzałem na nich wyczekująco, zaciskając dłonie w pięści. 
- Wszystko jest już w normie, ale ciąża jest zagrożona - oznajmił doktor. - Przyczyną bólów był zbyt duży stres oraz zbyt duża ilość alkoholu, którą wypiła w ostatnim czasie. Panna Murray nie może się teraz denerwować. Nie mogłem zrobić szczegółowych badań tutaj także proszę w jak najszybszym czasie pojawić się w szpitalu. 
- Dziękujemy doktorze - uścisnąłem jego dłoń. 
- Opiekujcie się nią - pokiwał głową. 
- Odprowadzę pana do drzwi - Lexi uśmiechnęła się do niego, a po chwili oboje zniknęli z zasięgu mojego wzroku.
- Pójdę do niej - powiedziałem stanowczo.
Już miałem robić pierwszy krok, gdy dłoń Harry'ego zacisnęła się na moim ramieniu. Spojrzał na mnie poważnie zaciskając szczęki. Był sfrustrowany i załamany. Udowodnił mi, że mówił prawdę i będzie opiekować się moją siostrą. Ona go potrzebowała i byłem niemal pewny, że oboje coś do siebie czuli, mimo że nie chciałbym, aby tak było. Styles nie był wystarczająco dobry dla niej, ale nigdy nie powiedziałbym tego na głos, zważając na to, że spłacił mój dług i wziął pod swoje skrzydła. 
- Nie denerwuj jej i bądź delikatny - warknął. 
- Wiem jak powinienem zachowywać się w stosunku do mojej siostry – wyszarpałem się z jego uścisku. 
Mimo że miałem ochotę krzyczeć ze złości nie zrobiłem tego, zważając na Dru, która na pewno by się tym przejęła. Delikatnie otworzyłem drzwi i jak najciszej wszedłem do pokoju. Dru stała przy oknie, patrząc na ciemność. Nie spojrzała w kierunku drzwi, ani nie drgnęła. Wziąłem głęboki wdech, widząc jak trzyma dłoń na swoim brzuchu. Nie mogłem pojąć jak to możliwie. To znaczy doskonale wiedziałem skąd się biorą dzieci, ale przecież ona tego nie chciała. Z resztą, to wszystko było zdrowo porąbane.
- Hej – szepnąłem, podchodząc do niej. – Jak się czujesz?
- Zadziwiając dobrze – powiedziała, w końcu obracając się w moją stronę.
- Przepraszam, Dru – zamknąłem oczy, czując ból w klatce piersiowej. – Nie chciałem żeby tak to się potoczyło. Wiem, że cię zawiodłem i nie było mnie przy tobie, kiedy mnie potrzebowałaś. Schrzaniłem wszystko, ale naprawię to. Zaopiekuję się wami. 
- Nami? – wyszeptała.
- Tobą i twoim dzieckiem – jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, gdy usłyszała moje słowa. – Już wiem.
- Chciałam ci powiedzieć, ale sama się jeszcze z tym nie pogodziłam. Nie chcę go – głos się jej załamał, a w oczach pojawiły łzy.
- Shh, nie płacz – przytuliłem ją, opierając brodę o jej głowę. – Najważniejsze, że mamy siebie.
- Nie zasłużyłam sobie na tak wspaniałych ludzi – zaszlochała.
- Nie, to ja nie zasłużyłem na ciebie.
                                                                       *
            Musiałam ochłonąć po tych wszystkich feralnych wydarzeniach, które miały miejsce w ostatnim czasie. Czułam się winna, bowiem wszyscy byli poddenerwowani i obwiniali się. Uważali, że to przez nich zasłabłam, a moja ciąża była zagrożona. Jeżeli miałabym być szczera, to niezbyt się tym przejęłam. Nienawidziłam tego dziecka i nie chciałam, aby żyło ze świadomością, że go nienawidzę. Nie potrafiłabym z nim żyć, a tym bardziej je wychować. W takim razie czy nie lepiej by było gdyby zniknęło?
Spacerując po opustoszałym parku miałam okazję przemyśleć parę spraw. Nie tylko związanych z dzieckiem, ale i moim uczuciami. Nie mogłam zaprzeczyć, że Harry był ważną osobą w moim życiu. Byłam w nim zabójczo zakochana. Przed oczami miałam jego piękne oczy, dołeczki oraz twarz. Wciąż czułam smak jego ust, który był mieszanką wybuchową. Był wszystkim, czego potrzebowałam i mimo że wiedziałam, iż był złym człowiekiem, to nie mogłam z niego zrezygnować. Straciłabym wtedy cześć siebie.
- Dlaczego spacerujesz sama? 
Sapnęłam, gdy obok mnie pojawił się nieznajomych chłopak. Był wysoki, dobrze zbudowany i bardzo przystojny. Jego włosy były postawione do góry, a zielono-szare oczy patrzyły na mnie uważnie. 
- Przestraszyłeś mnie – zachichotałam nerwowo, ponieważ byliśmy sami w parku, a po drugie była ostatnio zrobiłam się strasznie strachliwa. 
- No nie mów – zaśmiał się. – Nie masz się, czego bać – puścił mi oko.
- Skoro tak mówisz – uśmiechnęłam się niepewnie. 
- Więc, co tu robisz?
- Chciałam trochę pomyśleć – rzekłam. 
- O chłopaku? – spytał zaciekawiony, próbują dotrzymać mi kroku.
- Nie mam chłopaka – zarumieniłam się.
Masz! Harry jest twoim chłopakiem, kretynko! – moja podświadomość krzyczała, tupiąc wściekła nogą. Uciszyłam ją, wiedząc, że to nie była prawda. Chciałam żeby nim był, ale rzeczywistość była zupełnie inna.
- Jak to możliwe? – zmarszczył brwi. – Taka dziewczyna jak ty nie ma chłopaka? Rany, ten świat rzeczywiście jest cholernie głupi.
Zaśmiałam się, słysząc jego słowa. Wydawał się być miłym towarzyszem do rozmów. Gdyby Harry nas zobaczył na pewno wpadłby w szał. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jaki był nerwowy. 
- Daj spokój – zawstydzona spojrzałam w dal. 
- Gdzie moje maniery? – uderzył się dłonią w czoło. – Jestem Oliver.
- Miło mi cię poznać – uścisnęłam jego zimną dłoń. – Jestem Dru.

