niedziela, 30 marca 2014

09 | część II

Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Nigdy nie zapomnimy pierwszej osoby, którą obdarzyliśmy tak silnym uczuciem. Do końca życia będziemy widzieć twarz tego pierwszego kochanka, który zawrócił nam w głowie i przewrócił świat do góry nogami. O miłości każdy marzy, każdy jej potrzebuje mimo że nie wypowiada tego głośno. Każdy zasługuje na miłość bez względu na to jakim jest człowiekiem bądź jakich czynów dokonał. Jednak miłość rani, daje szczęście, a czasami nawet uśmierca. Są dni, gdy chcesz wykrzyczeć całemu światu jak bardzo jesteś szczęśliwy, ale są i takie, gdy wolałbyś zamknąć się w pokoju, zasłonić okna i płakać ze smutku. Moja miłość i Harry'ego była toksyczna, niezrozumiała, dziwna, ale równocześnie piękna i niepowtarzalna. Zaszliśmy daleko, aby po chwili cofnąć się do początku. Dużo cierpieliśmy, ale i otrzymaliśmy dużo szczęścia. Tylko przy Harrym czułam, że żyję, a świat stoi przede mną otworem i daje nadzieję oraz szansę. 
Mówi się, że im dłużej pozwala się ko­biecie tęsknić, tym bar­dziej rośnie miłość i to prawda. Każdy dzień bez niego był udręką. Mimo że zniknął to nigdy nie przestałam go kochać. Codziennie myślałam o nim, a moja miłość do niego rosła z dnia na dzień. Marzyłam tylko o tym, aby znowu mnie objął i poprowadził tajemniczymi ścieżkami. 
I teraz, gdy patrzyłam na jego piękną twarzy, gdy był pogrążony we śnie widziałam w nim anioła. Czułam, że wszystko znowu się układa i wraca na swoje miejsce. Jego ręka spoczywała na mojej talii, a nogi były splecione z moimi. Ciepło jego ciała ogrzewało mnie i dawało poczucie bezpieczeństwa, którego bardzo mi brakowało. Wczorajsza noc była cudowna i utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinnam dać nam szanse. Powinniśmy odbudować, to co zniszczyliśmy po drodze i zacząć uczyć się na błędach, które powtarzaliśmy w kółko. W końcu powinniśmy dojrzeć i zacząć zachowywać się tak jak na nasz wiek przystało. 
Delikatnie przejechałam opuszkiem palca po jego gładkim policzku. Niepewnie nachyliłam się i zostawiłam czuły, krótki pocałunek na jego wargach. Harry mruknął coś, a prawy kącik jego ust uniósł się do góry. Chwilę później otworzył oczy, ukazując piękne, zielone tęczówki.
- Witaj, Księżniczko - jego głos był ochrypły, a oczy zaspane. Wyglądał nad wyraz słodko. 
- Witaj - uśmiechnęłam się. - Przepraszam, nie chciałam cię obudzić.
- Chciałbym mieć takie pobudki codziennie - wyszeptał.
- Możesz je mieć - powiedziałam równie cicho jak on. 
Spojrzał na mnie niezrozumiale, ale po chwili zrozumiał co powiedziałam. Uśmiechnął się szeroko, ukazując najpiękniejsze dołeczki jakie widziałam w życiu. Nachyliłam się i złączyłam nasze usta w słodkim pocałunku. Jego język delikatnie ocierał się o mój, powodując, że moje serce biło szybciej. Byłam szczęśliwa jak nigdy i musiałam przyznać, że tęskniłam za tym uczuciem. W końcu los się do mnie uśmiechnął, a słońce zaświeciło, bowiem czarne chmury zniknęły. 
- Kocham cię, Dru - rzekły, gdy nasze wargi się rozłączyły. Jego nos dotykał mojego, a oddech łaskotał usta. 
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się.
- Długo czekałem na tą chwilę.
- Warto było czekać? - spytałam.
- Na ciebie zawsze warto czekać.
Uśmiechnęłam się, słysząc jego słodkie słowa. Był taki kochany i romantyczny. Pragnęłam, aby było tak zawsze, ale niestety w końcu trzeba wrócić do rzeczywistości. 
- Chyba musimy już wstać - westchnęłam, uwalniając się z jego uścisku.
- Musimy? - jęknął, chowając twarz w poduszkę. 
- Niestety - zsunęłam się z łóżka, a potem podeszłam do szafy, z której wyjęłam jeansy i czarną koszulkę. 
Czułam na sobie spojrzenie Harry'ego, gdy nakładałam na siebie bieliznę oraz ciuchy. Gdy już się ubrałam, zajęłam się czesaniem włosów i makijażem, któremu poświęciłam około dziesięć minut. Myślałam, że Styles już dawno był gotowy, ale oczywiście pomyliłam się. Wciąż leżał w łóżku i nie odrywał ode mnie oczu. 
- Harry, rusz się! - skrzyżowałam ręce na piersiach. 
- Nie możesz przynieść mi śniadania do łóżka? - zaśmiał się.
- Nie - pokiwałam przecząco głową. - No już, wstawiaj!
Styles wywrócił oczami, ale zrobił to co mu kazałam. Nałożył bokserki oraz spodnie, a włosy jak zwykle poczochrał. Wyglądał niesamowicie seksownie i gdyby nie to, że zapewne nasi przyjaciele czekają na nas, to kochałabym się z nim po raz kolejny. 
Oboje zeszliśmy na dół do salonu, gdzie siedzieli praktycznie wszyscy. Czułam na sobie ich zdezorientowane spojrzenie, gdy Harry objął mnie w tali i opiekuńczo przycisnął do swojego ciała. 
- Coś mnie ominęło? - spytała Lily, uśmiechając się szeroko. 
- Właściwie to tak - powiedział Harry. - Wróciliśmy do siebie. 
Przez chwilę w pokoju panował chaos. Lily i Lexi cieszyły się i mówiły coś na raz, Louis skinął tylko na Hazzę, po czym spuścił głowę i zaczął bawić się kluczami, które trzymał, Matt patrzył na nas podejrzliwie, Jason także się uśmiechał, a Max i Dante w ogóle nie zareagowali. Fantastyczna mieszanka. 
- Możemy już zaczynać? - spytał Matt, gdy w końcu dziewczyny ucichły, a ja i Harry zasiedliśmy na sofie. 
- O co chodzi? - odezwał się mój chłopak. 
- Dowiedziałem się dzisiaj paru niepokojących rzeczy, a mianowicie w mieście pojawiła się nowa grupa. Nie mam pojęcia kim są, ale na pewno są szkodliwi. Paru naszych informatorów powiedziało mi, że wczoraj napadli na dwie dziewczyny oczywiście zgwałcili je, a potem zabili. 
- Kto zabrał ciała? - spytał Jason.
- Nikt, zostawili je - warknął, nie panując nad emocjami. - To nie może tak wyglądać, musimy coś z tym zrobić. 
Wszyscy spojrzeli na Harry'ego, który intensywnie myślał o tej sprawie. Miałam nadzieję, że każe powystrzelać ich jak psy. Wtargnęli na nieswój teren, zabili dziewczyny, które potem zostawili i zaczynali siać panikę. Przypominało mi to te czasy, gdy były dwa gangi w mieście - Charmsa i Harry'ego. 
- Nie będziemy na to reagować. 
Spojrzałam zaszokowana na Stylesa. Jak to nie będziemy reagować? Czy on sobie z nas żartował?
- Chyba się przesłyszałam - zaśmiałam się sztucznie. 
- Dobrze usłyszałaś - Harry skarcił mnie wzrokiem. - Nic z tym nie zrobimy.
- Jesteś nienormalny! - mój głos był głośniejszy niż chciałam. - Nie możemy tego zignorować!
- Możemy! To ja tutaj rządzę. 
Wszyscy uważnie przysłuchiwali się naszej kłótni. Cudownie, przed chwilą wróciliśmy do siebie, a już się kłócimy. Teraz będzie już tak zawsze? Nie będziemy się w niczym zgadzać aż w końcu poczujemy do siebie nienawiść? "Oh, zamknij się! Jak zwykle przesadzasz, wariatko!" - moja podświadomość karciła mnie. 
- Pierwszy raz w życiu zgadzam się z Dru - powiedział Matt. - Nie możemy tego tak zostawić.
- Ale zostawimy - warknął Harry, wstając z sofy. - Mamy teraz inne problemy. Z tego co wiem, to jest parę osób, które trzeba uciszyć, prawda? A więc do roboty. 
- Będę w samochodzie - oznajmił Jason. - Lexi? - zwrócił się do blondynki.
- Mam coś wziąć? - spytała Harry'ego. 
- Broń i dokumenty - powiedział mój chłopak. 
Lexi i Jason wyszli z salonu, a chwilę później za nimi udał się także Dante. Lily poszła do swojego pokoju wraz z Max'em, zostawiając mnie Lou, Harry'ego i Matta. 
Wszyscy bez oporu zgodzili się na żądania Harry'ego, ale ja na pewno nie miałam zamiaru tego robić. Oni zasłużyli na zemstę i zrobię wszystko, aby dostali za swoje. 
- Dlaczego to ignorujesz? - spytałam zła. 
