Ostatnie dwa dni wydawały się być dla wszystkich karą. Nikt nie myślał o niczym innym niż zemście, a poczucie winy zżerało nas od środka. Nie mogłem patrzeć na Max'a, który wyglądał jak wrak człowieka, zapłakaną Lexi, zdenerwowanego Matta, pogrążonego w myślach Jasona i nie mogłem przyzwyczaić się do tego, że mój własny brat, który był cholerną gadułą przestał praktycznie się odzywać. Sam również się zmieniłem. Miałem wahania nastroju, które były uciążliwe dla wszystkich, którzy byli w moim otoczeniu. Miałem dość szpitalnego zapachu, który drażnił mój zmysł węchu i chciałem odpocząć i zapomnieć o wszystkich choć na chwilę. Z jednej strony żałowałem, że poznałem Dru, ale z drugiej właśnie ona pokazała mi życie z innej perspektywy. Czułem coś do niej i to było zbyt silne, zważając na to, że wciąż o niej myślałem. Uwielbiałem jej uśmiech chociaż tak rzadko się uśmiechała. Kochałem jej oczy, w których zatracałem się za każdym razem. Podobała mi się jej osobowość i że była taka niewinna. Ale najbardziej uwielbiałem jej usta, które mógłbym całować godzinami. Chciałem, aby była moja i przy niej myślałem o przyszłości właśnie z nią.
I teraz gdy leżała nieprzytomna na szpitalnym łóżku, i wyglądała jak wrak człowieka czułem, że wszystko spieprzyłem.
- Kiedy ona w końcu się obudzi? - spytałem lekarza, który sprawdzał parametry życiowe.
- Panna Murray straciła dużo krwi i jej organizm jest wyczerpany - powiedział, wpisując coś do kartoteki. - Proszę uzbroić się w cierpliwość.
- Jak mam uzbroić się w cierpliwość, hm? - byłem cholernie wściekły.
- Wiem, że jest ciężko, ale ma pan więcej czasu, aby przekazać swojej dziewczynie, że państwa dziecko nie żyje.
Oblizałem suche usta, wiedząc do czego zmierza ta rozmowa. Dziecko Dru nie było moje, ale poczułem się przygnębiony, gdy lekarz powiedział mi i Max'owi, że Dru poroniła. Nie mogłem sobie wyobrazić jej reakcji, gdy się o tym dowie. To będzie dla niej zbyt wiele.
- Chciałbym zostać z nią sam - rzekłem, a mężczyzna wyszedł, zostawiając nas samych.
Usiadłem na krześle obok łóżka z uwagą przyglądając się mojej kobiecie. Powieki miała przymknięte, cień od rzęs padał na blade policzki. Klatka piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała. Wyglądała tak spokojnie chociaż byłem pewny, że w środku walczyła ze sobą. Nie życzyłem jej takiego życia. To przeze mnie spotkały ją te straszne rzeczy, ale nie mogłem zrobić nic, aby to zmienić. Nie mogłem cofnąć czasu i zapobiec temu wszystkiemu, ale mogłem być przy niej i wspierać ją w każdym momencie. Nie mogłem pogodzić się z uczuciem jakie do niej żywiłem. Wolałem znowu być obojętnym i ślepym na ludzką krzywdę, ale ona sprawiła, że stałem się miękki i wrażliwy w stosunku do niej. To było złe i dobrze o tym wiedziałem.
Nagle usłyszałem ciche westchnienie, a po chwili pomału otworzyła powieki. Rozejrzała się po całym pomieszczeniu, marszcząc czoło. Wyglądała na zagubioną i przestraszoną.
- Hej – szepnąłem, a ona spojrzała na mnie z wyraźną ulgą.
- Dlaczego jestem w szpitalu? – spytała cicho.
- Nie pamiętasz co się stało?
- Tylko tego mężczyznę i on wtedy – przełknęła głośno ślinę. – I ja… A on mnie…
Nie potrafiła się wysłowić, a w jej oczach pojawiły się łzy, które świadczyły o tym, że wciąż się bała. Delikatnie ścisnąłem jej dłoń, zataczając kciukiem kółka na jej skórze.
-Shh – nie mogłem patrzeć na jej łzy. – Już wszystko w porządku.
- Co z nim? – spytała, mając na myśli swoje dziecko.
Spuściłem wzrok na swoje buty, bojąc się spojrzeć jej w oczy. Nie wiedziałem jaka będzie jej reakcja. Bałem się, że się załamie i zaśnie, ale tym razem na dłużej.