- Jak to możliwe, że wcześniej cię nie widziałem? Holmes Chapel to mała dziura.

- Zależy, w jakiej części miasta mieszkasz – nie mogłam powstrzymać się od powiedzenia tych słów. Rany, ale ze mnie głupia dziewucha.
- Cóż, często podróżuję – wpatrywał się we mnie uważnie.
- To wszystko tłumaczy.
Spacerowaliśmy dość długo, rozmawiając o wszystkim, co ślina przyniesie nam na język. Nie zwierzałam się mu, bowiem nie chciałam wszystkim rozpowiadać historii mojego życia. W dodatku byłam pewna, że gdyby usłyszał, że niejaki Harry Styles jest moim bliskim znajomym, to uciekłby gdzie pieprz rośnie. Oliver był strasznie wygadany. Zdążył opowiedzieć mi swoją historię życiową i milion śmiesznych sytuacji. Próbował nawet ze mną flirtować, ale byłam nieugięta.
Gdy wróciłam do domu, panowała w nim niezwykła cisza, którą zakłócał tylko dźwięk telewizora. Harry wylegiwał się na mojej kanapie z uwagą oglądając film akcji. Widziałam jak zaciskał dłonie w pięści, klnąc, jakimi durniami są bohaterowie i jak on by to lepiej rozegrał. Był wyluzowany i wydawał się być o wiele młodszy niż był naprawdę.
- Może się przyłączysz? – spytał wciąż wpatrując się w telewizor.
- Skąd wiedziałeś… - byłam zdziwiona, że wiedział o mojej obecności, ponieważ siedział tyłem do wejścia.
- Poczułem twoje perfumy – obrócił się, posyłając mi szeroki uśmiech. – Czekałem na ciebie.
- Właśnie widzę – usiadłam obok niego. – Gdzie Max?
- Lexi zabrała go na jakiś obiad czy coś – wzruszył ramionami.
- W porządku – niezręcznie podrapałam się w kark.
Głupie było to, że nie wiedziałam jak mam się teraz zachowywać w stosunku do niego. Przecież całowaliśmy się do jasnej cholery! To chyba coś znaczyło, prawda?
- Harry, czy ty żałujesz tego, co się między nami stało? – wyszeptałam, bojąc się jego odpowiedzi.
- Nie – powiedział szczerze, ściskając moją dłoń. – Jesteś dla mnie ważna, Dru. I mimo tego, że to cholernie irytujące i nie chcę, aby mi na tobie zależało, to nie mogę nic z tym zrobić. Zawładnęłaś moim skamieniałym sercem.
- Ty moim też.
Nasze twarze zbliżyły się do siebie, a usta połączyły się w słodkim pocałunku, który miał nas zapewnić o naszych uczuciach. Założyłam dłonie na jego szyję, a on położył swoje na mojej tali. Tak bardzo chciałam być bliżej niego. Nie bałam się go i zapomniałam o jego strasznej pracy. W tamtej chwili był zwykłym Harrym, który rozkochał mnie w sobie i strzegł jak oka w głowie.
Jego język z uczuciem pieścił mój, powodując, że umierałam z rozkoszy. Moje hormony zaczęły buzować, co było złe, bo pragnęłam go. Rany, pierwszy raz w życiu kogoś pragnęłam.
- Kim teraz dla siebie jesteśmy? – spytałam niepewnie, gdy tylko oderwaliśmy się od siebie.
- Nie wiem – westchnął, a jego czoło opierało się na moim. – A kim chcesz abyśmy byli?
Zawstydziłam się, słysząc jego pytanie. To było jasne, że chciałam, aby był moim chłopakiem. Pragnęłam być z nim w związku i pomóc mu zrezygnować z jego okropnego stylu życia.
- Po prostu to powiedz – szepnął w moje usta. – Powiedz to, o czym myślisz. Chcę żebyś to powiedziała, bo ja też tego pragnę.
- Chcę abyś był ze mną.
*