- Nie chcę popełniać tych samych błędów - westchnął. - Nic o nich nie wiesz. Gdy teraz ich zaatakujesz to wystawisz się na śmierć, rozumiesz?! Robię to dla twojego dobra, zaczekaj trochę. W ogóle wolałbym gdybyś nie mieszała się w te sprawy.
- Słucham?! - krzyknęłam. - Czego ty ode mnie oczekujesz?!
- Zostań w domu - rozkazał. 
Byłam wściekła, dlatego że myślał, że może za mnie decydować. Kiedyś tak było, owszem, ale nie teraz. Zmieniłam się i nie mogłam na to pozwolić. Chciałam sama decydować o sobie i podejmować własne decyzje. Harry popełniał wielki błąd i tłumaczył się jak zwykle tym samym. "Chcę Cię chronić", "To dla twojego dobra" - ile razy jeszcze to usłyszę? Nie potrzebowałam opieki, bowiem sama potrafiłam się obronić. I na pewno nie miałam zamiaru słuchać Harry'ego. 
- Znam tą minę - usłyszałam głos Matta, gdy Harry wyszedł. - Planujesz coś. 
- Owszem, a ty mi pomożesz - odpowiedziałam.
- Niby dlaczego? - prychnął, patrząc na mnie jak na wariatkę. 
- Bo gramy w tej samej drużynie - rzekłam. - Chcemy tego samego i nie popieramy zdania Harry'ego. 
- Czy ty knujesz? - kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Nie - zaśmiałam się. - Po prostu chcę zlikwidować zagrożenie. 
Patrzyliśmy na siebie, uśmiechając się przebiegle. Znowu triumfowałam i miałam mocnego sprzymierzeńca. Już planowałam jak moglibyśmy ich zabić, torturować i pokazać im kto jest górą. Nie mogłam dopuścić, aby jakaś inna grupa była w Holmes Chapel. To było nasze miasto i to my ustalaliśmy zasady.
                  *
Siedząc na skórzanym fotelu, przyglądałam się mężowi Leili. Wraz z Mattem znajdowaliśmy się w jego gabinecie, oczekując informacji o nowej grupie. Byłam zniecierpliwiona i ledwo powstrzymywałam się przed pospieszaniem Nathana. Emily siedziała na kolanach Matta, bawiąc się swoimi lalkami, co niezmiernie radowało czarnowłosego. Widziałam w jego oczach miłość, patrzył na nią tak samo jak na Lexi. Z jednej strony obwiniałam się, że przeze mnie nie mogli jej zatrzymać i stracili swoją szansę, ale z drugiej strony wiedziałam też, że mogą mieć własne dzieci. 
- Okej, myślę, że znalazłem wystarczająco dużo jak na razie - rzekł Nathan.
- Więc, powiedz nam wszystko - zażądałam.
- Emily, idź zobacz co robi mama - powiedział, a dziewczynka zeskoczyła z kolan Matta, po czym wyszła z gabinetu. 
- Mów, co znalazłeś - Matt zaczął chodzić nerwowo po pomieszczeniu.
- Ci faceci są dość dziwni - zaczął. - Pochodzą z Kanady, często zmieniają miejsca zamieszkania, sieją chaos, niszczą wszystko, a potem wyjeżdżają. Są jak rodzina, znają się od wielu lat tak samo jak wasza grupa. Podobno są zainteresowani Holmes Chapel ze względu na was, ponieważ wszyscy się was boją i o was słyszeli. Nie można zaprzeczyć, że jesteście popularni wśród gangów, co w tej sytuacji jest cholernie złe, bo oni ewidentnie przyjechali tutaj, aby was zniszczyć. 
- Co powinniśmy zrobić? - spytał Matt. 
- Zabić zanim to zajdzie za daleko. Nie warto czekać, ale musicie obmyślić perfekcyjnie plan. 
- Ilu ich jest? - zapytałam. 
- Ogólnie jest ich trzech, to bracia, ale mają ze sobą także ekipę, która liczy mniej więcej pięć osób. 
- Gdzie się osiedlili? - potrzebowałam więcej informacji, bowiem musiałam jakoś obmyślić plan. 
- Wiesz, gdzie są stare magazyny? 
- Yep - przytaknęłam. - Tam są? 
- Na to wygląda - skinął. - Potrzebujcie jeszcze czegoś?
- Broni - powiedział Matt. - Dużo broni. 
A więc naprawdę szykowała się wojna. Nie chciałam tego przyznać, ale bałam się, że coś może pójść nie tak i wiele osób ucierpi. Obawiałam się, że ktoś zginie z moich bliskich, czego bym nie przeżyła. Jednak postanowiłam, że zagram w tą brudną grę i wygram za wszelką cenę. 
                                 *
Leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit. Nie miałam nic do roboty, oprócz zamartwiania się o Harry'ego, Lexi, Dante i Jasona. Wyjechali z rana i do tej pory nie dali znaku życia, co było bardzo niepokojące. Miałam nadzieję, że nic im się nie stało. Matt także był zdenerwowany, a Louis zniknął tak samo jak Lily, Max i Zoe. Z napięciem czekałam na mojego chłopaka, z którym musiałam poważnie porozmawiać. Wróciliśmy do siebie i tego samego dnia śmiertelnie pokłóciliśmy, co raczej nie było dobrym znakiem, przynajmniej mi tak się wydawało. Czy to dziwne, że marzyłam o normalnym związku w  szczęściu? Może i bardzo się zmieniłam, ale mała cząstka starej mnie wciąż we mnie była. Wciąż się bałam i marzyłam o gromadce dzieci, mężu, domu. Jakaś część mnie chciała, abym porzuciła te życie i zabrała ze sobą Harry'ego daleko stąd. Nie musielibyśmy już zabijać, ani knuć. Bylibyśmy bezpieczni i szczęśliwi. Czy to tak wiele? 
Z moich rozmyślań wyrwało mnie skrzypnięcie drzwi. Spojrzałam w ich kierunku, a fala ulgi oblała moje ciało, gdy zobaczyłam Harry'ego. Styles zamknął drzwi, po czym podszedł do łóżka i położył się obok mnie. Wpatrywaliśmy się w swoje twarze, nie odzywając się ani słowem. Przybliżyłam się do niego, a nasze nosy prawie się ze sobą stykały. Czułam jego ciepły oddech na ustach i nie mogłam się powstrzymać przed delikatnym pocałunkiem, który złożyłam na jego wargach. Odsunęłam się trochę, aby zobaczyć, że ma zamknięte oczy, jakby wciąż czuł moje usta na swoich. Był taki perfekcyjny, piękny. 
- Nie chcę żebyśmy się kłócili - powiedziałam, głaszcząc jego policzek palcami. 
- Ja też nie - w końcu otworzył oczy, a jego dłoń powędrowała do moich włosów, po czym zaczął je głaskać. - Przepraszam, po prostu chciałem...
- Nie mówmy o tym - przerwałam mu. - Porozmawiajmy o czymś innym. 
- Na przykład?
- O przyszłości - rzekłam, a serce zabiło mi szybciej z nerwów. - Chcesz mnie w swojej przyszłości, Harry?
- Gdybym cię w niej nie chciał, to już dawno bym sobie kogoś znalazł, prawda? - spytał. - Jesteś moją przyszłością, życiem, wszystkim. Chcę cię w każdej minucie mojego życia. 
- I chcesz żyć tak jak teraz? - zmarszczyłam brwi. - W tym chaosie i brudnych interesach? Nigdy nie ułożymy sobie życia w tym bagnie. 
- Wiem - westchnął. - Kiedyś to się skończy, obiecuję. Zbierzemy pieniądze, pozamykamy pewne sprawy i wszyscy się ustatkujemy. 
- Nie obiecuj, Harry - powiedziałam płaczliwym głosem. - Jesteś beznadziejny w obietnicach. 
Chłopak objął mnie, a ja mocno wtuliłam się w jego ciało. Byłam przerażona wizją naszej przyszłość i tym, że knułam za jego plecami. Wiedziałam, że przeze mnie może rozpaść się nasz związek, ale obiecałam sobie jedno - to ostatnia akcja w jakiej biorę udział, potem zaczynam od nowa po raz kolejny. Miałam dwadzieścia jeden lat i w końcu musiałam dorosnąć i pomyśleć o swoim życiu inaczej niż zawsze. W końcu odzyskałam nadzieję, marzenia i miałam o co walczyć. Nie mogłam zaprzepaścić takiej szansy. 
Oboje byliśmy zmęczeni dzisiejszym dniem, także postanowiliśmy zasnąć w swoich ramionach. Wsłuchując się w bicie jego serca oraz oddech prawie zasypiałam, gdy czyjś krzyk podział na mnie jak kubek zimnej wody. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej tak samo jak Harry. Oboje wyskoczyliśmy z łóżka, po czym jak najszybciej zeszliśmy na dół wcześniej wyjmując z szuflady pistolety. Zatrzymałam się gwałtownie, widząc Lily, która przyciskała dłoń do ust i zdziwionego Jasona. 
Spojrzałam w bok i zmarłam. Na oparciu fotela siedział mój brat z ogromną raną na czole. Co do cholery mu się stało?!