- Harry, powiedz mi – ścisnęła moją dłoń. – Słyszysz?! Powiedz! – uniosła głos.
- Przykro mi – niepewnie spojrzałem w jej oczy, które nie wyrażały nic.
Przeraziłem się, gdy puściła moją dłoń. Zamknęła oczy, ściskając w dłoniach prześcieradło. Wyglądała jakby miała zaraz krzyknąć, co nie było dobre w jej stanie. Mogłem jej nie mówić. Mogłem to na razie przemilczeć i poczekać aż wypocznie, ale jak zawsze nie pomyślałem, i poszedłem na żywioł.
- Wyjdź – wyszeptała, a mnie zatkało.
- Co?
- Wyjdź! – krzyknęła. – Zostaw mnie samą. Nie chcę nikogo widzieć.
Wciąż w szoku wyszedłem z sali. Z bólem spojrzałem na Lexi, która od razu do mnie podeszła. Delikatnie zaczęła gładzić moje ramię, uspokajając mnie. Max patrzył na nas z uniesionymi wysoko brwiami i zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Byłem niemal pewny, że pomyślał, iż coś nas łączy, ale na szczęście tak nie było. To znaczy Lexi była cudowna i piękna, ale kochałem ją jedynie jak siostrę, a po drugie miałem Dru, która właśnie wywaliła mnie za drzwi. Co za ironia.
- Obudziła się – powiedziałem chłodno. – Ale kazała mi wyjść i powiedziała, że nie chce nikogo widzieć.
- Niby dlaczego? – brunet prychnął, na co się spiąłem.
- Powiedziałem jej o dziecku.
- Teraz? W tym momencie? Przecież dopiero się obudziła, idioto!
Tego było za wiele. Wyrwałem się z uścisku przyjaciółki, po czym podszedłem do chłopaka i pchnąłem go na ścianę. Syknął, gdy jego plecy spotkały się z twardą ścianą. Chwyciłem go za szyję, zamachnąłem się i uderzyłem prosto w twarz. Jęknął, gdy moja pięść po raz kolejny spotkała się z jego nosem. Byłem wściekły i rozdrażniony. Dru wyrzuciła mnie z pokoju, a ten mały śmieć nazwał mnie idiotą. Jak można być aż takim głupcem? Nikt nie miał prawa tak się do mnie odnosić, nikt, a szczególnie ten mały gówniarz, któremu uratowałem żałosny tyłek.
- Harry! – Lexi odepchnęła mnie od Max’a, który jęczał z bólu. – Jesteśmy w szpitalu, ty draniu!
- Następnym razem jeżeli tak się do mnie odezwiesz, to dostaniesz kulkę prosto w łeb, rozumiesz? – wysyczałem w jego stronę, na co on pokiwał szybko głową. – Cieszę się, że się rozumiemy.
Nie zważając na nic ruszyłem w stronę wind. Nie miałem zamiaru zostać tam ani chwili dłużej.
*
Tydzień temu opuściłam szpital, aby rozpocząć „nowe życie”. Od razu wyjechałam z miasta, izolując się od wszystkich. Chciałam zapomnieć i pogodzić się z losem. Może i nie chciałam tego dziecka, ale utrata jego sprawiła, że poczułam się źle. Wiedziałam, że to był grzech, bowiem powinnam kochać swoje dziecko i się nim opiekować, a ja postąpiłam zupełnie inaczej. Miałam dość tego, że zawsze to ja najbardziej cierpiałam. Dlaczego to właśnie mnie zaatakowali, a nie kogoś innego? Oczywiście nikomu tego nie życzyłam, ale byłam wściekła na Boga za to, że do tego dopuścił.
Mimo, że mieszkałam sama i nikt mnie nie odwiedzał, to wiedziałam, że Harry i jego przyjaciele mnie obserwowali. Skąd to wiedziałam? Pewnego dnia zobaczyłam Dante, który stał opierając się o drzewo i rozmawiał z kimś przez telefon. Potem przyłapałam Jasona, ale nie dawałam po sobie poznać, że wiedziałam o ich obecności. Byłam zła za to, że mnie obserwowali, ale wiedziałam również, że się o mnie martwili, a to znaczyło, że nie byłam im obojętna.
Siedząc na parapecie wpatrywałam się w las, który znajdował się za oknem. Kiedyś jak byłam mała panicznie się go bałam i nigdy nie chciałam tam chodzić, ale moja trauma się zakończyła, gdy tata wziął mnie za rękę i pokazał mi jak piękny on jest.