            Czy to nie dziwne, że moim chłopakiem był płatny zabójca? Gdyby ktoś powiedział mi jeszcze niedawno, że Harry Styles będzie moim chłopakiem nie uwierzyłabym. Gardziłam takimi osobami jak on, a teraz? Byłam na zabój zakochana w złym chłopaku, który robił okropne rzeczy. Byłam zdeterminowana, aby wyciągnąć go z tego bagna. Wiedziałam, że może on prowadzi nowe i lepsze życie z dala od zabójstw, przekrętów i bójek.

W końcu miałam kogoś, kto darzył mnie silnym uczuciem i chciał ze mną być. Może i byłam jeszcze młoda i głupia, ale czułam, że Harry był kimś ważnym w moim życiu. Modliłam się, aby nic ani nikt mi go nie zabrał. Chyba zaczynałam go kochać.
Siedziałam w kuchni, pijąc czarną herbatę, która sprawiała, że robiło mi się gorąco. Niedawno Harry wyszedł z mojego domu, bowiem Lexi zadzwoniła do niego, informując go, że mają jakieś komplikacje. Obawiałam się tych komplikacji, lecz Harry zapewnił mnie, że to nic złego i na pewno szybko rozwiąże problem. Obiecał mi również, że wpadnie jeszcze dzisiaj do mnie i spędzi u mnie noc. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że nie będziemy się kochać i z jednej strony, to dobrze, bo nie byłam jeszcze na to gotowa i wciąż bałam się kontaktu fizycznego z kimkolwiek jak ognia. Przed oczami od razu pojawiał mi się obraz mojego gwałtu, który zniszczył mi całe życie.
Zmarszczyłam brwi, słysząc jakieś szmery dochodzące z korytarza. Przełknęłam głośno ślinę ze strachu, obawiając się tego, co wywołało ten dźwięk.
- Max? – krzyknęłam, lecz odpowiedziała mi cisza. – Harry?

Nie było słychać nic oprócz mojego przyspieszonego oddechu i tykania zegara. Pomału podeszłam do szafki i wyjęłam z niej nóż kuchenny. Ponownie usłyszałam szmer, który tym razem dochodził z salonu. Cholera, o co w tym chodziło?
Nagle zza firany wyskoczył umięśniony mężczyzna, który patrzył na mnie złowrogo. Rzucił się na mnie, a ja zaczęłam wymachiwać nożem we wszystkie strony. Jęknął, gdy wbiłam mu ostrze w ramię, które po chwili zaczęło obficie krwawić.
- Ty dziwko! – krzyknął.
Rzuciłam się do ucieczki, a on gonił mnie, trzymając się za zranione miejsce. Zaczęłam wbiegać po schodach, gdy nagle chwycił mnie za rękę. Sturlałam się na sam dół, obijając całe ciało. Obróciłam się na plecy, jęcząc z bólu. Jego twarz zawisła nad moją, ale nie mogłam się ruszyć z powodu bólu, który przejął moje ciało. 
- Powiedz dla swojego chłopaka, że Charms jest gotowy – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Grę czas zacząć. 
Uniósł nóż do góry, po czym wbił mi go w brzuch. Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Łzy pojawiły się w moich oczach, kiedy wykrwawiałam się na środku korytarza. Wszystko widziałam przez mgłę i brakowało mi powietrza. W duchu zaczęłam się modlić do Boga o łaskę i zbawienie. Nagle wszystko ucichło, a ja umierałam w bólu i tęsknocie za dawnym życiem. 


Witajcie! Co słychać? Jakie macie opinie na temat rozdziału? Spodobał się Wam, a może wręcz przeciwnie? Strasznie ciekawi mnie Wasza opinia. Oliver został dodany do bohaterów! Co nim myślicie? 