Od Autorki: 
Witajcie :) Co u Was słychać? Mam nadzieję, że jest lepiej niż u mnie, ha! W każdym razie dziękuję za komentarze, widzę, że trochę mnie zrozumieliście i mam nadzieję, że wciąż będziecie komentować. Jedyne o co proszę, to dłuższe wypowiedzi. Co z tego, że mam tak dużo komentarzy (co jest cholernie fajne dla mnie), gdy widzę, że ktoś pisze ledwo jedno zdanie, albo po prostu przymiotnik typu "świetne". Oczywiście są też osoby, które starają się i piszą cudowne, długie komentarze. Kocham to, dziękuję ♥
Myślę, że mimo wszystko muszę jednak przypomnieć kim jest Charms i na wszelki wypadek Hanna.
Charms - Oliver Charms (znajdziecie jego podobiznę w marionetkach), były przyjaciel Harry'ego, który stał się jego największym wrogiem. Był twórcą wszystkich spisków w pierwszej części opowiadania wymierzonych przeciwko Harry'emu, Dru i reszcie. Ostatecznie zginął.
Hanna - była "dziewczyna" Harry'ego, z którą często spędzał noce zanim poznał Dru. Charms bardzo ją kochał, nienawidzi Dru i jest typową suką. A i nie zapominajmy, że to prostytutka.
Także, mam nadzieję, że Wam się wszystko przypomniało, a jeśli nie to pierwsza część opowiadania zaprasza ponownie.
Chcielibyście jakiś konkurs, czy coś? Jeśli tak to piszcie swoje propozycje. Albo może chcecie żeby nagrała jakiś filmik specjalnie dla Was? Dajcie mi znać w komentarzach ;)
Zapraszam Was również na mojego drugiego bloga. Mam nadzieję, że nas wspomożecie, bo normalnie usycham, widząc, że nikt prawie tego nie czyta :c
Pozdrawiam xxx
                      "BOSSES"    ASK

niedziela, 23 marca 2014

08 | część II

Byłam zdziwiona, ale i zaszokowana tym, co odkryłam. Nie mogłam uwierzyć, że Harry to zrobił. Dlatego zanim się zjawił na cmentarzu uciekłam. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, a tym bardziej na niego patrzeć. Z jednej strony to nie była moja sprawa i w sumie nie interesowało mnie to, ale dlaczego do cholery tam było te zdjęcie? Dlaczego zostało zakopane wraz z ohydnym sercem Charmsa? Harry nie był już zabójcą, ale i świrem. "Cóż, tak jak ty"- odezwała się moja podświadomość, która oczywiście musiała przypomnieć mi o moim chorym umyśle. 
Weszłam do domu, trzaskając drzwiami. W dłoni trzymałam zgniecioną fotografię, która miała swoją niepowtarzalną historię. Zdjęłam buty, które były tak samo brudne jak moje ubrania, twarz i dłonie. Byłam cała brudna i śmierdziałam jak zdechły pies, i jedyne o czym teraz marzyłam to gorący prysznic. Wyrzuciłam zdjęcie do kosza, który stał nieopodal, po czym związałam włosy. 
- Dru - usłyszałam pełen napięcia głos Harry'ego. - Daj mi wytłumaczyć.
- Co ty chcesz mi tłumaczyć? - westchnęłam, patrząc na niego. - Trochę mnie poniosło, nie musiałam odkopywać tej trumny, to wszystko.
- Nie, to nie wszystko - był zdesperowany. - Widzę tą twoją minę, która mówi, że jesteś zawiedziona. To była moja zemsta na Charmsie i Matt z chęcią mi pomógł. A te zdjęcie było tam dlatego, że to miało zakończyć "nas". Myślałem, że już nie wrócę, to znaczy myślałem, że ty wrócisz do swojego dawnego życia, a ja zabiorę w tajemnicy gang do innego miasta. Potrzebowałem tego żeby jakoś cię pożegnać, ale "my" wciąż jesteśmy, rozumiesz? Wszystko może być tak jak dawniej.

- Nie interesuje mnie to - powiedziałam. - Nie chcę mieć nic z tym wspólnego. 
- A więc dlaczego to odkopałaś? - spytał z oburzeniem. 
- Nuda mi doskwierała - wzruszyłam niewinnie ramionami. - A teraz wybacz mi, ale muszę wziąć prysznic. Nienawidzę brudnej roboty. 
Puściłam mu oko i odeszłam, zostawiając go na środku korytarza. Weszłam po schodach na górę do swojego pokoju, który mieścił się tuż obok sypialni Max'a i Lily. Zdjęłam z siebie brudne ubrania i wrzuciłam je do kosza na pranie. Na szczęście miałam własną łazienkę połączoną z pokojem. Otworzyłam drzwi, które prowadziły do toalety, po czym weszłam pod prysznic i odkręciłam kurki. Gorąca woda uderzała w moje ciało i spowodowała, że kabina zaparowała. Dokładnie myłam swoje ciało żelem o zapachu jaśminu. Przez chwilę byłam odprężona i mogłabym stać tak cały dzień gdyby nie dziwne szmery, dochodzące z pokoju.