Niepewnie przyłożyłam telefon do ucha wcześniej wybierając numer Harry’ego. Po chwili, która była dla mnie największą męczarnią, usłyszałam jego zachrypnięty głos:
- Nawet nie wiesz jak długo czekałem aż zadzwonisz.
Serce waliło mi niemiłosiernie szybko, a dłonie pociły się ze stresu. Przełknęłam głośno ślinę zanim zabrałam głos:
- Musiałam trochę odpocząć.
- Wiem – westchnął. – Tęsknimy za tobą… Ja za tobą tęsknię – powiedział po chwili ciszy.
- Ja też tęsknie – ból był słyszalny w moim głosie.
- To wróć – rzekł. – Pomogę ci, nigdy cię nie opuszczę, Dru. Pokażę ci jak bardzo mi na tobie zależy.
Przez chwilę panowała między nami grobowa cisza. Nie mogłam nic powiedzieć, albo raczej nie wiedziałam co. Zależało mu na mnie i tęsknił. Harry Styles za mną tęsknił, cholera.
Ja też za nim tęskniłam i to bardzo. Najbardziej nocą, kiedy leżałam zawinięta kołdrą i marzyłam o dobrym życiu, które będzie pełne szczęścia i miłości. Marzyłam o mnie i o Harrym. Chciałam go w mojej przyszłości, bo czułam, że jest tym jedynym.
- Wrócisz? – wyszeptał.
- Tak – powiedziałam. – Przyjedź po mnie wieczorem i powiedz, aby Lexi wracała do domu.
- Co? – usłyszałam zdziwienie w jego głosie.
- Wiem, że mnie obserwowaliście – westchnęłam ciężko.
- Musiałem być pewny, że jesteś bezpieczna.
- Wiem. Niech Lexi wraca do domu.
- Dobrze. Przyjadę wieczorem.
- Pa – powiedziałam, po czym się rozłączyłam.
Westchnęłam ciężko, wyobrażając sobie nasze spotkanie. Będzie ciężko, to jest pewne i jeśli miałabym być szczera, to bałam się jak cholera. Chciałam, aby wszystko się ułożyło. Pragnęłam go przytulić, pocałować i pokazać mu, że mi także na nim zależy. Dla mnie Harry Styles nie był zabójcą, ale aniołem. Musiałby tylko przestać robić straszne rzeczy, a wtedy nasze życie byłoby idealne, my bylibyśmy idealni.
*
Siedziałam nad brzegiem jeziora, wpatrując się w przepiękny widok przede mną. U mojego boku znajdował się Oliver, który z zawzięciem coś mi opowiadał. Jego oczy błyszczały za każdym razem, gdy wybuchał śmiechem ze swojego własnego żartu. Był pozytywnym człowiekiem i tylko z nim utrzymywałam kontakt przez ostatni tydzień. Nie chciałam mu powiedzieć co się stało, a on na moje szczęście nie naciskał i pogodził się z moją decyzją. Cieszyłam się, że go poznałam, bo sprawiał, że choć na chwilę zapominałam o wszystkich złych rzeczach. Potrafił samą obecnością wysłać mnie do innego świata, który koił mój ból.
- Jesteś ostatnio strasznie małomówna – Oliver trącił mnie żartobliwie w ramię.
- Przepraszam, ale nie sypiam zbyt dobrze – tak naprawdę nie skłamała, bo ostatnio praktycznie nie zmrużyłam oka.
- Właśnie widzę, masz ogromne wory pod oczami – wskazał na swoje oczy.
- Dzięki! – zaśmiałam się.
- Nie chciałem cię urazić! – zaprotestował szybko. – Przepraszam!
- W porządku – uśmiechnęłam się, widząc jego zmartwioną minę. – Co dzisiaj robiłeś?
- Świętowałem z kumplami – jego oczy zabłyszczały jak światełka choinkowe.
- Co świętowaliście?
- Można powiedzieć, że wygraliśmy zawody – puścił mi oko. – Takie tam męskie gry, rozumiesz?
- Tak i chyba nie chcę wiedzieć więcej – uśmiechnęłam się. - Przynajmniej dostaliście jakąś fajną nagrodę?
- Satysfakcję - uśmiechnął się bezczelnie. - Kiedy wracasz do ludzi?
- Dzisiaj.
- Razem ze mną? - spytał z nadzieją.