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, które podnoszą mnie na duchu i dają mocnego kopa w tyłek. Plus, wow mam 78 obserwatorów! Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu! To dla mnie wiele znaczy, dziękuję <3
Wasze blogi postaram się odwiedzić i skomentować jak najszybciej także uzbrójcie się w cierpliwość :)
Chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego roku! Zdrowia, szczęścia, pomyślności i spełnienia najskrytszych marzeń. Aby każda z Was rozwijała swój ukryty talent i abyście dookoła siebie miały samych prawdziwych przyjaciół. Życzę Wam także spokoju ducha i wiary w siebie i swoje możliwości. Jesteście cudowne i nie zapominajcie o tym. Wiele Wam zawdzięczam i nigdy nie dam rady Wam się za to odwdzięczyć, dziękuję <3
Na koniec pochwalę się Wam moim nowym nabytkiem!! Aaa, rany wciąż nie mogę uwierzyć *.* 


niedziela, 15 grudnia 2013

13

            Spokojnie kroczyłem brudnymi uliczkami, na których zawsze odgrywały się sceny mordu i gwałtu. Jeżeli jakiś zapłakany człowiek pytał, gdzie zabito jego dziecko, można było śmiało mu powiedzieć, że właśnie tutaj. W każdym domu, który tu stał, działy się okropne rzeczy. To była czysta patologia, ale nikt nigdy nie próbował tego uporządkować. Ludzie, którzy mieszkali w lepszej części miasta udawali, że nie wiedzieli, co tu się działo. Dlatego właśnie ich nie lubiłem, bo myśleli, że byli lepsi, ale tak naprawdę mieli więcej trupów w szafie niż ktokolwiek inny.
Szarpnięciem otworzyłem żelazne drzwi. Kiedy wszedłem do środka, od razu poczułem zapach papierosów, alkoholu i zioła. Barmanka uśmiechnęła się do mnie, przywołując skinięciem głowy. Oblizałem spierzchnięte usta, kierując się w jej stronę, po czym usiadłem na krześle barowym, opierając łokieć o blat.
- Cześć, przystojniaku - pocałowała mój policzek. - Czego potrzebujesz?
- Dobrze cię widzieć, Leila - uśmiechnąłem się zadziornie, powodując, że trzepnęła mnie w ramię szmatką.
Leila miała długie czerwone włosy, okrągłą twarz i praktycznie czarne tęczówki. Była całkiem atrakcyjna, ale jej duże piersi najbardziej rzucały się w oczy. Słyszałem o nich wiele, ale tak naprawdę nikt ich nigdy nie dotknął, oprócz jej męża.
- No, więc, po co tu jesteś? - spytała, podając mi szklankę whisky.
- Szukam Hanny - upiłem łyk alkoholu.
- Znowu z nią sypiasz? - uniosła jedną brew do góry.
- Nie - spojrzałem na nią, jakby miała pięć głów, co ją bardzo rozśmieszyło, bowiem zaśmiała się głośno. - Potrzebuję paru informacji.
- Na jaki temat? - spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Chcę wiedzieć, gdzie jest teraz Charms.
- Spytam Nathana czy cokolwiek wie. Skontaktuje się z tobą.
Nathan to mąż Leili i niezawodny informator. Posiadał informacje o wszystkim i o wszystkich, ponadto załatwiał gangom potrzebne rzeczy, takie jak broń i samochody. Zarabiał mnóstwo pieniędzy i był naprawdę niebezpieczny, mając tyle informacji, ale na szczęście byliśmy niemal jak przyjaciele i nigdy nie sprzedawał informacji o mnie i moim gangu.
- Dzięki, a teraz potrzebuję Hanny.
- Jest na tyłach z jakimiś facetami - wywróciła oczami. - I przy okazji, powiedz tej dziwce, żeby zabierała swoje rzeczy z mojego mieszkania, bo powyrywam jej kudły z tej tlenionej główki.
- Hanna mieszka z tobą i Nathanem? - byłem zdziwiony tą informacją.
- Nie - zaprzeczyła szybko. - Wynajęłam jej moje dawne mieszkanie, ale nie spłaca czynszu i dodatkowo sprowadza swoich klientów. Mam tego dość.
- Jasne, przekażę jej - puściłem jej oko.