Próbowałam cokolwiek dostrzec, ale zaparowana kabina uniemożliwiała mi zobaczenie czegokolwiek. Delikatnie przetarłam szkło dłonią i odskoczyłam przerażona, widząc Harry'ego, który opierał się o umywalkę bezczelnie na mnie patrząc. Cholera! Byłam naga!
- Co ty tu do cholery robisz?! - krzyknęłam, próbując zasłonić swoje ciało.
Do moich uszu dobiegł głośny śmiech Stylesa. Gdyby nie to, że byłam goła, to podeszłabym do niego i mocno uderzyła w twarz. Pieprzony dupek. 
- Wiesz, pomyślałem, że mogłabyś w końcu mnie narysować. Tak jak planowaliśmy, pamiętasz?
Oparłam się o płytki, wzdychając cicho. Rany, to było tak dawno temu. 
"- Pięknie rysujesz – Harry wskazał na rysunek. Moje policzki zaróżowiły się, bowiem malowidło przedstawiało jego. – Może następnym razem ci zapozuję?
Na jego ustach pojawił się zarozumiały uśmieszek, co spowodowało, że zalała mnie fala gorąca."*
Byłam wtedy taka nieśmiała, a ten rysunek był piękny. Oczywiście spłonął wraz z moim domem, kiedy wznieciłam pożar. Teraz tego żałuje, bo przestałam już malować. Chyba nawet zapomniałam jak to się robi. 
- To co, Księżniczko? 
- Muszę się ubrać - burknęłam. 
- Możesz wyjść - zarechotał. - Przecież widziałem cię już nago. 
Zmarszczyłam brwi, słysząc jego słowa. A więc widział mnie nago? Chyba zapomniał, że to było trzy lata temu i teraz byłam o wiele bardziej kobieca. W końcu nabrałam odpowiednich kształtów, a moje piersi i tyłek nie były już takie małe. Uśmiechnęłam się arogancko, po czym pewnie rozsunęłam drzwi kabiny. Harry'emu szczęka opadła, gdy wyszłam spod prysznica wcale się nie zasłaniając. Miał doskonały widok na moje opalone ciało. 
- Ślinisz się - poklepałam go po ramieniu. 
Zachichotałam, a następnie owinęłam się ręcznikiem. Byłam zadowolona z jego reakcji, bowiem bardzo zależało mi na tym, aby mnie pożądał. Podobało mi się to, że moje ciało całkowicie się zmieniło. Blizny, które nabyłam już dawno przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Prawie nie było ich widać i traktowałam je jako historię, coś co minęło. Wiedziałam, że każdego dnia mogę nabyć inne blizny, ale nie przeszkadzało mi to. Po prostu nie miałam dla kogo być już piękna, ale wrócił Harry i znowu zaczęło mnie to interesować. 
- To co? - zagadnął Harry, kładąc dłonie na mojej tali. - Może akt? 
                            *
Opierając się o brudne cegły budynku zaciągałem się skrętem. Brakowało mi tego odlotu i chwili zapomnienia. Czułem jakbym znowu był szalonym siedemnastolatkiem, który nie przejmował się niczym. Nawet własną siostrą. Gdyby nie to, że Harry zagroził zabiciem Dru, a ja nie popadłbym w dług, to na pewno nigdy bym z tego nie zrezygnował. Styles pomógł mi i przyjął do gangu, a po jego śmierci zostałem z niego wyrzucony przez Dru. Byłem na nią wściekły cały czas, bo nie powinna tego robić. Nadawałem się do tej roboty i postanowiłem, że znowu wejdę w biznes. 
- Mówiłeś, że już z tym skończyłeś - powiedziała Zoe. - Obiecałeś mi, że to ostatni raz. 
- Czy to ty powtarzałaś, że nie wolno nikomu ufać? - uśmiechnąłem się szeroko. 
Lubiłem ją wkurzać i irytować, bowiem śmiesznie wyglądała, gdy się złościła. Zoe miała specyficzną urodę. Wyglądała jak moi dawni znajomi, z którymi kiedyś brałem narkotyki. Miała podkrążone oczy, bladą twarz, suche usta. Wyglądała jak wrak człowieka, gdy tak naprawdę mogłaby zabijać z zimną krwią. 
- Co zrobisz, gdy Dru się dowie? 
Spuściłem głowę, zastanawiając się nad jej słowami. Co wtedy zrobię? Z resztą niby skąd Dru miałaby się o tym dowiedzieć? A po drugiej jestem dorosły, mam prawo robić to na co mam ochotę, prawda? Nawet Dru nie może mnie przed tym powstrzymać, już nie. 
- Nie dowie się - mój głos był chłodniejszy niż chciałem. - Nie powiesz jej.
- Dobrze - westchnęła. - Ale musisz przestać, Max. Spójrz na mnie. Wyglądam jak wrak, jestem nicością, to ze mną zrobiły narkotyki. Nie mogę założyć rodziny, bo wszystkich sprowadzę na tą drogę, ale ty możesz z tym walczyć. Już raz wygrałeś i mam nadzieję, że nie dopuścisz do tego, aby po raz kolejny być niczym.
- Skąd o tym wszystkim wiesz? - byłem zdziwiony tym, że wiedziała o mnie tak dużo. Zoe nie była moją przyjaciółką, lecz dobrą koleżanką, z którą mogłem podyskutować na różne tematy. Była o wiele bardziej dojrzalsza od Lily, ale to właśnie siostra Stylesa była mi bliższa. Znałem Lily już długo i wiedziałem, że mogę jej ufać. Była piękna, inteligenta, zabawna, śmiała, urocza, szalona, seksowna i ani trochę nie podobna do swoich braci. 
- Interesowałam się Harrym i ludźmi w jego otoczeniu. Często zdobywałam informacje na temat różnych osób, aby go chronić. To była i będzie moja zapłata za to, że się mną zajął po śmierci mojego ojca.
- Myślę, że nie musisz już mnie szpiegować czy zdobywać o mnie informacji. 
- Nie szpiegowałam cię - była ewidentnie zmęczona i zażenowana. 
- Skończmy tą rozmowę - wywróciłem oczami. - Mam plany. 
Oddałem dla dziewczyny prawie wypalonego skręta, po czym zostawiłem ją samą w ciemnej uliczce. Sam nie wiedziałem dlaczego nie przejmowałem się jej losem. Nie interesowało mnie to, że ktoś może ją napaść, albo zabić. Miałem jeden cel, którym był wieczór w barze. Chciałem się napić jak prawdziwy dwudziestolatek, przelecieć jakąś dziewczynę i w końcu zapomnieć o nadopiekuńczej siostrze. Oczywiście kochałem Dru, ale wkurzało mnie to, że traktowała mnie jak dziecko, którym już nie byłem.
W barze Leili jak zawsze wieczorem panował tłok. Zazwyczaj byli to młodzi ludzie, albo nastolatkowie, którzy wymknęli się z domu. 
Usiadłem przy barze, a po chwili zostałem obsłużony przez jakiegoś młodego chłopaka, który pomagał Leili. Lubiłem czarnowłosą i jej męża za lojalność. Nigdy nie poznałem ludzi tak lojalnych jak oni. Plus Leila była nieziemsko piękna. 
Pomału piłem piwo, które zamówiłem i rozglądałem się dookoła. Wszędzie były skąpo ubrane dziewczyny. Niektóre ładnie, a inne mniej. Klubowa, ciężka muzyka rozsadzała mi bębenki, a światło reflektorów drażniło oczy. Jednak lubiłem przesiadywać na imprezach. Nawet gdy miałem siedemnaście lat cały czas okłamywałem siostrę i wymykałem się na domówki. To był dobry czas, pełen zabawy i przyjemności. 
- Cześć, przystojniaku. Masz ochotę na trochę zabawy?
Obróciłem się, słysząc uwodzicielski głos przy moim uchu. Zaniemówiłem, widząc przepiękną blondynkę, która ewidentnie chciała się zabawić. Miała długie, kręcone włosy, mocny makijaż, a ubrana była w krótką, czarną sukienkę z dużym dekoltem. Byłem gotowy się jej oddać. 
*
Kreśliłam linie, próbując oddać piękno Harry'ego. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się na to zgodziłam. Tak dawno nie rysowałam, że wszystko co wyszło spod mojego ołówka było straszne i niedobre. Jednak był jeden plus w tym wszystkim, a mianowicie mogłam bezkarnie przyglądać się Stylesowi bez koszulki. Był tak cholernie gorący, że to aż bolało. Miał o wiele więcej tatuaży i opaloną skórę. Nie wspomnę już, że miał cudownie mięśnie brzucha. 
- Nie ruszaj się - syknęłam.
- Przepraszam, proszę pani - zaśmiał się cicho. 
- Harry! - krzyknęłam, gdy przeczesał swoje włosy. - Wszystko zniszczyłeś!
- To napraw to - niewinnie się uśmiechnął. 
Westchnęłam ciężko, odłożyłam szkicownik oraz ołówek na bok, po czym podeszłam do niego. Delikatnie potrzepałam jego włosy, aby zyskać dawny wygląd. Wstrzymałam oddech, gdy poczułam dłonie Harry'ego na mojej tali. 
Zagryzłam wargę i spojrzałam na jego piękną twarz. 
- Spróbujmy, Księżniczko - wyszeptał. - Daj mi to naprawić. 
Niepewnie położyłam dłoń na jego nagiej klatce piersiowej. Tak bardzo pragnęłam jego dotyku, chciałam go poczuć. I postanowiłam, że to wezmę.
Usiadłam na jego kolanach, a potem złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Jego dłoń sunęła się po moim kolanie, pieszcząc moją skórę.  Nasze języki ocierały się o siebie, powodują, że drżałam z emocji. Tęskniłam za tym, tak bardzo tęskniłam.
Na chwilę oderwaliśmy swoje usta od siebie, aby Harry mógł zdjąć moją koszulkę pod którą nie miałam nic, co tylko ułatwiło sprawę. Miałam zamknięte oczy i wzdychałam z podniecenia, gdy ssał moją szyję oraz całował piersi. 
- Chyba nie są ci potrzebne - wsunął palce pod gumkę sportowych spodenek.
Pociągnął za nie i zaczął zsuwał je ze mnie, a ja uniosłam biodra, aby mu pomóc. Siedziałam na nim zupełnie naga zaś on miał na sobie jedynie spodnie i bieliznę, których też po chwili się pozbyliśmy. Przenieśliśmy się na łóżko, obsypując się czułym pocałunkami. Moje ciało płonęło, gdy jego dłonie sunęły się po moim ciele, badając każdy zakamarek. Harry nachylił się nade mną, splatając nasze palce razem. Wsunął się we mnie, a ja jęknęłam zaciskając uścisk na jego palcach.  Ani na chwilę nie odwracał wzorku od moich oczu i uważnie obserwował moją reakcję. Jego spojrzenie był gorące i pełne miłości oraz namiętności. Zaczął poruszać się we mnie idealnie trafiając w punkt G. 
Wiłam się z rozkoszy, a głośne jęki opuszczały moje usta. Harry dyszał głośno coraz bardziej przyspieszając. Zacisnęłam mocno powieki, czując jak coś we mnie narasta. Powoli wznosiłam się coraz wyżej, wyżej i wyżej aż znalazłam się w niebie. Doszłam, krzycząc imię Harry'ego, który także po chwili osiągnął swój orgazm. 
Opadł na poduszki obok mnie ciężko oddychając. Moje serce biło jak oszalałe, gdy próbowałam otrząsnąć się po orgazmie. Od dziś kocham seks, naprawdę. 
Przysunęłam się do mojego kochanka, po czym wtuliłam się w jego spocone ciało. Spojrzał na mnie, uśmiechając się delikatnie, po czym objął mnie. 
- Dziękuję - wyszeptałam. 
- Nie, to ja dziękuję - odezwał się cicho. - Dziękuję, że jesteś moim sensem. 