- Nie, przykro mi. Mój chłopak po mnie przyjeżdża.
Uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy tylko słowo "chłopak" wyszło z moich ust. Kto by pomyślał, że spotka mnie takie szczęście i w końcu znajdę swoją drugą połówkę. Pragnęłam chwalić się Harrym, ale wiedziałam, że to mu się nie spodoba. Był niebezpieczny i na pewno poszukiwany przez policję i gdyby ktokolwiek dowiedział się, że Harry Styles jest ze mną powiązany mielibyśmy niemałe kłopoty.
- Wow, ostatnio jak o tym rozmawialiśmy to nikogo nie miałaś - zauważył, marszcząc brwi.
- Cóż, wtedy jeszcze nie byliśmy razem - wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Kochasz go? - spytał, co mnie strasznie zdziwiło. Czemu mnie o to spytał?
- Myślę, że tak - spojrzałam na niego podejrzliwie. - Skąd takie pytanie?
- Z ciekawości - zaśmiał się nerwowo.- Mam nadzieję, że ten dupek będzie się tobą opiekować.
- Dupek? Dlaczego tak go nazwałeś? - nic nie mogłam poradzić na to, że w moim głosie było słychać złość.
- Bo jaki chłopak pozwoliłby wyjechać swojej dziewczynie i to zupełnie samej na takie odludzie? - uniósł brew wysoko. - Ja na pewno bym do tego nie dopuścił. Jesteś zbyt drogocenna, aby zostawiać cię samą.
Zarumieniłam się, słysząc jego słowa. Ja drogocenna? Nie, to sterta bzdur. A Harry był cudownym chłopakiem, który mimo wszystko nie zostawił mnie samą, zważywszy na to, że cały czas mnie obserwowali. A po drugie, to potrzebowałam przestrzeni i chwili samotności, aby poukładać sobie pewne sprawy, i jestem mu wdzięczna, że mi ją jako taką dał.
- Nie zrozum mnie źle, ale jesteś moją przyjaciółką i się o ciebie troszczę - uśmiechnął się. - Mogę nazywać cię swoją przyjaciółką?
- Oczywiście - byłam szczęśliwa, zyskując kolejnego przyjaciela.
- Teraz będziemy podbijać świat - objął mnie ramieniem, pokazując na krajobraz przed nami.
- Co? - zaśmiałam się.
- Cudowni Duliver!* - krzyknął, a jego głos odbił się echem.
- Jesteś szalony! - nie mogłam opanować swojego śmiechu.
- Wiem, że to kochasz.
*
Lubiłam spędzać czas z przyjaciółmi. Zazwyczaj nie robiliśmy nic konkretnego, po prostu siedzieliśmy w salonie, oglądając jakiś film i rozmawiając o błahostkach. Lubiłam śmiech Jasona, żarty Dante i beztroskiego Max'a, który miał z dnia na dzień lepszy humor. Za to Matt był obojętny na wszystko i nienawidziłam tego w nim. Nienawidziłam tego uczucia, którym go darzyłam. Kochałam tego bydlaka całym sercem już dobrych parę lat i byłam tym wykończona. Wiedziałam, że on także coś do mnie czuł, ale nigdy nie zaproponował mi związku, ani nigdy mnie nie pocałował, a tym bardziej przytulił. Nawet w moje urodziny tylko ściskał moją dłoń, co było chore, bo reszta chłopaków dusiła mnie na śmierć. Nawet Harry, który miał problemy z okazywaniem uczuć był bardziej uczuciowy w stosunku do mnie niż Matt.
- Zjadłbym chińszczyznę - Jason zaczął marudzić, co moim zdaniem było zabawne.
- Chińszczyzna odpada, zawsze musimy czekać na nią wieczność - Dante jęknął - Za to pizza brzmi świetnie.
- Pizza z podwójnym serem - rozmarzyłam się.
- I z kurczakiem - Jason oblizał usta. - O Mój Boże, dzwońcie!
Zaczęłam się śmiać jak opętana, a po chwili dołączył do mnie Dante, Jason i Max. Matt przyglądał się nam z obojętnością wymalowaną na twarzy. Obrzucił nas ostatnim lekceważącym spojrzeniem, po czym wrócił do pisania czegoś na laptopie. Byłam niemal pewna, że pracował. Matt żył naszą działalnością i rzadko robił sobie przerwę w pracy. Był pracoholikiem, a to była jego kolejna wada, której w nim nie akceptowałam.