- Powodzenia, Harry! - zawołała.
Uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie, po czym ruszyłem na tyły baru. O tej porze nie było tu takiego tłoku jak zawsze. W nocy panował tu harmider, a impreza trwała w najlepsze. Dokładnie pamiętałem każde wieczory, które tutaj spędziłem. Może nie wszystkie, bowiem często nie znałem umiaru w piciu, ale większość pamiętałem, tak mi się przynajmniej zdawało.Na jednej z kanap siedziała Hanna wraz z czarnym chłopakiem. Zawzięcie o czymś rozmawiali, co było dziwne, bowiem blondynka nie grzeszy inteligencją. W takim razie, o czym mogli rozmawiać? O nowej płycie Eminema? Nie sądzę.
- Wow, czy to Harry Styles? - Hanna spojrzała na mnie z zadziornym uśmieszkiem. - Stęsknił się za mną - odezwała się do swojego kumpla.
- To nie tęsknota, Hanna. To biznes.
Ich miny zmieniły wyraz, kiedy usłyszeli moje słowa. Czarnoskóry chłopak patrzył na mnie z obawą, a Hanna była urażona i chyba trochę zraniona, chociaż z nią to nigdy nic nie
wiadomo.
- Czego chcesz? - skrzyżowała ramiona na piersi.
- Pogadamy o tym na osobności - wycedziłem przez zęby.
- Nie możesz mi rozkazywać! - syknęła.              
- Jesteś tego pewna? - krew się we mnie gotowała.
- Tak - posłała mi swoje wyzywające spojrzenie, którym posługiwała się, kiedy uprawialiśmy seks.
Chwyciłem ją za nadgarstek i zacząłem ciągnąć w stronę wyjścia. Ignorowałem jej krzyk i błagania, abym ją puścił. Nie było mowy, abym to zrobił. Hanna posunęła się za daleko, a wiedziała, że nie powinna testować moich nerwów, bowiem nie raz była świadkiem moich wybuchów.
- To boli! - pisnęła.
Przycisnąłem jej ciało do ściany, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz. Nie miałem zamiaru być dla niej delikatny, ponieważ zasłużyła na jak największe tortury.
- A teraz odpowiesz mi na parę pytań - warknąłem.
- Dobra, tylko mnie puść, do cholery - wywróciła oczami, masując swój nadgarstek. - Musiałeś mnie aż tak ciągać?
- Gdzie jest Charms? - zignorowałem jej pytanie, bo nie było nawet warte odpowiedzi. Była mi potrzebna tylko do jednej sprawy. Nie chciałem od niej niczego więcej.
- Aaa, więc o to chodzi... - na jej ustach pojawił się przebiegły uśmieszek. - Wybacz, Harry, ale chcę coś w zamian.
- Na przykład?
- Zostaw tę przybłędę i wróć do mnie.
Zaśmiałem się jej prosto w twarz, słysząc te głupie słowa. Nigdy nie porzuciłbym Dru dla Hanny. Ale z drugiej strony, jak mogłem zostawić Dru, kiedy tak naprawdę nie była moja? To znaczy, naznaczyłem ją i wszyscy wiedzieli, że jest "moja", ale nie była moją dziewczyną. Ale czy chciałem, żeby nią była?
- Jeden warunek, Harry. Spełnij go, a będzie tak, jak dawniej - położyła dłoń na mojej klatce piersiowej. - Znajdziesz Charmsa, a ja będę cię wielbić. Mnie nie będziesz musiał się wstydzić.
- Postradałaś zmysły, Hanna - odsunąłem się od niej. - Nigdy bym cię nie wybrał, rozumiesz? To był tylko zwykły seks, który nic dla mnie nie znaczył. Jesteś dziwką. Dla ciebie to też nie powinno mieć większego znaczenia.
- Czyli nigdy mnie nie kochałeś? - w jej oczach pojawiła się furia.
- Nie bądź śmieszna. Ty też nigdy mnie nie kochałaś.
- Wiesz, co? Może i jestem dziwką, ale nie zabijam ludzi. Myślisz, że jak będziesz z tą świętoszką, to twoje grzechy zostaną odpuszczone? Mylisz się, Harry. Bo ja jestem ci potrzebna, wiesz o tym. Pomogę ci w interesach, będziesz mógł się mną pochwalić i będę wszystkim, czym chciałbyś, abym była.
- Nie będziesz - splunąłem. - A teraz powiedz, gdzie on jest.
- Nie - powiedziała pewna siebie.
Nie wytrzymałem. Chwyciłem ją za szyję, powodując, że zaczęła się dusić. Szarpała się, lecz byłem silniejszy, także nie miała szans. W jej oczach pojawiły się łzy, a usta łapczywie próbowały złapać oddech.
- P- proszę - wychrypiała.
- Powiedz. Gdzie. On. Jest - wycedziłem przez zęby.

Pokiwała szybko głową, zgadzając się, a ja puściłem jej szyję. Upadła na brudny asfalt, kaszląc i dławiąc się własną ślina. Nie było mi jej ani trochę szkoda, bo wiedziałem, że na to zasłużyła.