Od Autorki: 
*słowa pochodzą z rozdziału dziesiątego części pierwszej. 
Nie mam zamiaru się rozpisywać. Jestem załamana tym, co tutaj się dzieje. Coś mnie strzela, gdy widzę, że nie wiecie kto to Charms. Naprawdę?!
Widzę także, że większość z Was nie czyta notki ode mnie. Mam dość, naprawdę. Staram się jak mogę, a komentarzy jest coraz mniej i w ogóle jest gorzej. Nie mówię tu o wszystkich, bo są osoby, którym naprawdę jestem wdzięczna. Pewnie w następnej notce Was przeproszę za mój wybuch, ale teraz pokaże Wam moje gorsze oblicze. Wybaczcie za te niemiłe słowa.
Pozdrawiam. 
ASK   BOSSES  

niedziela, 16 marca 2014

07 | część II

Z głową uniesioną wysoko szłam środkiem ulicy, a moje obcasy stukały o asfalt. Moje spojrzenie było chłodne jak lód i mroziło wszystko, co napotkało na swojej drodze. Ludzie bali się naszego gangu jeszcze bardziej po wczorajszym incydencie. W sumie to chyba dobrze, bo teraz na pewno nikt nawet nie pomyśli, aby nam się postawić. 
Pchnęłam ciężkie drzwi i weszłam do baru Leili. Moją uwagę przykuła znajoma czupryna, która należała do nikogo innego jak do Harry'ego Stylesa. Obrócił głowę i spojrzał na mnie, sprawiając, że fala wspomnień zalała moje ciało. Wczoraj przesadziłam i to bardzo, i nie byłam z tego dumna. Zawiodłam wszystkich po raz setny i coś czułam, że wciąż będę to robić.
- Co ty tutaj robisz? - mój głos był chłodny.
- To samo co ty - odpowiedział takim samym tonem. 
Zacisnęłam zęby oraz dłonie w pięści, aby zatrzymać gniew, który we mnie narastał. Musiałam się napić i to koniecznie, bo inaczej zabiję kogoś. 
- Coś mocnego - zwróciłam się do Leili, która uważnie nas obserwowała. 
Oddaliłam się od nich, po czym zajęłam stolik w kącie. Rozsiadłam się na krześle i zaczęłam przeglądać różne pliki w telefonie. Miałam tam zapisane wiele ważnych rzeczy, dotyczących interesów. Na przykład niejaka Sue Jonson zalegała nam ponad dwa tysiące funtów. Chyba trzeba się o nie upomnieć, prawda? 
Kiedy Charms został zlikwidowany, a jego gang się rozleciał wszystko stało się łatwiejsze. Praktycznie nie mieliśmy nic do roboty. Często zabijaliśmy dla zabawy, albo po to, aby wyładować swoje emocje. Dbaliśmy o to, aby nasz gang był wciąż numerem jeden i udało się. Przez trzy lata wszystko było idealnie, aż do teraz. Styles wrócił i zapewne wszystko się skomplikuje. 
- Mogę się dosiąść? - spytał Harry, mając w dłoniach dwa kieliszki i wódkę. 
Wzruszyłam nonszalancko ramionami, a on usiadł naprzeciwko mnie. Nalał do kieliszków alkohol i przysunął jeden w moją stronę.

- Dlaczego pijesz? - zapytał.

- Miałam złe ostatnie trzy lata - powiedziałam, unosząc kieliszek, a potem wypiłam mocny napój, który palił moje podniebienie. 
- Co za zbieg okoliczności, bo ja też - rzekł, także wypijając zawartość swojego naczynia.
- W takim razie, co robiłeś, kiedy cię nie było? - byłam naprawdę ciekawa co robił przez te lata. 
- Nic takiego - westchnął. - Obserwowałem was prawie cały czas, co parę dni zmieniałem miejsce zamieszkania, rozglądałem się czy nie dzieje się nic złego w mieście i prawie cały czas cię śledziłem. 
- Śledziłeś? - zmarszczyłam brwi. Jak to mnie śledził?
- Yeah - spojrzał na swoje palce wyraźnie zażenowany. - I w sumie byłem zły, gdy udawało ci się mnie zobaczyć.
- Ile razy się widzieliśmy? - przełknęłam głośno ślinę. Właśnie teraz dowiem się, czy na pewno nie byłam chora psychicznie.
- Dwa - powiedział. - Raz na stadionie i drugi u Zoe.
Moje oczy były szeroko otwarte, a oddech ciężki. Kurwa, tylko dwa razy. A więc pozostałe razy, gdy go widziałam były wytworem mojej wyobraźni. Spowodowałam wypadek, bo w mojej głowie pojawił się jego obraz. Boże, naprawdę miałam coś nie tak z głową. Jak to możliwe? Naprawdę byłam chora? 
- Coś się stało? - spytał zmartwiony.
- Nie - pokręciłam przecząco głową. Nie mógł się dowiedzieć. - Tylko się zamyśliłam. 
- Chcesz jeszcze? - skinął na butelkę.
- Nie - odmówiłam. Może to przez alkohol?
Między nami zapadła głucha cisza. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, nie wiedziałam jak mam się zachować. Właśnie dowiedziałam się, że jestem walnięta i mam się z tego cieszyć? Cholera, to katastrofa. Chyba wolałam nie wiedzieć o tym. Wolałam żyć z myślą, że za każdym razem widziałam go żywego, a nie moja wyobraźnia splatała mi figle.
- Muszę cię o coś zapytać - z rozmyślań wyrwał mnie jego ochrypły głos. - Czy jest szansa żebyśmy do siebie wrócili? Żeby wszystko było tak jak kiedyś?
Czy była taka szansa? Po części. Chciałam z nim być, bo kochałam go całym sercem nawet mimo tego syfu, który zrobił. Kochałam go jak szalona i nie chciałam, aby znowu zostawił mnie samą. Nie wytrzymałabym, gdybym nie mogła chociaż patrzeć na niego jak się denerwuje, śmieje, uśmiecha, martwi. Ale nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Oboje się zmieniliśmy i oboje zostaliśmy skrzywdzeni. 
- Zniszczyłeś mnie, złamałeś mi serce - mówiłam, patrząc mu prosto w oczy. - I nienawidzę Cię, bo wciąż Cię kocham. I za to nienawidzę siebie jeszcze bardziej. 
Wstałam z krzesła z zamiarem odejścia. Nie byłam jeszcze gotowa na tą rozmowę. Coś rozrywało mnie od środka, a w oczach pojawiły się niechciane łzy. Zrobiłam dwa kroki do przodu, gdy zatrzymał mnie jego zrozpaczony głos:
- Nie chciałem cię zranić. Nawet nie masz pojęcia ile dla mnie znaczysz. 
Miałeś rację, Harry. Nie wiedziałam.
                                     *
Wpatrywałam się w mały nagrobek, który należał do Angel. Tęskniłam za moim małym aniołkiem, który umarł za szybko. Harry wypełnił swoją obietnicę i pomógł Angel. Zapłacił za leczenie i najlepszych lekarzy, co pozwoliło, aby Angel żyła jeszcze przez rok. Zmarła około dwa lata temu w moich ramionach.
"Delikatnie otarłam pot z czoła mojego aniołka, a ona uśmiechnęła się delikatnie. Jej oddech był ciężki, a klatka piersiowa delikatnie unosiła się i opadała. Ledwo powstrzymywałam się, aby nie wybuchnąć histerycznym płaczem. Tak bardzo było mi jej szkoda, chciałam zabrać od niej ten ból i sama go wziąć. Wolałabym cierpieć za nią i umierać. W końcu przeżyłam już dużo lat, a ona? Angel miała przed sobą całe życie, a Bóg chciał ją zabrać. 
- Chcesz się napić? - spytałam. Dziewczynka pokiwała przecząco główką, przymykając powieki. - Wszystko będzie dobrze, Aniołku.
- Wiem - szepnęła. - Cieszę się, że mogłam z tobą mieszkać.
- Ja też się cieszę - pogłaskałam ją po włoskach. - Walcz, Kochanie, dasz radę.
- Zimno mi, Dru. 
Wzięłam jeszcze jeden koc i przykryłam ją nim. Wiedziałam, że to kwestia paru godzin, a może minut i Angel umrze. Nie chciałam wieźć ją do szpitala, bo wtedy nie mogłabym być z nią sama. Z resztą wolałam, aby umarła w spokoju i ciszy, a nie hałasie i chaosie. Moje serce krwawiło, gdy patrzyłam na jej bladą twarz i zapadnięte policzki. Nie przypominała tej dziewczynki, którą była. Nie rozumiałam dlaczego to właśnie ona musiała być chora. Bóg był niesprawiedliwy i nie miał serca. Dlaczego nie ja?
- Opowiedz mi bajkę - wyszeptała. 
Wzięłam głęboki wdech, łapiąc ją za lodowatą dłoń. Delikatnie pocierałam jej delikatną skórę, a parę łez spłynęło po moich policzkach. 
- Dawno, dawno temu żyła sobie piękna księżniczka imieniem Angel. Mieszkała w małym pałacyku wraz z jej mamusią Dru oraz wujkiem Max'em. Często bawili się w ogrodzie, a poddani zazdrościli im miłości jaką się darzyli. Pewnego dnia do królestwa przyjechał piękny królewicz i gdy zobaczył księżniczkę od razu się w niej zadurzył. Codziennie dawał jej róże oraz maki, mówiąc jak bardzo ją kocha. Oboje byli w sobie zakochani i niedługo potem wzięli ślub. Byli ze sobą szczęśliwi i razem z Dru i Max'em mieszkali w zamku. A ich miłość była wieczna.
Zaczęłam płakać, widząc że Angel już nie oddycha. Umarła z uśmiechem na ustach, a oczy miała zamknięte. Pogłaskałam ją po policzku i ucałowałam czółko. 
- Śpij dobrze, Aniołku. "
Położyłam przy nagrobku kwiaty i uśmiechnęłam się smutno. Brakowało mi jej. Była moim światełkiem, nadzieją. Po jej śmierci już nigdy nie przekroczyłam progu sierocińca. Wręcz siłą zmusiłam wszystkich, aby pozwolili mi ją wziąć do siebie. Chciałam być przy niej do końca jej dni. Potem nawet nie chciałam patrzeć na dzieci i właśnie dlatego Lexi oddała Emily dla Leili i Nathana. Odmówiłam modlitwę, posprzątałam trochę, po czym zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Nagle stanęłam jak wyryta coś sobie uświadamiając. Skoro Harry żył to kogo pochowaliśmy? 
Moje dłonie drżały, gdy wyjmowałam z kieszeni telefon. Wybrałam numer, po czym przyłożyłam komórkę do ucha.
- Halo? - odezwał się Jason.
- Weź łopaty i przyjedź na cmentarz - powiedziałam, a następnie się rozłączyłam.
Kilka minut później na parkingu przy cmentarzu pojawiła furgonetka, z której wysiadł Jason, ale nie sam, wraz z nim był Matt. 
- Co ty do cholery wyprawiasz? - warknął czarnowłosy, gdy znalazł się obok mnie. 
- Chcę zobaczyć kogo pochowaliśmy - uśmiechnęłam się sztucznie. - Masz te łopaty? - zwróciłam się do Jasona.
- Yep - niechętnie pokiwał głową. 
- Świetnie, idziemy - zarządziłam.
Jason szedł obok mnie w stronę grobu Harry'ego. Podniosłam zwiędnięte kwiaty, które przyniosłam, a następnie z furią je wyrzuciłam. Przejęłam od Jasona łopatę i zaczęłam kopać. Blondyn westchnął ciężko, po czym zaczął mi pomagać. 
- Jesteś popierdolona! - splunął Matt. Nawet nie wiesz jak bardzo. 
- Możliwie - wzruszyłam ramionami wciąż kopiąc. - Pomożesz nam czy będziesz tak stał?
- Na pewno wam nie pomogę - odezwał się. - Przecież wiesz, że Harry żyje to po cholerę to odkopujesz?
- Bo mogę - wywróciłam oczami. 
Kopaliśmy bardzo długo, a Matt próbował nam przeszkodzić. Nawet krzyczał na Jasona, ale na szczęście to nic nie podziałało. Najwyraźniej Jason chciał mi jakoś wynagrodzić to, że mnie okłamał i skrzywdził.
W pewnym momencie walnęłam łopatą o coś, co nie było ziemią. Odgarnęłam piach, a moim oczom ukazała się ciemna trumna.
- Dzwonię do Harry'ego - poinformował nas Matt.
- Świetnie, powiedz mu żeby kupił popcorn - zaśmiałam się. 
- Jak masz zamiar to otworzyć? - spytał Jason.
- Tym - wyjęłam broń, którą zawsze miałam przytwierdzoną do paska spodni. 
Wycelowałam w trumnę, po czym strzeliłam parę razy. Następnie Jason połamał drewno i otworzył wieko. 