- To ja zadzwonię - Max wstał z sofy, wyjmując z kieszeni telefon. - Podwójny ser i kurczak?
- I oliwki! - krzyknął Dante, na co Kudłaty pokiwał głową i wyszedł z pokoju.
- Młody się sprawdza - Jason powiedział, mając na myśli brata Dru.
- Byliście na jakiejś akcji razem? - spytałam zaciekawiona.
- Aha. To była mała akcja, nic wielkiego. Musieliśmy tylko pobić paru kolesi.
- To super - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ocenicie go wtedy, kiedy w końcu wyruszy na prawdziwą akcję, a nie na takie małe gówno.
Wszyscy spojrzeliśmy na Matta, który wciąż był zapatrzony w ekran laptopa. Jego słowa były chamskie i przykre. Myślałam, że go lubi, ale w tym momencie wyprowadził mnie w pole. Czasami bywał taki dziwny i mówił niezrozumiałe rzeczy, to było frustrujące.
- Tak, jak zawsze masz racje - syknęłam, a on spojrzał na mnie, marszcząc brwi. - Potrafisz oceniać ludzi tylko po tym jak zabijają? Czy cokolwiek innego się dla ciebie liczy?
- Oczywiście - jego głos był chłodny jak lód. - Ale potrafię oddzielić pracę od życia prywatnego.
- Właśnie widać - zaśmiałam się gorzko. - Nie robisz nic innego niż siedzenie przed tym cholernym urządzeniem!
- Ktoś w końcu musi zająć się Charmsem - warknął. - Harry jest zajęty swoją poszkodowaną dziewczyną, a ty jej słodziutkim braciszkiem.
- Zamknij się do cholery! - krzyknęłam, a chłopacy niepostrzeżenie wymknęli się z pokoju, zostawiając nas samych. Tchórze.
- Prawda boli co? - Matt spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach, odstawiając laptopa na bok.
- Prawda?! Chcesz usłyszeć prawdę?! - wstałam, a on zrobił to samo. - Jesteś zazdrosnym gnojkiem, który obraża się o wszystko. Zamiast o mnie walczyć, to ignorujesz to! Myślisz, że będę czekała na ciebie wieczność? Mam dość, Matt, bo jaki sens ma moja chora miłość do ciebie, kiedy ty nawet mnie nie chcesz, bo gdybyś mnie chciał, to wszystko wyglądałoby inaczej. Więc nie mów co jest prawdą!
Oboje wpatrywaliśmy się w siebie ciężko dysząc. W końcu powiedziałam mu co myślę o nas i było mi z tym dobrze. Ciężar spadł z mojego serca i nareszcie poczułam się wolna. Tak długo czekałam na ten moment, tak często układałam sobie w myślach słowa, które mu powiem, aż w końcu to się stało.
- Więc tak to spostrzegasz? - spytał się cicho.
- Tak - łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie miałam zamiaru płakać, o nie.
- Kocham cię, Lexi całym sercem. Jesteś dla mnie najważniejsza. Żyję tylko dla ciebie, to twój uśmiech i głos trzyma mnie przy życiu. Kocham to w jaki sposób zarzucasz włosami, albo pokazujesz, że życie jest piękne mimo tych wszystkich złych rzeczy, które nas spotkały. Uwielbiam twoje oczy, bo przypominają mi o zapachu skoszonej trawy, który kocham, a ponadto zielony to mój ulubiony kolor. Wiesz dlaczego się nie staram? Bo nie zasługuję na ciebie, jesteś dla mnie zbyt dobra. Przeszłaś tak wiele w życiu, a ja nie chcę cię skrzywdzić. Ale pamiętaj, że cię kocham najbardziej na świecie, Lexi, bo jesteś moim centrum wszechświata - cały czas patrzył mi w oczy, z których wydostawały się łzy wzruszenia i szczęścia. Nie chciałam ich ukrywać. Byłam szczęśliwa, bo ten drań w końcu się przyznał, że mnie kocha.
- Tak bardzo cię kocham, Matt - zapłakałam, głaszcząc jego policzek. - Proszę, nie zostawiaj mnie. Bądź mój, bo to sprawi, że będę najszczęśliwsza na świecie. Jedynie odrzucenie może mnie zranić.
Mężczyzna objął mnie mocno, całując czule wargi. Było mi tak dobrze w jego ramionach, a jego usta były idealnie dopasowane do moich. Długo czekałam na ten pocałunek, który był pełen miłości i desperacji. Boże, tak bardzo go kochałam, że powinno to być zakazane. Chciałam tylko pozostać w tym miejscu na zawsze. Tylko ja, Matt i nasza miłość.