- Przyjechał tu wczoraj. Planuje coś dużego.

                                                           *

Dzisiejszy dzień wydawał się być spokojniejszy od poprzednich. Nic nadzwyczajnego się nie działo. Wszyscy zajmowali się sobą, zapominając o mnie, ale to było miłe. Mogłam odetchnąć od wszystkiego, siadając na tarasie i czytając książkę. Max wyszedł z domu wczesnym rankiem i byłam niemal pewna, że poszedł do Harry'ego. Zastanawiałam się, czy właśnie tak będzie wyglądać teraz nasze życie. Będę siedziała sama w domu, czekając aż dziecko się urodzi, a mój brat dołączy do gangu? Gdzie się podziało moje dawne życie? Chciałam z powrotem mojego brata, który mówił mi o wszystkim i wspierał mnie. Gdzie on się podział?
Promienie słoneczne delikatnie pieściły moją twarz, a ciepły wiatr rozwiewał włosy. Sąsiadka, która mieszkała obok, podlewała swoje kwiaty, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Wszystko było takie spokojne.

- Cześć, Dru!

Na podjeździe stał samochód, o który opierał się Harry. Machał do mnie, uśmiechając się i sprawiając, że moje serce zaczęło szybciej bić. Odmachałam mu, posyłając chłopakowi swój najpiękniejszy uśmiech.
Zamknęłam dom na klucz, po czym podeszłam do niego. Zdziwiłam się, kiedy delikatnie mnie przytulił i ucałował we włosy. Wow, to było miłe.
- Chciałbym cię gdzieś zabrać - rzekł.
- W porządku - wsiadłam do samochodu, gdy otworzył mi drzwiczki.
Po chwili sam zasiadł na miejscu kierowcy, odpalił silnik i wcisnął pedał gazu. Płynnie snuliśmy się po asfalcie, wyprzedzając pozostałe samochody. Zdziwiłam się, że jechaliśmy w stronę centrum. Myślałam, że zabierze mnie w swoje strony, ale zaskoczył mnie i to naprawdę pozytywnie.
- Gdzie jedziemy? - spytałam, nie kryjąc entuzjazmu.
- Co powiesz na wspólny lunch? - uśmiechnął się, nie odwracając wzroku od drogi.
- Z chęcią - na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Rany, czy my właśnie mieliśmy iść na randkę? Dobra, może i trochę wyolbrzymiałam, ale to zapewne przez te hormony. Moje serce biło jak oszalałe, dłonie pociły się, a w brzuchu wybuchały fajerwerki. Nie mogłam zaprzeczyć temu, że Harry coś dla mnie znaczył. Intrygował mnie. Lubiłam jego uśmiech, zachrypnięty głos i nawet to, że był niebezpieczny. Spojrzałam na niego inaczej niż zawsze i zauważyłam w nim cudownego człowieka, który tylko...  pogubił się w tej całej cholernej machinie, zwanej życiem. Nie mógł znaleźć odpowiedniej drogi i zgubił swoją mapę, ale zawsze można to naprawić. I chciałam to zrobić, chciałam naprawić jego duszę i pokazać mu, że może prowadzić inne życie; lepsze i piękniejsze.
Zatrzymaliśmy się przed drogą restauracją, gdzie rodzice często zabierali mnie i Max'a. Lubili tutejszą kuchnię i obsługę, bowiem zachowywali się, jakby naprawdę uwielbiali swoją pracę i z chęcią ją wykonywali.
Wystrój restauracji był przepiękny. Ściany były stare i zniszczone, ale nadawały temu miejscu zimnego charakteru, który zdecydowanie był tutaj potrzebny. Sufit był ze szkła i zwisały z niego żarówki., natomiast na ścianach przyczepione były doniczki, w których rosły kwiaty. Kochałam to miejsce za to, że wyglądało inaczej niż wszystkie inne; było zdecydowanie bardzo oryginalne.
Zajęliśmy jeden ze stoików obok okna. Usiadłam na ławie i oparłam się o białą poduszkę. Harry zasiadł naprzeciwko mnie, przywołując kelnera gestem dłoni.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć? - młody Brytyjczyk podszedł do nas, wyjmując notes i długopis z kieszeni swoich czarnych spodni. Na jego ustach widniał szczery uśmiech, a oczy błyszczały dzięki żarówkom, które nadawały pomieszczeniu dużo światła.
- Poproszę halibut w sosie koperkowym i ryż - powiedział Harry, nawet nie spoglądając w menu.
- Dobrze - chłopak zapisał w notesie zamówienie Harry'ego. - A dla pani?
- Naleśniki nadziewane z sosem grzybowym - zamówiłam to, co zawsze.
- Niedługo przyniosę państwa dania.