Spojrzałam przerażona na Matta, który odsunął telefon od ucha, patrząc na trumnę, a raczej jej zawartość. Niepewnie ujęłam w dłonie słój, w którym znajdował się jakiś płyn i o kurwa. Ludzkie serce. Mój oddech przyspieszył, a po ciele przeszedł nieprzyjemny prąd.
- Co to kurwa jest?! - krzyknął Jason. Najwyraźniej nie wiedział o tym.  - Czy to serce? 
- Yep - wydusiłam z siebie. - Czyje ono jest? - zwróciłam się do Matta.
- Harry zaraz tu będzie - przełknął głośno ślinę. Czy on się bał?
- Odpowiedz! - krzyknęłam. 
- Charmsa. 
Słój wypadł mi z rąk i wpadł do trumny, rozbijając się na kawałki. Miałam ochotę zwymiotować, gdy poczułam ohydny smród. Już miałam wychodzić z dołu, gdy moją uwagę przykuło zdjęcie leżące w rogu trumny. Szybko wyjęłam je zanim zostało zmoczone. Moje serce zaczęło bić szybciej, a dłonie pocić się. Miałam mętlik w głowie i nie wiedziałam co miałam o tym myśleć. To było zdjęcie, które kazałam włożyć Mattowi do trumny Harry'ego. Zdjęcie, które przedstawiało mnie i Harry'ego. 

Od Autorki: 
Witajcie! Co u Was słychać? :))
Cóż, w końcu wyjaśniłam co się stało z Angel i kto, albo raczej co zostało pochowane. Spodziewałyście się tego? ;)
Chciałabym bardzo podziękować za komentarze, które są dla mnie bardzo ważne.  Mam nadzieję, że wciąż będziecie mnie wspierać i przepraszam, że tak często zawodzę. Bardzo Was kocham! ♥
Jeżeli chcecie, aby odwiedziła Wasze blogi to podajcie linki w komentarzach. A i proszę, jeżeli piszecie już komentarz to nie piszcie po prostu "fajny" czy coś. Zależy mi na jednak bardziej rozmaitych komentarzach. Przepraszam jeśli wymagam zbyt dużo, albo Was uraziłam :)
Zapraszam na cudowne tłumaczenie - Renewed InnocenceAaaaa! Widzicie to co ja?! Właśnie przekroczyliśmy 100 000 wejść! Dziękuję ♥

niedziela, 9 marca 2014

06 | część II

Ten dzień miał być inny niż każdy. Postanowiłam oddać coś co przez ostatnie lata było dla mnie bardzo ważne. Skoro Harry wrócił wszystko powinno być tak jak kiedyś. Cieszyłam się, że wrócił, ale nie mogłam mu wybaczyć tego co zrobił, na razie. Potrzebowałam czasu, aby to wszystko poukładać i pomyśleć, i nie wiedziałam ile to zajmie. Może miesiąc, rok, tydzień, albo wieczność. 
Na moją prośbę każdy znajdował się w salonie oprócz Zoe i Lexi. Zoe nie była częścią naszej rodziny i jej obecność tutaj była zbędna, ale Lexi nie pojawiła się z własnej woli. Martwiło mnie to i to bardzo. 
- Skoro jesteśmy tutaj wszyscy chcę coś ogłosić - powiedziałam, a każdy patrzył na mnie uważnie. - Harry wrócił, a więc on teraz dowodzi, a ja usuwam się w cień.
Każdy z nich był zdziwiony tym, że oddaję władzę Harry'emu. Usiadłam na wolnym fotelu, skinając na Harry'ego, który wydawał się być zarazem wściekły i smutny. 
Ku mojemu zaskoczeniu to nie Harry zaczął mówić, lecz Matt, który był rozbawiony i niezmiernie szczęśliwy.
- W końcu zostawiłaś to co nigdy nie należało do ciebie - zaśmiał się. - Już nie jesteś taka cwana jak przedtem. 

- Zamknij się, Matt - warknęłam. - Nie zapominajmy, że to ty okłamałeś prawie wszystkich. 
Nagle jego uśmiech znikł, a ja wewnętrznie zaczęłam cieszyć się z mojego małego zwycięstwa. 
- Dlaczego to robisz? - spytał Harry.
- Bo wróciłeś - wzruszyłam ramionami. 
- Dobrze - wstał z kanapy i stanął przed nami. - A więc zarządzam koniec spotkania.
Wywróciłam oczami, po czym wstałam i wyszłam z pomieszczenia, widząc, że Harry chce coś do mnie powiedzieć. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, a tym bardziej po tym, co się przed chwilą stało. Ten gang był dla mnie bardzo ważny po jego "śmierci" i to się nie zmieniło. Miałam nadzieję, że nie wyrzuci mnie i nie każe spieprzać, bo wtedy straciłabym już wszystko. 
- Hej, Dru! 
Obróciłam się, słysząc wołanie Lily. Dziewczyna podeszła do mnie, a następnie mocno przytuliła, co strasznie mnie zdziwiło. Nigdy tego nie robiła i byłam ciekawa co nią kierowało w tej chwili. Po dłuższej chwili odsunęła się ode mnie, a w jej oczach błyszczały łzy. 
- Możemy porozmawiać? - spytała cicho. 
Skinęłam głową, uśmiechając się pocieszająco. Wyglądała okropnie - miała wory pod oczami, bladą twarz i spierzchnięte usta. Wyszłyśmy z domu i zasiadłyśmy na trawie w ogrodzie. Ciepły wiatr rozwiewał nam włosy, a promienie słoneczne delikatnie muskały twarz. Ptaki ćwierkały radośnie i nawet przyłapałam się na tym, że zazdrościłam im tej radości. 