*
Oczekiwanie na Harry'ego, to jak oczekiwanie na prezenty w święta. Cały czas się uśmiechałam i nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Żyłam tylko świadomością, że niedługo zobaczę miłość mojego życia. Tak, Harry był miłością mojego życia i mimo że nie znaliśmy się długo, to kochałam go i pragnęłam, aby i on mnie kochał. Tylko tego pragnęłam.
Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk silnika i opon, które jechały po piachu. Harry wysiadł z samochodu, uśmiechając się do mnie. Serce zabiło mi szybciej, a w brzuchu wystrzeliły fajerwerki.
- Cześć - odezwał się, podchodząc bliżej. - Tęskniłem za tobą.
Nie wytrzymałam. Wpadłam w jego objęcia, całując go mocno. Tak bardzo za nim tęskniłam, tak bardzo go kochałam. Jego język delikatnie pieścił moje podniebienie, powodując, że jęknęłam mu w usta. Pociągnęłam delikatnie za jego włosy, a jego dłonie znalazły się pod moją koszulką i z uczuciem gładziły plecy. Przyjemny dreszcz przeszedł po moim ciele, co nie uszło uwadze Stylesa, który uśmiechnął się podczas naszego namiętnego pocałunku. Pożądanie brało nade mną kontrolę, budząc do życia najmroczniejsze zakamarki mojego ciała. Mlasnęłam niezadowolona, gdy się ode mnie odsunął. Jego czoło opierało się o moje, a zielone oczy patrzyły z miłością w moje, brązowe.
- Oszaleję przez ciebie - mruknął, całując mnie w policzek. - Jesteś tylko moja.
- Na zawsze - wyszeptałam, a on uśmiechnął się czule.
- Już nigdy mnie nie zostawiaj.
- Już nigdy, przysięgam - przejechałam opuszkiem palca po jego brodzie. - Ty mnie też nigdy nie zostawiaj.
- Nigdy, Księżniczko.
Delikatnie musnęłam jego usta, po czym odsunęłam się od niego. Ta obietnica była dla mnie bardzo ważna. Nie chciałam, aby kiedykolwiek mnie zostawił, to by mnie zabiło.
Usiedliśmy na schodkach, wsłuchując się w śpiew ptaków. Oparłam głowę o jego ramię, a on objął mnie ramieniem. Było cudownie, bo nikt nam nie przeszkadzał i byliśmy tylko my.
- Muszę coś ci powiedzieć, Harry - przełknęłam głośno ślinę. Nie chciałam niszczyć tej romantycznej chwili, ale musiałam.
- Co się stało? - spytał zmartwiony.
- Ten mężczyzna, który mnie zranił powiedział mi coś - zamknęłam oczy, czując ten ból. - Powiedział, że Charms jest gotowy i czas zacząć grę.
Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Zacisnął szczęki z całej siły, a oczy zmieniły kolor na czarny. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a całe ciało spięło się z nerwów.
- Czyli byłaś tylko ostrzeżeniem - mówił jakby do siebie. - Charms chce się bawić? Cudownie, czekałem na to zbyt długo.
Spojrzałam na niego pytająco, a on uśmiechnął się bezczelnie. Zniknął słodki Harry, a zastąpił go zabójca.
- To wojna.
*połączenie imion Dru i Oliver.
Cześć i czołem! Co u Was słychać? Jak po świętach? Ja czuję, że przytyłam co najmniej pięć kilo! :C
Rozdział dodaję wcześniej, bo dzisiaj wybieram się na wesele swojej ukochanej, starszej siostry, także będzie się działo ;)
Wiem, że zjebałam i rozdział jest okropny, i bardzo Was za to przepraszam. Obiecuję poprawę!
Dziękuję za tak dużo pięknych komentarzy i nowych obserwatorów. Wow, cały czas jestem zaskoczona, bo nie jestem jakąś tam utalentowaną osobą, która dobrze pisze, także dziękuję <3
Jak widzie Lexi i Matt w końcu są razem. Mam nadzieję, że to trochę wyjaśniło całą sytuację z nimi, bo chyba niektórzy nie wiedzieli na jakim są oni etapie. Teraz na pewno są już razem, a więc dzwony biją!
Ilu Was tu jest? :))
Przepraszam za ewentualne błędy!
Pozdrawiam <3