Rudowłosy odszedł od naszego stolika i skierował się do kuchni. Nieśmiało uśmiechnęłam się do mojego towarzysza, który patrzył na mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oczach. Ciekawe, czy zabrał mnie tutaj po to, aby mnie przeprosić, czy tak po prostu - bez okazji.

- Kiedyś przychodziłam tutaj z rodzicami i Max'em. Lubiliśmy tu jeść - odezwałam się pierwsza.
- Też kiedyś tu przychodziłem.
- Z Dante i waszą mamą, prawda?
- Skąd wiesz? - zmarszczył brwi, a ja przeraziłam się, że przekroczyłam jakąś niewidzialną granicę.
- Dante mi trochę opowiedział o waszej historii - nerwowo przegryzłam dolną wargę.
- Oczywiście, że powiedział - westchnął ciężko.
- Przepraszam.
- Nie masz, za co - uśmiechnął się. - Ale wolałbym sam ci o tym opowiedzieć.
- Możesz to zrobić. - upiłam łyk wody, którą podał nam kelner wraz z naszymi daniami, które pachniały wybornie.
- Cóż, Dante na pewno ci już wszystko opowiedział. Nie potrafi trzymać języka za zębami - puścił mi oko.
- Jest miły.
- Jego matka podobno taka była. Nie znałem jej, bo oddała Dante mojej mamie, kiedy miałem około trzy lata, a Dante pięć. Wtedy jego matka była praktycznie umierająca, a Anne zgodziła się nim zająć. Chyba ją lubiła albo przynajmniej szanowała.
- Rozumiem, to było pewnie ciężkie dla twojej mamy - powiedziałam. - No wiesz, zajmowanie się dwójką dzieci.
- Była sama, ale nigdy nie narzekała.
Pokiwałam głową, po czym zabrałam się za jedzenie. Rozmawialiśmy na wiele tematów, przy tym zjadając swój lunch. Harry był naprawdę zabawny i rozgadany. Cały czas opowiadał mi o śmiesznych sytuacjach w jego życiu i nawet zdradził mi parę faktów z jego życia. Kto by pomyślał, że Harry Styles był kiedyś bardzo wstydliwy i nieśmiały? Zaskoczył mnie, bowiem nigdy nie pomyślałabym nawet, że mógłby się przede mną tak otworzyć. Coraz bardziej się do niego przywiązywałam i chyba coraz bardziej mi się podobał. Tak, przyznałam się. Harry Styles zabójczo mi się podobał i sprawiał, że moje serce biło szybciej niż powinno, co naprawdę mnie frustrowało. Cholerne hormony.
- Dobrze spędziłaś popołudnie? - spytał, kiedy tylko opuściliśmy lokal.
- Bardzo - zagryzłam dolną wargę, opierając się o jego samochód.
- To dobrze, bo ja też - jego wzrok spoczął na moich ustach.
Oblizał swoje wargi, co podziałało na mnie jak płachta na byka. W tamtej chwili marzyłam tylko o jego piękny ustach. Marzyłam o tym, aby pocałować go najmocniej jak potrafiłam i abym wreszcie mogła dotknąć tych lśniących loków.

Harry pochylił się nade mną, przybliżając swoją twarz do mojej. Patrzył w moje oczy z uwielbieniem i pragnieniem, które ja również odczuwałam. Zamknęłam oczy, czując jego gorący oddech na moim policzku. Nagle poczułam, jak jego usta delikatnie naparły na moje. Czule muskał moje wargi jakby bał się, że może je zniszczyć. Niepewnie chwyciłam go za szyję, ale zdecydowałam się wzmocnić uścisk, gdy objął mnie w talii. Zdawało mi się, że wszystko zniknęło, zostawiając nas samych. Jęknęłam cicho, kiedy jego język zaczął pieścić mój. To było magiczne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Rozpływałam się pod jego dotykiem i chciałam więcej, bowiem czułam, że robię się coraz bardziej spragniona jego bliskości. To był mój pierwszy pocałunek z Harry'm, który sprawił, że moje uczucie do niego powiększyło się stokrotnie.