- Nie rozumiem, dlaczego oddałaś mu tą władzę - zaczęła mówić. - Nie było go przez trzy lata i nagle się zjawia, a ty oddajesz mu to, o co tak bardzo walczyłaś.
- To było jego od samego początku - westchnęłam. 
- To nie jest ważne! - prawie krzyczała. - Już mu wybaczyłaś?!
- Oczywiście, że nie - wywróciłam oczami. - Ale ty powinnaś.
- Co? - zmarszczyła brwi. Chyba nie spodziewała się tego. 
- Harry jest twoim bratem, Lily. Zrobił bardzo złą rzecz, ale twoim obowiązkiem jest mu wybaczyć. Kochasz go, a on kocha ciebie. Rodzina zawsze powinna sobie wybaczać, bo to rodzina jest najważniejsza w życiu. Straciłaś już rodziców, chcesz stracić też braci? Wybacz Harry'emu i Dante, i spróbuj naprawić wasze relacje. To wyjdzie wam na dobre. 
- Dlaczego tak mówisz?! Nie mogę im wybaczyć. Okłamywali nas i pozwolili cierpieć, i mam im wybaczyć? To tak jakby wybaczyć mordercy, że zabił całą rodzinę. 
- Masz rację - pokiwałam głową. - Oni zabili twoją rodzinę, a więc ty musisz sprawić, aby ona zmartwychwstała. Na pewno ci na nich zależy.
- Oczywiście, że zależy - schowała twarz w dłoniach.
- Więc, napraw to - objęłam ją ramieniem. 
Dziewczyna płakała jeszcze długo, przytulając się do mnie. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś się nam przygląda i nie myliłam się - Harry wyglądał przez okno i uważnie nas obserwował. Szkoda mi było Lily, ale uważałam, że powinna wybaczyć braciom. Byli rodziną i powinni trzymać się razem, a nie staczać wojny. Kochali się i nic ani nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Plus ich mama na pewno chciałabym, aby ich dzieci żyły w zgodzie. 
Kiedy Lily w końcu się uspokoiła wróciłyśmy do domu. Wiedziałam, że przede mną jeszcze jedna poważna rozmowa, ale tym razem z Lexi. Nie mogłam patrzeć na to jak nasza "rodzina" się rozpadała i musiałam coś z tym zrobić. Chociaż zerwanie Lexi z Mattem byłoby mi na rękę, to nie mogłam być aż tak podła, a szczególnie dla niej. Zależało mi na szczęściu mojej przyjaciółki i wiedziałam, że to właśnie Matt jej je daje. 
Weszłam po schodach na górę, kierując się do pokoju Matta i Lexi. Wiedziałam, że tego przygłupa tam nie ma, ponieważ przed chwilą pojechał gdzieś wraz z Harrym, Dante i Jasonem. 
Zapukałam do drzwi, a następnie weszłam do pokoju, słysząc ciche "wejdź". Lexi siedziała na małej kanapie, pijąc swoją ulubioną cytrynową herbatę. 
- Trzymasz się? - spytałam.

- Niezbyt - pokręciła głową, po czym upiła łyk napoju.
Niepewnie usiadłam obok niej i położyłam dłoń na jej kolanie. Wiedziałam jak się czuła i wiedziałam, że nie będzie potrafiła wybaczyć Mattowi, ale musi to zrobić jeżeli chce, aby jej życie było choć trochę dobre. Może założyć z nim rodzinę i żyć w szczęściu, zapominając o smutkach. 
- Powiedz mi o tym jak się czujesz - rzekłam. 
- Okropnie - westchnęła. - Nie mogę uwierzyć, że to zrobili, wiesz? Nie potrafię tego pojąć i zrozumieć. Z resztą sama wiesz jak to jest. 
- Wiem - skinęłam głową, zgadzając się z nią. - Powiem Ci to samo, co powiedziałam Lily.
- Mianowicie? 
- Wybacz im.
- Żartujesz - spojrzała na mnie jakbym miała pięć głów. - Nie mogę. 
- To jeden błąd, Lexi - przekonywałam ją. - Pomyśl o tych wszystkich szczęśliwych chwilach z nimi, przypomnij sobie jak Harry uratował Ci życie. Czy to nie jest wystarczające?
- Jest, ale...
- Więc im wybacz - przerwałam jej. - Dobrze wiesz, że tylko oni sprawiają, że chcesz żyć. 
Wstałam z kanapy, chcąc zakończyć tą rozmowę. Naprawdę nie miałam ochoty już o tym rozmawiać i ją przekonywać, ale miałam nadzieję, że mnie posłucha i Lily również. Chciałam już wyjść z pokoju, gdy zatrzymał mnie jej głos:
- Dlaczego to robisz?
Nie odwracając się w jej stronę odpowiedziałam:
- Bo ktoś musi walczyć o naszą rodzinę. 
*
Siedząc samotnie w salonie piłam zimną kawę. Ledwo powstrzymywałam się przed wypiciem alkoholu. Zbyt często piłam i chyba zaczynałam się uzależniać. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Teraz, gdy Harry wrócił nie będę mogła nawet zająć swoich myśli sprawami związanymi z przywództwem. Znowu biłam się ze swoimi myślami i umierałam sto razy na minutę. Brakowało mi ciepła i miłości, którą dawał mi Harry. Był tu, żył i mnie kochał, a ja kochałam jego, ale kłamstwo nas poróżniło. Namawiałam Lily i Lexi, aby wybaczyły chłopakom, a sama nie mogłam tego zrobić. Byłam cholernie głupia.
- Hej.
Obok mnie pojawił się Max, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. Kochałam mojego małego braciszka, który wcale nie był już taki mały. Miał dwadzieścia lat i każda dziewczyna chciała być jego. Wiedziałam, że Lily także się podobał z czego nie byłam zbyt zadowolona. 
- Coś potrzebujesz? - spytałam.
- Ja nie - pokręcił głową. - Ale ty tak.
- Czyżby? - uniosłam wysoko brwi. Byłam zdziwiona, że tak szybko mnie przejrzał, ale z drugiej strony był moim bratem i znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny. 
- Nie musisz udawać - powiedział. - Nie przy mnie. 
- Nie udaję - wzruszyłam ramionami. 
- Nie okłamuj mnie - wywrócił oczami. - Ale wiem, co zrobić abyś poczuła się lepiej.
Jego słowa zainteresowały mnie i chciałam wiedzieć co takiego wymyślił. Spojrzałam na niego pytająco, a on uśmiechnął się szeroko.
- Pokaż mu, że nie jest ci już potrzebny. Że nie interesuje cię co robi i że jesteś wolna. Nie masz już chłopaka, prawda? A więc co powiesz na małą imprezę tutaj w domu? Zabaw się nim tak jak on zabawił się tobą, Dru. Zemsta wychodzi nam najlepiej, nie uważasz?
Coś krzyczało we mnie, abym się nie zgadzała, ale chciałam mu pokazać, że nie jest mi już potrzebny chociaż to cholerne kłamstwo. Harry był dla mnie jak tlen, był niezbędny, abym mogła funkcjonować. Ale Max miał rację. Zabawię się nim i zemszczę się, a potem może powiem, że go kocham i wszystko wróci do normy. Bo kochałam tego drania i byłam gotowa oddać mu wszystko. 
        *