- Cudownie rysujesz, wiesz?
Harry z uwagą przyglądał się moim rysunkom, które trzymałam w teczce. Były tam rozmaite prace, począwszy od portretów, a kończąc na abstrakcji. Malowałam, odkąd pamiętam i zawsze szło mi bardzo dobrze. Mama zapisywała mnie na zajęcia dodatkowe, abym mogła rozwijać swoją pasję, ale rezygnowałam po paru lekcjach, zważając na to, że od zawsze miałam problemy z poznawaniem nowych ludzi.
- Naprawdę tak myślisz? - spytałam nieśmiało.
Chłopak spojrzał na mnie spod wachlarza rzęs i uderzyła we mnie intensywność jego zielonych tęczówek. Odruchowo oblizałam wargi, przypominając sobie nasz magiczny pocałunek, który na pewno zapadnie w mojej pamięci do końca życia. Nie można wyrazić słowami tego, jak bardzo chciałam ponownie go pocałować i zanurzyć palce w jego lśniących włosach.
- Tak - uśmiechnął się. - Wiążesz z tym swoją przyszłość?
- Raczej nie - spuściłam wzrok na swoje kolana, bowiem temat mojej przyszłości zawsze był dla mnie ciężki.
- Dlaczego? -  delikatnie ujął mój podbródek i zmusił mnie, abym na niego spojrzała.
- Kiedy rodzice zginęli zostawili mnie i Max'a bez niczego. Oczywiście dostaliśmy jakieś odszkodowanie czy coś, ale to pomogło nam tylko na chwilę. Teraz muszę zbierać pieniądze na studia dla Max'a. Nie mogę myśleć tylko o sobie, poza tym niedługo zostanę matką.
- Pomogę ci, jeśli chcesz. Mam mnóstwo pieniędzy - zaoferował.
- Nie mogę cię o to prosić - powiedziałam stanowczo. - Wystarczy, że będziesz mnie wspierał.
- Zawsze będę.
- Zawsze, to bardzo długi okres czasu - westchnęłam, kiedy jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej.
- Jak dla mnie, to i tak zbyt krótko, bo czuję, że przy tobie ten czas staje.
Serce zabiło mi szybciej, a włosy stanęły dęba, bowiem nikt wcześniej nie powiedział mi taki słów, jak Harry. Czy to było możliwe, żeby on także coś do mnie czuł? To wszystko było zbyt piękne, aby było prawdziwe.
Całowaliśmy się powoli, nie spiesząc się, aby wrócić do rzeczywistości. Zabierał mój ból, który palił mnie od środka. Nasze języki tańczyły wolny taniec do rytmu naszych serc. Coraz bardziej zakochiwałam się w tym chłopaku.
Nasze pocałunki przerwał telefon Harry'ego. Niechętnie oderwał się od moich ust, po czym odebrał telefon.
- Czego? - warknął. - Przepraszam na chwilę - zwrócił się do mnie, a następnie wyszedł z pokoju.
Z ogromnym uśmiechem na ustach przeczesałam swoje włosy. Byłam tak szczęśliwa, że za ten nadmiar powinno się mnie ukarać. Pierwszy raz od wielu dni, poczułam ulgę i euforię. Tęskniłam za tym uczuciem, ale coś czułam, że za chwilę wszystko szlag trafi.

Gwałtownie wstałam z kanapy, chcąc iść do kuchni. Doszłam do futryny, kiedy zgięłam się w pół z bólu. Jęknęłam, czując, jakby ktoś wiercił mi nożem w brzuchu. Oparłam się o ścianę, zsuwając się po niej. Chciałam krzyczeć, lecz głos, który momentalnie utkwił mi w gardle, nie chcąc wydobyć się na zewnątrz, uniemożliwił mi to. 

- Dru? - usłyszałam zatroskany głos Harry'ego. - Ej, mała, co ci jest? Słyszysz mnie?
Delikatnie zaczął dotykać mojej twarzy, a mnie chwycił kolejny skurcz. Sapnęłam, zamykając oczy, gdy obraz zaczął mi się zamazywać.
- Dru, nie zamykaj oczu! - to były ostatnie słowa, jakie usłyszałam. 


Ta-da! I jak Wam się podoba? Trochę słodkich momentów i chwila grozy ;) Co uważacie o takiej mieszance?

Rozdział dodaję wcześniej tylko dlatego, że pewna osoba, a mianowicie Carl jest jak wrzód na tyłku i spami mi chyba od paru dni żebym go wstawiła. Oczywiście dziękuję Ci też za korektę <3
Jest mi przykro, że pod ostatnim rozdziałem było o wiele mniej komentarzy niż zazwyczaj. Coś zepsułam? Już Wam się nie podoba? Naprawdę nie wiem co mam o tym myśleć i naprawdę mi przykro z tego powodu.
Oczywiście dziękuję tym, którzy skomentowali moje "wypociny". Jesteście cudowne <3
Chciałabym Wam polecić dwa przecudowne opowiadania, których autorkami są Elli i Carl! Wasze historie są cudowne i dziękuję Wam dziewczyny, że jesteście ze mną <3  

                                                   FAMOUS 
                          — you scarred and left me, like a sunburn

Obserwatorzy