Głośna muzyka wypełniała dom, a ludzie podskakiwali w rytm ciężkiego bitu. Tańczyłam na stole, trzymając w dłoni butelkę alkoholu. Śmiałam się, ponieważ wiedziałam, że Harry, Matt i Dante wpadną w szał, gdy zobaczą około stu osób w naszym domu. Lily, Lexi oraz Louis zgodzili się na szalony pomysł Max'a, a nawet poparli go, mówiąc, że to będzie słodka zemsta. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc Harry'ego i resztę. Stali na środku salonu, patrząc na to wszystko z szeroko otwartymi oczami. Nagle spojrzenie Matta padło na mnie. Czarnowłosy szturchnął Harry'ego i wskazał na moją osobę. Po chwili Harry patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zeskoczyłam ze stołu i skierowałam w ich stronę. Ludzie usuwali się mi z drogi najwyraźniej wciąż się mnie bojąc. 
- Cześć chłopcy! - powiedziałam głośno, aby mogli mnie usłyszeć. - Napijecie się? - uniosłam trunek do góry.
- Co to kurwa jest?! - krzyknął Matt. 
- Ah, tak - uderzyłam się delikatnie w czoło. - Minutkę!
Podbiegłam do wieży i wyłączyłam na chwilę muzykę. Wszyscy zebrani spojrzeli na mnie, a ja uśmiechnęłam się bezczelnie. W pokoju panowała cisza i każdy czekał na mój ruch. Do dzieła, Murray. 
- Na pewno wielu z was zastanawia się dlaczego was tutaj zebrałam - powiedziałam głośno, aby wszyscy mnie usłyszeli. - To impreza powitalna dla naszego przyjaciela Harry'ego, który powstał z grobu!
Ciche szepty rozniosły się po sali i doskonale wiedziałam, że ludzie zaczęli się bać jeszcze bardziej. 
- Spokojnie, nic wam się nie stanie - zaśmiałam się. - Dzisiaj chowamy urazy i bawimy się, aby go powitać. Bawcie się dobrze!
Ponownie włączyłam muzykę, a ludzie wrócili do zabawy. Syknęłam, gdy poczułam jak ktoś mocno chwycił mnie za łokieć. Harry patrzył na mnie zabójczym wzrokiem, a jego twarz była czerwona ze złości. Oho, Styles się wściekł, cudownie.
- Nie możesz tego robić - warknął. - Nie możesz się tak nade mną znęcać.
- Owszem mogę - splunęłam, wyrywając się z jego uścisku. - I nie dotykaj mnie. 
- Każ im wyjść.
- Nie - nasze nosy prawie się stykały. Tak bardzo chciałam go pocałować i on najwyraźniej mnie również.
Spojrzał na moje usta, a po chwili ponownie w moje oczy. Tak bardzo chciałam dotknąć jego miękkich warg i przytulić go, ale nie mogłam. Nasze twarze zbliżały się coraz bardziej, usta prawie stykały. Jeszcze centymetr, jeszcze trochę. 
- Baw się, Harry - delikatnie dotknęłam jego warg, po czym gwałtownie się odsunęłam. 
Puściłam mu oczko i odeszłam od niego, kierując się w stronę Lily. Siostra Stylesa uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a po chwili ocierałyśmy się o siebie, przykuwając przy tym uwagę płci przeciwnej. Louis i Max przyglądali się nam, popijając piwo, co bardzo podobało się Lily. Na pewno czuła coś do mojego brata i nie zdziwiłabym się gdyby dzisiejszej nocy trafili do jednego łóżka. 
- Podoba ci się - powiedziałam, a ona spojrzała na mnie przerażona. 
- Kto? 
- Mój brat - wywróciłam oczami. - Nie udawaj, widzę to.
- Tylko trochę, proszę nie bądź zła - była zmartwiona i zestresowana. Nie podobało mi się, to ale postanowiłam dzisiaj o tym nie wspominać. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do tańczenia. 
Byłam zadowolona z reakcji Harry'ego i właśnie świętowałam swój mały sukces. Plus był bardzo seksowny, gdy się złościł. Lexi także postanowiła zemścić się na Macie, flirtując z jakimś mężczyzną, który nie był nawet w jej typie, ale głupi Matt i tak wrzał ze złości. 
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy Louis położył dłonie na mojej tali i zaczął się ze mną ruszać. Dyskretnie zerknęłam na Harry'ego, który patrzył na nas, pijąc drinka. Był zły, idealnie. 
Zaczęłam mocniej napierać na Tomlinsona, aby jeszcze bardziej wkurzyć mojego ex. Jak się czujesz, Harry? 
- Chodźmy na górę - szepnęłam do mojego przyjaciela.
- Dru, czy ty... - zaczął, lecz mu przerwałam, kładąc palec na jego ustach. 
- Nic nie mów - oblizałam prowokująco usta. - Po prostu czuj. 
Chwyciłam go za dłoń, po czym zaczęłam ciągnąć w stronę sypialni. Nie chciałam uprawiać z nim seksu, chciałam po prostu żeby Harry był zazdrosny, to nie było złe, prawda? 
Mieliśmy już wchodzić po schodach, gdy nagle zatrzymał nas Dante. 
- Zostaw ją, skurwielu! 
Krzyknęłam, gdy Dante rzucił się na Lou i pchnął go na ścianę. Wszystko działo się za szybko. W jednym momencie Louis i Dante zaczęli się bić w drugiej Harry ich rozdzielał. 
Stałam jak sparaliżowana, nie wiedząc co mam zrobić. To Harry miał być wściekły, a nie Dante! Boże, w dodatku Louis oberwał przeze mnie. Zabijcie mnie. 
- Uspokójcie się! - krzyknął Harry. 
Dookoła nas zebrał się cały tłum, co jeszcze bardziej zdenerwowało Harry'ego. Nagle wyjął broń i wymierzył w ludzi, którzy zaczęli piszczeć i krzyczeć.
- Wynoście się stąd! - warknął w ich stronę. 
Matt również wyjął pistolet tak samo jak Jason i Lexi. Ludzie wręcz wybiegali z domu, demolując wszystko.

Łzy pojawiły się w moich oczach, gdy zobaczyłam, że z nosa Louisa cieknie krew. Co ja narobiłam, cholera jasna. 
- Może napijemy się w salonie? - spytał Jason, a każdy spojrzał na niego jak na idiotę. - No co? Chyba musimy porozmawiać jak rodzina, prawda?
*
Czułam się winna i byłam zła na siebie za to co zrobiłam. Nie chciałabym, aby ktoś ucierpiał, ale jak zawsze wszystko spieprzyłam. Teraz siedzieliśmy wszyscy na podłodze w salonie i piliśmy shoty. Panowała między nami cisza, która wręcz nas dusiła. Każdy miał sobie coś do zarzucenia, każdy był na kogoś zły i bałam się, że już z tego nie wyjdziemy, że nasza rodzina się rozpadnie. 
- Ktoś wie, gdzie jest Zoe? - spytała Lexi, aby jakoś zacząć rozmowę.
- Wyszła z samego rana - odpowiedział Max. - Powiedziała, że musi coś załatwić. 
Blondynka pokiwała głową, po czym ponownie utkwiła wzrok w swoim kieliszku. Pieprzyć to!
- Możemy w końcu zacząć rozmawiać? - warknęłam. - Proszę bardzo ja zacznę. Przepraszam Louis, że przeze mnie ucierpiałeś. Nie miałam pojęcia, że ten idiota cię uderzy.
- Nie uderzyłbym go, gdyby nie to, że miałaś zamiar się z nim pieprzyć! - krzyknął Dante.
- No i co ci do tego?! - syknęłam. - Nie jesteś już moim chłopakiem! 
- To była twoja najgorsza decyzja jaką podjęłaś.
- Nie, najgorszą decyzją jaką podjęłam była ta kiedy zgodziłam się być z tobą. 
Dante spuścił wzrok, a ja zakryłam twarz dłońmi. Oboje za dużo powiedzieliśmy i jak zwykle wyszło źle.
- Dobrze - powiedział Dante. - Przepraszam, Louis. Jest mi teraz naprawdę głupio. 
- W porządku, stary - przytulili się po męsku. - Ale jesteś mi coś winien za to - Lou wskazał na swój nos, powodując śmiech u każdego oprócz mnie i Harry'ego. 
- Przepraszam, Lexi - powiedział cicho Matt. - Nawet nie wiesz jak cholernie mi przykro. 
I w taki oto sposób przez następną godzinę, a może dłużej każdy przepraszał każdego. Wybaczaliśmy każdą winę i każdy błąd, aby nasza rodzina ponownie była silna i niepokonana. Kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłam jak Lily przytula braci, Matt całuje Lexi, a Jason przytula się po przyjacielsku z Max'em. Wybaczyłam każdemu oprócz jednej osoby.
- Wiesz, że przed nami poważna rozmowa? - powiedział cicho Louis.
- Wiem - nie patrzyłam na niego, wstydziłam się. - Porozmawiamy o tym sami i kiedy indziej.
- Trzymam cię za słowo. 
- No to co?  Może wypijemy za rodzinę? - zaproponował Dante, uśmiechając się szeroko. 
Wszyscy skinęli ochoczo głowami, a po chwili wznosiliśmy toasty. Harry spojrzał na mnie, zagryzając dolną wargę. Tak bardzo chciałam zrobić to ja, ale jeszcze nie teraz. Moja zemsta wciąż trwała, tylko przez chwilkę. 
- Wypijmy za błędy! - zawołała Lexi.
- Twoje zdrowie, Skarbie - zwróciłam się do Harry'ego, uniosłam kieliszek do góry i wypiłam gorzki płyn. 

Od Autorki:
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Naprawdę nie chciałam napisać takiego gówna. Ten rozdział jest cholernie zły i postaram się, aby następny był lepszy. Nie wiem co się ze mną dzieje, wybaczcie mi.
W tym rozdziale chciałam przekazać pewną myśl, a mianowicie, że rodzina jest najważniejsza. No cóż chyba mi się nie udało. Ten rozdział jest cholernie sztuczny i nawet dialogi są beznadziejne, także wybaczcie mi :c
Dziękuję za komentarze, jesteście cudowne! ♥ Dacie radę dobić do 60 komentarzy? :)
Zapraszam Was na moje nowe opowiadanie oraz aska i twittera.
Pozdrawiam xxx
                                                                 "Bosses"

wtorek, 4 marca 2014

"Bosses"


Serdecznie zapraszam na mojego nowego bloga. Mam nadzieję, że Wam się spodoba! ♥
                   

                                                                   "Bosses"

Obserwatorzy